Górnik Zabrze. Przespana druga połowa

W Zabrzu żałują dwóch straconych punktów w Krakowie. – Szkoda, naprawdę szkoda – żałował po meczu z „Pasami” trener Jan Urban.


Gdyby ktoś przed sobotnim meczem z Cracovią „ofiarował” Górnikowi punkt w tym spotkaniu, to raczej byłby on zabrany w ciemno. Zabrzanie na Stadionie im. Józefa Piłsudskiego nie wygrali od ponad 6 lat. Do tego drużyna Michała Probierza w ostatnich tygodniach notowała zwyżkę formy.

Dla boiskowych cwaniaków

Tymczasem w pierwszej połowie „górnicy” grali tak samo, jak w wygranym w sierpniu meczu z Jagiellonią w Białymstoku. Z polotem, z pomysłem i ofensywnie. Skończyło się na dwóch zdobytych bramkach przez Jesusa Jimeneza, któremu nie zaszkodziło transferowe zamieszanie wokół niedoszłego transferu do Konyasporu, a także [Piotra Krawczyka]. Ten drugi trafił nawet dwa razy, ale jeden z goli nie został uznany, bo zdaniem sędziów napastnik Górnika pomógł sobie ręką.

Piłkarska katastrofa przytrafiła się zabrzanom w samej końcówce, kiedy to dwa razy do siatki trafiał środkowy obrońca Cracovii Matej Rodin. W tej sytuacji zamiast kompletu trzech punktów „górnicy” zanotowali zaledwie jednopunktową zdobycz.

– Można by powiedzieć, że po jednej połowie dla każdego zespołu. Natomiast ten mecz mogliśmy zamknąć w pierwszej połowie i byłoby po wszystkim. Cracovia w drugiej połowie postawiła wszystko na jedną kartę i wykorzystała swoje atuty. A tymi atutami są niewątpliwie stałe fragmenty gry. Robią to bardzo dobrze, wykorzystują to i my zapłaciliśmy za to wysoką cenę – komentował po meczu Jan Urban. Szkoleniowiec Górnika dodawał.

– Różnica między pierwszą, a drugą częścią była kolosalna. My daliśmy się w drugiej połowie wciągnąć przeciwnikowi w ich grę, tzn. zero płynności, dużo kontaktów, dużo rzutów wolnych. „Pasom” było w to mi graj. Wykorzystali te swoje atuty w postaci swoich stałych fragmentów i szkoda, że myśmy na to pozwolili, bo to nie są sytuacje, którym nie można zapobiec. Mnie jako trenera wkurza to, że są to sytuacje trudne do nauczenia. Ja zawsze powtarzam chłopakom, że jak jest rzut wolny czy rzut rożny, to są to takie sytuacje dla cwaniaków boiskowych, gdzie ktoś kogoś przepchnie, gdzie ktoś kogoś wyprzedzi po to, żeby uderzyć na bramkę.

W takich sytuacjach trzeba wygrać walkę o pozycję, o te 10 czy 20 centymetrów. To jest trudne do nauczenia. Najlepszą receptą jest atak na piłkę, ale to też jest celem drugiego zespołu. Szkoda, naprawdę szkoda, bo wydawało się, że krzywda nam się w tym spotkaniu nie może przytrafić – komentował trener zabrzan.



Ten remis boli

W podobnym tonie po zremisowanym 2:2 spotkaniu wypowiadali się też zawodnicy górniczej jedenastki. – Zagraliśmy słabo w drugiej połowie. Za bardzo się cofnęliśmy i daliśmy się Cracovii nakręcić tymi jej stałymi fragmentami i w końcu je wykorzystali. Zespół z Krakowa ma bardzo dobre te stałe fragmenty, gdzieś tam byliśmy na to uczuleni, ale widać za słabo, bo w drugim kolejnym meczu w ten sposób straciliśmy już trzy bramki. Boli to, że w takich okolicznościach wypuszczamy zwycięstwo – komentował po spotkaniu Krawczyk, który w sobotę zdobył swojego pierwszego gola w tym sezonie. Przed zdobytą na 2:0 bramką sędzia Damian Sylwestrzak nie uznał mu jeszcze jednego trafienia. Po analizie VAR okazało się, że napastnik Górnika pomógł sobie ręką.

– Szczerze mówiąc to nie spodziewałem się, że zostanie to odgwizdane. Jak sędziowie wszystko zaczęli oglądać, to gdzieś tam pomyślałem, że wszystko jest analizowane. Mnie wydawało się, że nic nie było, skoro jednak sędziowie na VAR tak uznali, to nie ma co dyskutować, bo później i tak wpadło. Mam nadzieję, że po tej bramce przyjdą następne i w kolejnych spotkaniach też będę trafiał – mówi Krawczyk, który w poprzednim sezonie zdobył dla Górnika 4 bramki.


Na zdjęciu: W końcówce meczu w Krakowie było naprawdę nerwowo!
Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus.pl