Górnik Zabrze. Mają się z czego cieszyć

Górnik podtrzymał w Łodzi dobrą dla siebie ostatnio passę zwycięstw.


Zabrzanie po restarcie ekstraklasy są rewelacją rozgrywek. Jako jedyni w sześciu kolejkach po wznowieniu ligi jeszcze nie przegrali, w tym czasie zgromadzili aż 14 punktów, a ostatnie trzy mecze z rzędu wygrali. Po 31 kolejkach mają na koncie już 47 punktów. To już o punkt więcej, niż mieli w zeszłym roku na zakończenie rozgrywek, a do rozegrania zostało jeszcze pięć meczów, więc ten bilans powinien być jeszcze lepszy.

Zrealizowali swój plan

W Łodzi zabrzanie zaczęli spokojnie. Tym razem nie rzucili się rywalowi do gardła, jak to było we wcześniejszych spotkaniach, ale spokojnie czekali na to, co zrobi grający pod ścianą rywal. W nudnej pierwszej połowie ciekawa była dopiero końcówka, a bramka zdobyta przez Stavrosa Vasilantonopoulosa ustawiła mecz. Po przerwie dwa gole zdobyte w ciągu kilku minut przez niezawodnego Igora Angulo z karnego oraz coraz lepiej czującego się w drużynie Giorgosa Giakoumakisa załatwiły sprawę.

– To, co nas cieszy, to to, że stwarzaliśmy sytuacje. Mogliśmy je lepiej rozgrywać. Zdajemy sobie sprawę, że jeszcze wiele pracy przed nami, ale dobrze, że je stwarzamy. Ważna dla nas była pierwsza bramka, bo zdobyta z ataku pozycyjnego i bardzo ciekawa. Kluczowy był jednak moment z rzutem karnym, a następnie szybko strzelona trzecia bramka. Nie ustrzegliśmy się również sytuacji, w których mogliśmy się lepiej zachować. Mieliśmy pomysł. Przed meczem podkreślaliśmy, że przyjechaliśmy z konkretnym planem. Cieszymy się, że udało się go zrealizować i wracamy do Zabrza z punktami – komentował po meczu trener Marcin Brosz.

Pokazali swoją wartość

„Górnikom” nie zaszkodziło to, że grali bez pauzujących za kartki Romana Prochazki, Alasane Manneha czy Pawła Bochniewicza, który w środę był rezerwowym.


Przeczytaj jeszcze: Wielka kasa za Erika Jirkę!


– W pierwszej połowie cofnęliśmy się nieco niżej niż w ostatnich meczach. Zagęściliśmy środek i chcieliśmy szybko odbierać piłki. Mogliśmy mieć więcej korzyści z tych sytuacji, ale były próby i to było widać. Kluczem do sukcesu była skuteczna gra w obronie. Tutaj widać stabilizację. Wypadł Paweł Bochniewicz, ale bardzo dobrze gra Michał Koj, który go zastępuje. To cieszy, że mamy różne możliwości. Nawet w przypadku kontuzji czy żółtych kartek możemy wymienić zawodnika i linia obrony dalej jest stabilna – podkreśla szkoleniowiec Górnika.

– Najważniejsze, że mamy trzy punkty i zapewnione utrzymanie – dodaje Martin Chudy. Bramkarz zabrzańskiej jedenastki mówi.

– Z ŁKS odnieśliśmy bardzo ważne zwycięstwo, bo w tych kolejnych meczach po podziale na grupy chcemy kontynuować swoją serię i dalej zwyciężać. Pokazaliśmy naszą wartość. Tym razem zagraliśmy trochę cofnięci, dwaj nowi chłopacy, którzy ostatnio mniej grali, Filip Bainović oraz Daniel Ściślak, do tego Michał Koj zamiast „Bochena”, pokazali, na co ich stać. Dobrze zaprezentowaliśmy się jako zespół. Szkoda tylko, że nie udało się zagrać na zero z tyłu. Musimy poprawić koncentrację, żeby nie tracić takich bramek w ostatnich minutach. Szkoda, bo mogliśmy mieć jedenasty mecz w tym sezonie na zero z tyłu. Byłoby to fajne, ale najważniejsze są trzy zdobyte przez nas punkty i to, że chłopaki którzy weszli do drużyny, zaprezentowali się bardzo dobrze – podkreśla Chudy.


Szydera na ŁKS-ie

Prawie 900 kibiców na meczu ŁKS – Górnik nie miało litości dla swojego zespołu w przegranym 1:3 spotkaniu. Były okrzyki „Kaziu Moskal! Kaziu Moskal!”, a w końcówce kolejne zagrania do tyłu fetowano głośny „ole!”. W ten mało sympatyczny sposób beniaminek żegna się z ekstraklasą, bo po porażce z zabrzanami ŁKS nie ma już nawet matematycznych szans na pozostanie wśród najlepszych.

– Musimy się szybko podnieść i zrobić wszystko, żeby drużynie pomóc. To jest moje zadanie, bo cała odpowiedzialność za obecną sytuację spoczywa na moich barkach. Nie chcę się niczym zasłaniać i to jest moje zadanie, żeby ten zespół na nowo postawić na nogi, bo ŁKS nie zasługuje na to, żeby w tak łatwy sposób przegrywać i w takim stylu opuszczać ekstraklasę – mówi trener Wojciech Stawowy.


Na zdjęciu: Zabrzanie mają się czego cieszyć, wygrywają ostatnio mecz za meczem.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus.pl