Górnik Zabrze. Powody do niepokoju

Kolejny mecz i kolejna porażka. W Zabrzu nie mają ostatnio powodów do zadowolenia…


Jeśli wziąć pod uwagę tabelę za mecze od początku grudnia, to na jej dole dwa zespoły, które mają się zmierzyć w pucharowym meczu w środę, czyli Górnik i Raków. Obie ekipy uzbierały w tym czasie ledwie cztery punkty w pięciu grach, a bilans bramkowy mają 3-6. Piszemy, że Raków z Górnikiem mają zagrać, bo z sygnałów dochodzących i z jednego i z drugiego obozu wynika, że patrząc na aurę na zewnątrz nie ma woli i chęci do wybiegnięcia na boisko przy zwałach śniegu i temperaturze odczuwalnej w granicach minus kilkanaście stopni. Trudno się dziwić, że nie chce się grać w takich arktycznych warunkach.

Ale wracając do przegranego przez „górników” meczu z „góralami” w niedzielę. Zabrzanie dobrze prezentowali się w pierwszej części, podobnie jak było to w pierwszym tegorocznym ligowym meczu z Lechem u siebie. Po przerwie nie było już tak dobrze, choć było okazje ku temu, żeby „dobić” przeciwnika.

Przy 1:0 zabrzanie gnali na bramkę Michala Peskovicia w sytuacji 3 na 1, ale tak fatalnie wszystko rozwiązali, że gospodarze wyszli z opresji obronną ręką. Ze strony Górnika, to był piłkarski kryminał. W końcówce triumfowała niesamowita ambicja i wola walki świetnie nastawionych mentalnie i widać, że dobrze też przygotowanych do rozgrywek bielszczan.

– W pierwszej połowie, do tej 70 minuty nie wyglądało to źle. Niestety, w końcówce już to tak dobrze nie było i niestety przygrywamy – komentuje [Martin Chudy], dla którego niedzielne spotkanie było szczególne. Rozgrywał przecież 70 kolejny mecz w ekstraklasie bez opuszczonej minuty. Pod tym względem nikt z nim nie tylko w ekstraklasie nie może się równać.

– Bramki straciliśmy po naszych błędach. Gospodarze w drugiej połowie ostro ruszyli. Mieli sporo rzutów wolnych, rożnych. Było dużo wrzutek. My nie potrafiliśmy utrzymać piłki w środku pola. Nie wyglądało to już tak, jak do przerwy. Gdybyśmy wykorzystali jedną z naszych sytuacji i trafili na 2:0, to inaczej by to wyglądało. Nie strzeliliśmy jednak drugiej bramki, nie udało się zagrać na zero z tyłu, no i przegrywamy – ocenia jeden z najlepszych bramkarzy na ekstraklasowych boiskach.


Czytaj jeszcze: „Górale” wyrwali trzy punkty! No i ten Biliński…

Teraz zabrzanie muszą się szybko pozbierać. – Nie zmienimy już tego co stało się w Bielsku, a trzeba się skupić na pucharowym spotkaniu w środę. Przez te rozgrywki jest szansa na dostania się do europejskich rozgrywek, tak więc musimy się jak najlepiej przygotować do tego meczu. Przed nami ciężki przeciwnik, ale te pucharowe rozgrywki to co innego niż liga, więc jedziemy po wygraną i awans – podkreśla Chudy.


Japończyk w Istrii

W grudniu aktualny był temat sprowadzenia do Górnika młodzieżowego reprezentanta Japonii Taichi Hara. Strzelający sporo bramek nie tylko w rezerwach FC Tokio w J3 League piłkarz, zafascynowany jest Robertem Lewandowski i był zainteresowany grą w ekstraklasie. Nic z tego jednak nie wyszło. Sztab szkoleniowy nie zdecydował się na sprowadzenie gracza do siebie. 21-letni wysoki napastnik, 190 cm wzrostu i tak jednak wylądował w Europie. Będzie zawodnikiem chorwackiego klubu NK Istra.

A co z transferami w górniczym klubie? Być może już nawet najbliższe godziny przyniosą jakieś dobre informacje dla fanów Górnika. Klub z Zabrza pracuje nad wzmocnieniem. W grę wchodzi ofensywnie grający pomocnik.


Na zdjęciu: Nawet Martin Chudy nie zdołał w niedzielę pomóc „górnikom”. Tutaj łapie piłkę po strzale Kamila Bilińskiego z jedenastki.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus