Górnik Zabrze. Niepokoi brak jakości

W Zabrzu już myślą o niedzielnym spotkaniu z Podbeskidziem, ale wraca się też myślami do tego, co było w starciu z Lechem.


W spotkaniu z „Kolejorzem” górniczy zespół zaskoczył. Tyle, że nie grą, a wyjściową jedenastką. Tego, że na ławce usiądzie doświadczony Roman Prochazka można się było spodziewać, natomiast rola rezerwowych dla Przemysława Wiśniewskiego oraz Alasana Manneha była już dużym zaskoczeniem.

Tylko walka i bieganie

Obaj piłkarze pojawili się na boisku po przerwie. „Wiśnia” zastąpił Aleksandra Paluszka, a reprezentant Gambii Krzysztofa Kubicę. To była końcówka spotkania, bo 72 minuta.

– Ja byłem zaskoczony przede wszystkim grą Lecha. To było zaskoczenie in minus. Przecież to zespół aspirujący do czołowych miejsce w lidze, który w zeszłym roku pokazywał, że potrafi grać. Mają tam dobre warunki, jest praca z młodzieżą, ale w Zabrzu nie zagrali dobrze.

W ogóle muszę powiedzieć, że ja tego nie rozumiem, jak patrzę na naszą ligową piłkę, gdzie od zawodników wymaga się tyko biegania i walki, za to nie ma grania. Może jakbyśmy nie mieli możliwości oglądania w telewizji tych mocnych zachodnich lig, bo ja na przykład lubię pooglądać Bundesligę czy ligę angielską, to zadowalalibyśmy się tym co mamy, a tak to oczekiwania są większe.

Niestety, w ekstraklasie rzadko zdarza się zobaczyć ciekawe spotkanie. Brakuje u nas w tym wszystkim tej piłkarskiej jakości – mówi bez ogródek Jan Kowalski, jedna z wielkich legend Górnika, który mistrzostwo z zabrzanami jako piłkarz zdobywał siedem razy, a potem aż pięciokrotnie był trenerem górniczego zespołu, co jest rekordem klubu z Zabrza.

Zdziwił się, że nie grał

Jan Kowalski dodaje. – Co do Górnika, to miał w tym sobotnim remisowym spotkaniu przebłyski, ale to też nie było to. Ja nie rozumiem dlaczego od piłkarzy w ekstraklasie wymaga się tylko biegania. Przecież to nie na tym polega.

Kibice chcieliby zobaczyć też dobrą grę, jakiś artyzm. Ja go widziałem w meczu Liverpoolu w niedzielę, kiedy zdobywał trzecią bramkę w ligowym meczu. Tam jest wszystko. Też bieganie i walka, bo bez tego nie da się grać, ale też piłkarze wiedzą co zrobić z piłką, potrafią ją rozegrać na małej przestrzeni, grać z pierwszej piłki, w odpowiednim momencie zaatakować czy zwolnić tempo gry, u nas tego nie ma.


Czytaj jeszcze: Pełni szczęścia nie ma

W Górniku jest ciekawy zawodnik, który potrafi grać, to czarnoskóry Manneh, który teraz był – ja nie wiem czemu – rezerwowy. Proszę też zwrócić uwagę na to, ile on łapie żółtych kartek. To właśnie wynika z tego, jak każą mu grać, że ma gonić i biegać po tym boisku. A to przecież gracz stworzony do tego, żeby grać tą piłką, a nie tylko walczyć – ocenia doświadczony szkoleniowiec, a przed laty świetny pomocnik.

Znaki zapytania

Teraz przed zabrzanami starcie z Podbeskidziem, które tak dobrze zaprezentowało się w meczu z mistrzem Polski w niedzielę. Jak będzie w starciu z „góralami”, którzy po dobrej grze odprawili z kwitkiem Legię? Być może trudniej niż w spotkaniu z Lechem.

Ciekawe też czy trener Marcin Brosz ponownie postawi na młodych graczy, jak 19-latków Aleksandra Paluszka, Norberta Wojtuszka czy niewiele starszego Krzysztofa Kubicę czy jednak do składu wrócą tak mocne ogniwa, jak „Wiśnia” w defensywie i Manneh w środku pola.

W starciu z „Kolejorzem” ten pierwszy siedział na ławce rezerwowych po raz pierwszy od… maja 2019 roku, od meczu z Wisłą Kraków, kiedy wszedł na boisko w końcówce. 22-lateni Manneh był z kolei rezerwowym drugi raz z rzędu w tym sezonie. Wcześniej podobnie było w spotkaniu z Jagiellonią tuż przed świętami.


Na zdjęciu: Alasana Manneh dość niespodziewanie wypadł z pierwszego składu Górnika.

Fot. Damian Kościesza/PressFocus