Górnik Zabrze. Roszada w tyłach

Począwszy od pierwszego meczu ekstraklasy sezonu 2019/2020 z Wisłą w Płocku 22 lipca, formacja obronna zabrzan grała w tym samym zestawieniu. Martin Chudy w bramce 10 meczów i 900 minut. To damo dotyczyło na bokach defensywy Borisa Sekulicia z prawej i Erika Janżę z przeciwnej strony. W środku defensywy rządził duet Przemysław Wiśniewski – Paweł Bochniewicz. Jak trzej pozostali nie opuścili minuty meczu.

Liczy, że będzie jak wiosną

Wszystko zmieni się teraz, choć akurat ostatniego meczu z Lechem Bochniewicz już nie dokończył. Po jednym ze starć w końcówce został tak poturbowany, że musiał, w asyście masażystów, opuścić boisko. Jako że trener Marcin Brosz wykorzystał już limit zmian, to „górnicy” kończyli spotkanie w osłabieniu, tracąc jeszcze w doliczonym czasie gola na 1:3. Jak się okazało po meczu, wysoki środkowy obrońca uszkodził torebkę stawową. Nie może teraz normalnie trenować. Z Cracovią w niedzielę i tak jednak by nie zagrał, bo w starciu z „Kolejorzem” złapał swoją czwartą żółtą kartkę w bieżących rozgrywkach i musi pauzować.

Sam zawodnik jest dobrej myśli i liczy na to, że po reprezentacyjnej przerwie wróci na ligowe boiska.

– Podobna sytuacja, podobny uraz przytrafił mi się ze wiosennym spotkaniu z Piastem. Też wydawało się, że przerwa będzie dłuższa, a szybko doszedłem do siebie – przypomina.

W starciu z gliwiczanami (8 marca) nabawił się urazu prawej stopy, próbując uprzedzić napastnika Piasta Piotra Parzyszka. Po kwadransie musiał opuścić murawę. Wydawało się, że kontuzja na dłużej wyeliminuje go wtedy z gry. Tymczasem szybko doszedł do siebie, w dużej mierze dzięki fizjoterapeucie Górnika Bartłomiejowi Spałkowi, który wydatnie pomógł w skutecznej rehabilitacji. Wtedy też pomogła reprezentacyjna przerwa i dokładnie trzy tygodnie później Bochniewicz wybiegł na ligowe boisko, w starciu przeciwko Cracovii. Obrońca Górnika ma nadzieję, że teraz będzie podobnie, a kibice zobaczą go w akcji w kolejnej ligowej grze u siebie z ŁKS-em Łódź 20 października.

Kto za Bochniewicza?

Przed sztabem szkoleniowym jedenastki z Zabrza jest teraz dylemat, na kogo postawić w środku defensywy? Pole manewru jest, bo przecież zawodników w klubowej kadrze nie brakuje. Przed niewiele ponad tygodniem, w meczu I rundy Pucharu Polski z Polonią Środa Wielkopolska, w defensywie, tyle że na jej bokach, pojawiła się dwójka zawodników, której w ekstraklasie nie oglądaliśmy od miesięcy.

Chodzi o Islandczyka Adama Orn Arnarsona i Michała Koja. Obaj nie występowali ostatnio z powodu kontuzji. Islandczyk swoje ostatnie spotkanie w najwyższej klasie rozgrywkowej zagrał w maju w spotkaniu z Koroną w Kielcach, gdzie zresztą nabawił się przykrego urazu.

Z kolei Koj na występ w ekstraklasie czeka jeszcze dłużej, bo ponad pół roku! Jego ostatnim występem były przegrane derby z Piastem w marcu, gdzie akurat kontuzji nabawił się Bochniewicz. Być może trener Marcin Brosz zdecyduje się na postawienie na jego osobą. Z trzecioligową Polonią Koj nie dość, że zaliczył asystę, to zdobył jeszcze bramkę. Co innego jednak występ ze słabszym rywalem, a co innego mocne w ostatnich tygodniach „Pasy”.

Inną z możliwości sztabu szkoleniowego górników jest przesunięcie do środka defensywy doświadczonego Sekulicia, który w defensywie, i zresztą nie tylko tam, zagra na każdej pozycji. Serbski piłkarz grał na tej pozycji, kiedy jeszcze reprezentował Slovana Bratysława. W tej sytuacji miejsce na prawej obronie zająłby Arnarson. I takie rozwiązanie wydaje się najbardziej prawdopodobne. Jak jednak faktycznie będzie, to przekonamy się w niedzielne popołudnie.

Na zdjęciu: Paweł Bochniewicz (leży na murawie) nabawił się urazu w ostatnim ligowym meczu z Lechem.