Górnik Zabrze. Dali tlen rywalowi

W Zabrzu rozpamiętują jeszcze przegrany mecz z „Jagą”, ale przede wszystkim myśli się o niedzieli i starciu z Rakowem.


Mecz z białostocczanami mógł stanowić milowy krok dla górniczej jedenastki. Wygrana, a była ona na wyciągnięcie ręki, sprawiłaby, że drużyna Jana Urbana znalazłaby się o krok, a konkretnie o dwa punkty za zajmującymi odpowiednio czwarte i piąte miejsce w ligowej tabeli Radomiakiem i Lechią.

Zabrakło chłodnej głowy

„Górnicy” prowadzili do przerwy, żeby wszystko stracić w drugiej połowie i ostatecznie przegrać 1:2. – Zdobyłem bramkę w meczu z Jagiellonią, ale cieszyć się nie mogę, bo przegraliśmy. Dlaczego tak się stało? Na pewno bardzo duża ilość niewykorzystanych przez nas sytuacji. Tego najbardziej szkoda, bo tak faktycznie, to już w pierwszej połowie mogliśmy ten mecz zamknąć i grać spokojnie, a tak wyszliśmy na boisko po przerwie, wkradł się niepokój, straciliśmy bramkę i wszystko się popsuło – komentuje Piotr Krawczyk.

Napastnik zabrzan trafił do siatki po dobrym zagraniu z prawej strony w wykonaniu Roberta Dadoka, który potem z powodu urazu musiał opuścić murawę, zresztą jak Rafał Janicki. Tak po prawdzie, to Krawczyk do przerwy powinien schodzić z dwoma bramkami na koncie, ale w samej końcówce I części przegrał pojedynek sam na sam z bardzo dobrze broniącym w zespole „Jagi” Zlatanem Alomeroviciem.

– Zabrakło trochę chłodnej głowy i spokoju. Pospieszyłem się z zejściem do prawej nogi, bo mogłem zejść do lewej, przed Michała Pazdana i szukać uderzenia z tej nogi, bo tam było dużo miejsca – przyznawał po spotkaniu.

Ogrywać Pazdana, który razem z pozyskanym zimą Alomeroviciem był najlepszym zawodnikiem białostocczan, nie było jednak łatwo. – To doświadczony zawodnik z wielkim ograniem. Mocny w kontakcie i silny, z takim rywalem na pewno się łatwo nie gra – mówił Krawczyk.

Chcą powtórki z Rakowem

W starciu z „Jagą”, nie po raz pierwszy w tym sezonie zabrzanom przytrafił się okres przestoju, całkowitego oddania inicjatywy rywalowi. Tak było choćby w starciach jesienią z Cracovią i Bruk-Bet Termalica Nieciecza, gdzie „górnicy” prowadzili, z „Pasami” nawet dwoma bramkami, a ostatecznie albo remisowali, albo przegrywali. Z Jagiellonią w poniedziałek było podobnie, jak w wymienionych dwóch spotkaniach.

– Ciężko powiedzieć dlaczego to tak wyglądało. Na pewno nie mieliśmy tego w planach, żeby tak głęboko dać się zepchnąć. To była woda na młyn przy takim wyniku i możemy powiedzieć, że sami daliśmy tlen rywalowi. Zdobyli bramkę i mieliśmy jeszcze swoje okazje, ale nie udało się ich wykorzystać. Taka jest piłka, tracimy bramkę w doliczonym czasie i zostaliśmy z niczym – trafnie punktuje wszystko Krawczyk.

Na rozpamiętywanie wszystkiego nie ma jednak czasu, bo przecież ligowy kalendarz gna, a już w niedziele arcyciekawe starcie, ponownie na swoim stadionie, z walczącym o mistrzostwo Polski Rakowem.

– Na pewno trzeba odpocząć, a od środy już przygotowania do niedzielnego meczu, bo te punkty uciekają. Gdzieś tam dobrze zaczęliśmy, bo wygrana ze Stalą, było dobrze, ale popsuliśmy to w poniedziałek. Teraz trzeba szukać punktów nawet w takim spotkaniu, jak to z Rakowem tym bardziej, że gramy na swoim stadionie. Walczymy na pewno o trzy punkty – zaznacza Piotr Krawczyk.

Dodajmy, że z częstochowianami „górnicy” grali tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Był to zaległy mecz z 5. kolejki, kiedy wicemistrz Polski zaangażowany był w walkę w europejskich pucharach. Pod Jasną Górą zabrzanie wygrali 2:1 po trafieniach Jesusa Jimeneza i Mateusza Cholewiaka. W Zabrzu nie mieliby nic przeciwko powtórce takiego rezultatu, ale czy ekipa trenera Marka Papszuna na to pozwoli?


Na zdjęciu: Piotr Krawczyk w bieżącym sezonie ma na koncie 3 ligowe trafienia.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus