Korona im z głowy spadła. Górnik Zabrze nie dał szans kielczanom

Gorąco było na boisku, gorąco było także na trybunach. Kibice Górnika świętowali dziesięciolecie swojej przyjaźni z fanami GKS-u Katowice, a w liczbie kilku setek w sektorze gości zameldowali się również sympatycy Korony, którzy żyją w dobrych relacjach z zabrzanami. Poskutkowało to tym, że zarówno po jednej, jak i drugiej stronie pojawiło się sporo pirotechniki, przez którą mecz był na chwilę przerwany. Dodając do tego przerwę spowodowaną kontuzją Ivana Marqueza, uzbierało się kilka chwil, przez co piłkarze zeszli do szatni po 52 minutach grania.

 

Boiskowa dominacja

Gospodarzom raczej to nie przeszkadzało, dlatego że Górnik w pierwszej połowie było o co najmniej klasę lepszy od Korony. Śląscy zawodnicy dominowali, chociaż na prawdziwą akcję godną oklasków trzeba było czekać do 24 min. Wtedy to podłączający się do ofensywy Boris Sekulić wyczekał odpowiedniej chwili i perfekcyjnie obsłużył Kamila Zapolnika, który wbiegając w gąszcz obrońców Korony z bardzo bliskiej odległości wpakował futbolówkę do bramki. Pochwały w tej sytuacji należały się także Łukaszowi Wolsztyńskiemu, ponieważ to on wygrał siłowe pojedynki z kielczanami i oddał futbolówkę Sekuliciowi – choć zrodziły się też pewne wątpliwości, czy Wolsztyński nie pomagał sobie ręką. Nie zmienia to faktu, że urodzony w Knurowie napastnik był w świetnej formie i wielokrotnie nękał swoich przeciwników – czy to z piłką, czy to bez piłki.

Później niezłe sytuacje na podwyższenie mieli Erik Janża i Mateusz Matras, ale drugą bramkę zdobył dopiero w doliczonym czasie Jesus Jimenez. Igor Angulo wyciągnął do przodu stoperów Korony, a następnie uruchomił wbiegającego w powstałą lukę rodaka. Zagrał prostopadłe podanie, a Jimenez ominął kieleckiego bramkarza i umieścił piłkę w pustej bramce. Górnik wygrywał w pełni zasłużenie.

 

Na spokojnie

Gospodarze czuli najwyraźniej, że większą część swojego zadania już wykonali, ponieważ po przerwie cofnęli się nieco i grali bez specjalnego przemęczania się. Korona próbowała konstruować ataki, ale oprócz strzału rezerwowego Michała Żyry w 59 minucie, który minimalnie minął słupek, trudno było wskazać jakąś dogodną szansę. Lepiej radzili sobie zabrzanie. Z dystansu strzelał Sekulić, potem Wolsztyński prześcignął Daniela Dziwniela i wbiegając w pole karne nieczysto trafił piłkę, a chwilę później… napastnik wpisał się na listę strzelców. Na jego nieszczęście asystujący Jimenez był na minimalnym spalonym, chociaż i tak warto zwrócić uwagę na fakt, że Górnik niemalże na stojąco „wjechał” do bramki Korony.

Jedynym, co mogło martwić 14-krotnych mistrzów Polski w drugiej połowie, była kontuzja dobrze dysponowanego Zapolnika, który musiał opuścić boisko. Pozytywów było jednak znacznie więcej, bo swoją strzelecką „niemoc” przełamał Angulo, który w doliczonym czasie gry wykorzystał rzut karny podyktowany po faulu na nim samym – Ognjen Gnjatić ciągnął go za koszulkę. Kibice Korony mogli tylko załamywać ręce, bo ich piłkarze byli całkowicie bezradni.

 

Zobacz jeszcze: Rozmowa z Pawłem Bochniewiczem 

https://sportdziennik.com/bochniewicz-zawsze-czuje-odpowiedzialnosc-za-zespol/

 

Górnik Zabrze – Korona Kielce 3:0 (2:0)

1:0 – Zapolnik, 24 min (asysta Sekulić),
2:0 – Jimenez, 45+2 min (asysta Angulo),
3:0 – Angulo, 90+2 min (rzut karny)

GÓRNIK: Chudy – Sekulić, Wiśniewski, Bochniewicz, Janża – Zapolnik (60. Manneh), Matras (78. Matuszek), Ściślak (86. Kopacz), Jimenez – Wolsztyński, Angulo. Trener Marcin BROSZ.

KORONA: Sokół – Gardawski, Kovacević, Marquez (45+1. Radin), Dziwniel – Gnjatić, Żubrowski – Cebula, Arweładze (55. Żyro), Pućko (46. Tzimopoulos) – Papadopoulos. Trener Gino LETTIERI.

Sędziował Wojciech Myć (Lublin)  Widzów 18573.

Żółte kartki: Żubrowski (31. faul), Dziwniel (55. faul), Gnjatić (80. faul)

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem