Górnik Zabrze. Granie w kratkę to przeciętność

Przegrana – wygrana – przegrana, to schemat górniczej jedenastki w bieżącym sezonie.


Już wydawało się, że zabrzanie łapią wiatr w żagle. Przed reprezentacyjną przerwą rozegrali emocjonujące spotkanie z Wisłą Płock. Mimo że przegrywali 1:2, w końcówce zdołali odwrócić losy spotkania i ostatecznie wygrali 4:2.

Źli na siebie

Wydawało się, że podobnie będzie w sobotę z Wisłą Kraków. „Biała gwiazda” na początku II połowy też prowadziła. I kiedy wszyscy oczekiwali, kiedy gospodarze rzucą się rywalowi z Krakowa do gardła, to… nic takiego nie nastąpiło.

– To oczywiste, że mecz z Wisłą nie wyglądał tak, jakbyśmy chcieli. Pretensje możemy mieć wyłącznie do siebie. Rywal do przerwy nie stworzył pod naszą bramką praktycznie żadnej sytuacji. My coś próbowaliśmy robić, ale niewiele z tego wynikało. W II połowie Wiśle wystarczyło 5-10 minut takiego przyciśnięcia nas, no i wpadła bramka po rykoszecie. To była taka sytuacja, że wybija się lub blokuje uderzenie. Niestety, wpadła do siatki. I tak potem mieliśmy jednak sporo czasu, żeby wszystko odrobić. Wydaje się, że zabrakło nam trochę cierpliwości, żeby jeszcze pograć piłką od lewej do prawej strony, chcieliśmy tę bramkę strzelić jednym, czy dwoma podaniami, ale dziś się tak nie da. Trzeba trochę piłką pograć.

Jesteśmy bardzo źli na siebie, bo na stadionie była bardzo fajna atmosfera, ale nie wyszło. Musimy wkładać w to wszystko jeszcze więcej, bo takie granie w kratkę nie pomoże nam, żeby być gdzieś tam w tabeli wyżej – podkreśla Grzegorz Sandomierski, doświadczony bramkarz Górnika.

„Górnicy” w bieżącym sezonie rzeczywiście grają w kratkę, a słabe momenty przeplatają dobrymi. Rozgrywki zaczęli od dwóch przegranych na początek sezonu z Pogonią i Lechem. Potem przyszły dwie wygrane ze Stalą i przede wszystkim po dobrej grze z Jagiellonią na jej terenie 3:1. Kolejne spotkania to niepowodzenie w górnośląskich derbach z Piastem i nieszczęśliwy remis z Cracovią, gdzie drużyna prowadzona przez Jana Urbana dała sobie wbić dwa gole w ostatnich minutach i wypuściła pewną zdawałoby się wygraną z rąk.

Potem znowu lepiej, bo wygrana w lidze z Wartą i w Pucharze Polski z Radomiakiem. Następnie nieszczęsny mecz w Niecieczy. Kończy się październik, a zabrzanie grają w kratkę, tak jak ma to miejsce w przypadku pogody w tym jesiennym miesiącu.

Złapać dobrą serię

Sami zawodnicy nie bardzo wiedzą, co jest przyczyną takiej sinusoidy.

– Ciężko powiedzieć z czego to wynika. To zdarza się po raz kolejny, a o jakiś analizach nie ma co mówić. Sami się nakręcamy mówiąc, że dobrze byłoby wygrać parę meczów z rzędu, żeby zakotwiczyć w ligowej tabeli wyżej. Mam nadzieję, że ta kolejna lekcja przyniesie nam coś, co weźmiemy do siebie i to granie w kratkę już się nie powtórzy, a my złapiemy serię i będzie dobrze. Przede wszystkim trzeba wierzyć, że tak będzie – podkreśla Sandomierski.

Teraz o złapanie jakiejś pozytywnej passy może być ciężej, bo w sobotę ligowy mecz z rozpędzoną Lechią na jej terenie, wyjazd na Puchar Polski do Ślęzy Wrocław, a w ostatni październikowy weekend starcie u siebie z Zagłębiem Lubin.


Na zdjęciu: Bramkarz Grzegorz Sandomierski nie zdołał w sobotę powstrzymać Michala Frydrycha (z prawej).
Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus.pl