Górnik Zabrze. Ta sama historia

Historia Richmonda Boakye, jak żywo przypomina tą związaną z Ugochukwu Michaelem Enyinnayą.

To jedno z największych, jeżeli nie największe rozczarowanie wiosny. Ile nadziei wiązano z transferem do Górnika Richmonda Boakye w lutym? To piłkarz, który ma nietuzinkowe CV. Strzelał przecież gole na kilku kontynentach, był w kadrze samego Juventusu. Dla Crvenej Zvezdy Belgrad strzelił w ostatnich latach 60 bramek we wszelkiego rodzaju rozgrywkach.

Niczym się nie wyróżnia

Teraz miał zawojować ekstraklasę i zdobywanymi bramkami pomóc „górnikom” bić się o czołowe miejsce w lidze. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Zabrzanie wiosną są najgorzej punktującym zespołem (13 meczy, 10 punktów), a 28-letni napastnik z Ghany zawodzi na całej linii. Zagrał w 11 ligowych meczach, w których ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Na potęgę marnował też sytuacje w ostatnim przegranym spotkaniu z Wisłą Płock.

– Niestety nie jest to napastnik, którego mógłbym pochwalić, a trzeba się zgodzić z tymi opiniami, które gdzieś tam krytycznie oceniają jego występy. Niczym się nie wyróżnia. Uważam, że jak Górnik sprowadza już jakiegoś zawodnika, to powinien to być ktoś, kto się wyróżnia, kto jest lepszy, a on na razie nic nie pokazał. 11 meczów i zero bramek, to bardzo słaby bilans, jeśli chodzi o napastnika – mówi Jan Banaś, w przeszłości wielka sława Górnika i reprezentacji Polski, który wiedział, jak trafiać do siatki przeciwnika.

– Czego mu brakuje? Wszystkiego. Nie jest przede wszystkim bramkostrzelny. Owszem widać, że umie grać, że potrafi przyjąć piłkę, ale to wszystko jest za mało. Za mało… – mówi Banaś, który z górniczą jedenastką zdobywał i mistrzostwo i Puchary Polski.

Boakye ma jeszcze 3 mecze, żeby trafić do siatki, ale patrząc na jego formę, to należy wątpić czy uda się mu pokonać bramkarzy Cracovii, „Jagi” czy Lecha. Dwa z tych spotkań odbędą się na wyjazdach, a tam wiosną Górnik zdobył ledwie jedną bramkę…

Tak jak Nigeryjczyk…

Co do Boakye, to jego historia do złudzenia przypomina tą z udziałem innego z napastników z Afryki, z którego występami w Górniku również wiązano wielkie nadzieje, a skończyło się na klapie. O kogo chodzi? O nigeryjskiego napastnika Ugochukwu Michaela Enyinnayę. „Hugo”, bo tak na niego wołano, trafił do Zabrza jesienią 2004 roku, kiedy trenerem zabrzan był Werner Liczka, a klubem władał Marek Koźmiński. Stał się pierwszym zawodnikiem, który trafił na nasze boiska z Serie A. Wcześniej występował w Bari i Foggii. Do Europy porwał go Churchill Oliseh, piłkarski menedżer i prawnik, starszy brat byłego kapitana reprezentacji Nigerii – Sundaya Oliseha. Zniknął w swoim kraju w końcówce sezonu i nikt nie wiedział, co się z nim dzieje, w końcu „odnalazł” się na Starym Kontynencie, a konkretnie w Belgii, gdzie grał w RWD Molenbeek, a potem w Italii, skąd przybył na Górny Śląsk.

Z jego transferem wiązano wielkie nadzieje, niestety, niewiele z tego wyszło, a wszystko przez kontuzje. Zanim trafił do Górnika miał za sobą trzy operacje! Z tego powodu nie pojechał na igrzyska w Sydney w 2000 roku. W Zabrzu na jednym z treningów mocniej kopnął piłkę i od razu naderwał sobie mięsień czworogłowy…


Czytaj jeszcze: Siedem grzechów Górnika

– Enyinnaya to typ siłowego piłkarza. Dopóki na 100 procent nie będzie zdrowy, to nie będzie grał. To piłkarz na którego patrzymy przyszłościowo – tłumaczył trener Liczka. Niewiele z tego wyszło, bo skończyło się na ledwie czterech grach w górniczej jedenastce. Lepiej poszło mu potem w drugoligowej wtedy Odrze Opole, gdzie w sezonie 2006/07 w 26 meczach zdobył 9 bramek. W kolejnym sezonie zdobył osiem goli i wyjechał z powrotem do Włoch.

Dobrze, że są punkty

A co do Górnika i ligowego finiszu, to jak wszystko widzi Jan Banaś? – Dobrze, że tych punktów wcześniej udało się sporo nazbierać, bo inaczej byłoby cieniutko. Szkoda tego wszystkiego, bo na początku sezonu były naprawdę dobre mecze w wykonaniu zespołu, a teraz wszystko siadło. Oby udało się w tych ostatnich meczach jeszcze coś ugrać – podkreśla 31-krotny reprezentant Polski.


Na zdjęciu: Richmondo Boakye (z prawej) nie potrafi się wstrzelić w ekstraklasie.
Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocus.pl