Górnik Zabrze. Tracą dystans

Na koniec zeszłego roku zabrzanie mieli do Legii sześć punktów straty. Teraz to już 12 „oczek”.


Jedenastka z Zabrza była rewelacją początku bieżącego sezonu, kiedy to wygrywała mecz za meczem. Najpierw przyszło zwycięstwo z Jagiellonią w Pucharze Polski, a potem cztery wygrane w lidze, kolejno z Podbeskidziem, Stalą, Lechią i z Legią przy Łazienkowskiej po porywającej grze. Serię przerwała Wisła Kraków remisując bezbramkowo przy Roosevelta.

Liczby to za mało

„Górnicy” prawie połowę obecnej zdobyczy punktowej osiągnęli więc w pięciu pierwszych kolejkach, kiedy nazbierali 13 punktów. W pozostałych czternastu kolejkach tych punktów udało się zgromadzić nieznacznie więcej, bo czternaście. W tym roku zabrzanie na koncie mają ledwie cztery „oczka”. Do tego doliczyć trzeba jeszcze dwie porażki przed świętami w grudniu z Cracovią i z Jagiellonią w Białystoku. Na koniec roku Górnik tracił do Legii ledwie sześć punktów. Teraz to już dwa razy tyle.

Nie udało się też podtrzymać dobrej passy i po raz kolejny w ostatnim czasie ograć legionistów. Przypomnijmy, że w ubiegłym roku zabrzanom ta sztuka udała się dwukrotnie, w czerwcu u siebie zwyciężyli 2:0, a we wrześniu 3:1. Choć w sobotę z legionistami zabrzanie nie grali źle, szczególnie w drugiej połowie, kiedy to inicjatywa była po ich stronie i atakowali, to jednak w końcówce dali się zaskoczyć i ostatecznie zeszli z boiska pokonani 1:2.

– Z przebiegu gry w drugiej połowie byliśmy lepsi. Mieliśmy kilka okazji z rzędu do zdobycia drugiej bramki. Niestety nadzialiśmy się na kontratak, po którym straciliśmy gola. Myślę jednak, że był to dobry mecz Górnika. Moim zdaniem zasłużyliśmy na coś więcej, na co najmniej jeden punkt. Mam nadzieję, że w następnych meczach będziemy grać jeszcze lepiej i wreszcie zdobędziemy to, na co zasługujemy i osiągniemy założone cele – mówił po spotkaniu Giannis Massouras.

Grecki wahadłowy jak zwykle zaliczył w ligowym meczu dużą liczbę sprintów, bo aż 23. O jeden więcej miał w zespole gości dobrze grający po przeciwnej stronie Josip Juranović, który znalazł się zresztą w naszej jedenastce kolejki. Masourasa nikt jednak nie wyprzedził jeśli chodzi o najszybszy bieg, bo w sobotę w jednym ze sprintów zmierzono mu szybkość 34,66 km. W ogóle liczby, przynajmniej te dotyczące biegania, były w sobotę po stronie górniczego zespołu, bo zabrzanie przebiegli o 3,5 km więcej niż rywal, piłkarze Górnika mieli w nogach prawie 118 km. Nie przełożyło się to jednak na rezultat.

Kontuzjowani obrońcy

Na pytanie o ocenę tego pierwszego okresu gry w lidze w tym roku, trener Marcin Brosz mówi.


Czytaj jeszcze: Od świąt do świąt

– Te kilka rozegranych kolejek, to zbyt krótki okres, żeby oceniać to co jest do poprawy, a co nam wychodziło. Takim pierwszym etapem będzie przerwa na reprezentację, wtedy będziemy wszystko analizować dogłębnie – tłumaczy szkoleniowiec Górnika.

Na wyciągnięcie odpowiednich wniosków z ostatnich porażek w Zabrzu nie mają za wiele czasu, bo już w piątek kolejne ligowe starcie. Nie będzie to dla drużyny z Górnego Śląska łatwe spotkanie, bo rywalem na wyjeździe będzie Wisła Kraków, która w ostatnim czasie notuje znaczną zwyżkę formy, a w tym roku zdobyła już 10 punktów, aż o sześć więcej niż „górnicy”. Do tego po starciu z Legią mocno poobijani są obrońcy. Adrian Gryszkiewicz opuścił murawę po godzinie gry, a kapitan Michał Koj z potężnym guzem na głowie. Obaj zawodnicy nie mają wiele czasu na regenerację przed występem pod Wawelem za kilka dni.


Ciężko pracuje

Bohaterem wygranego meczu Legii z Górnikiem był Kacper Kostorz, który w drugiej połowie wszedł na boisko i przesądził o jego losach w końcówce, zdobywając efektownego gola. To piłkarz dobrze znany w naszym regionie. Jest przecież wychowankiem Piasta Cieszyn. Jako junior był nawet w latach 2013-14 w… Górniku Zabrze! Szansę w seniorskiej piłce dało mu Podbeskidzie Bielsko-Biała, gdzie terminował przez kilka lat. W sobotę na Stadionie im. Ernesta Pohla zdobył swojego pierwszego gola w ekstraklasie.

– Trener powtarza mi, żebym pracował cały czas i będę dostawał swoje szanse. Tak też jest. Miałem długą przerwę i brakowało mi wydolności. Sumiennie pracowałem cały czas, trener powtarzał, żebym dalej tak pracował. Tu jest Legia Warszawa, liczy się tylko zwycięstwo i zawodnik wchodzący z ławki musi być gotowy w stu procentach. Ja to rozumiem i cieszę się, że tak było w Zabrzu – mówi 21-letni piłkarz.


Na zdjęciu: Michał Koj (z lewej) próbuje powstrzymać Kacpera Kostorza.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus.pl