Raków jest mocny, grają jak za Dobosza

Dziś Raków chce jednak wyrównać rachunki z Chojniczanką, drużyną, która u progu rozgrywek zadała mu jako jedna jedyna bolesny cios zwyciężając 2:1. Wówczas zespół z Chojnic prowadził Przemysław Cecherz, a jego asystentem był Dawid Jankowski, były filar Rakowa i na krótko jego trener, który dziś nie ma wątpliwości, kto rozstrzygnie bój rewanżowy na swoją korzyść.

– Pierwszy mecz to już historia. Wygraliśmy, bo mieliśmy trochę więcej szczęścia i Raków dopiero się rozkręcał. Teraz to częstochowianie są zdecydowanym faworytem tej konfrontacji i w moim odczuciu powinni bez kłopotów wypunktować doskonal znanego mi rywala – przyznaje Jankowski. – Owszem Chojniczanka to niezły zespół, ale częstochowianie prezentuję w tej chwile takie umiejętności, że spokojnie można zaryzykować twierdzenie, iż to jedna z najlepszych drużyn w kraju. Oglądam mnóstwo spotkań pierwszoligowych i tych w Lotto Ekstraklasie. Raków mógłby śmiało już dziś stawić czoła ligowym potentatom. Zresztą Lech otrzymał od częstochowian surową lekcję futbolu. Inni też mogliby zostać boleśnie przeegzaminowani. I zaręczam, to nie są moje oderwane od rzeczywistości przemyślenia.

Wiele podobieństw

Słowa Jankowskiego brzmią niczym hymn pochwalny na rzecz drużyny z Limanowskiego, ale były obrońca czerwono-niebieskich pamięta jeszcze czasy drużyny Zbigniewa Dobosza, która w sezonie 1993/94 wywalczyła historyczny awans do ekstraklasy.

– Byłem wtedy piłkarskim pacholęciem, ale przypominam sobie tamten zespół, który imponował mi fantastycznym zgraniem. I choć nie było w nim wielkich gwiazd stanowił monolit. Piłkarze potrafili się utrzymywać w wysokiej formie przez cały sezon. Teraz podobnie jest z ekipą Marka Papszuna. Tam jest tylu dobrych zawodników, chcących pokazać się na boisku, że właściwie nie ma aż tak fundamentalnego znaczenia, kto zagra wyjściowej jedenastce. Rezerwowi prezentują się równie dobrze – podkreśla Jankowski.

Jednego mniej

Skoro o kadrze zawodniczej mowa, wypadł już z niej Nigeryjczyk Chidiebere Nwakali. Nie za wiele nagrał się on w barwach Rakowa. Raptem jeden mecz w Pucharze Polski, występ w zremisowanym spotkaniu częstochowian z Podbeskidziem Bielsko-Biała. To zdecydowanie za mało jako na oczekiwanie związane z jego transferem do lidera I ligi.

Według oficjalnych informacji Nwakali wrócił do Nigerii z powodu poważnej choroby swojej mamy. Sam zawodnik mocno naciskał na rozwiązanie kontraktu, co przyznaje prezes Rakowa, Wojciech Cygan. Jego ewentualny powrót do Polski, po okresie dłuższego przebywania poza Unią Europejską, wiązałby się z podjęciem kolejnych procedur meldunkowych i tych związanych ze zdobyciem pozwolenia na pracę. Wygląda więc na to, że rozwód Rakowa z Nigeryjczykiem jest definitywny.

Co z „Miłym”?

Odejście Nwakaliego to tylko zapowiedź kolejnych ruchów kadrowych w Rakowie. Kadrowe „tsunami” przy Limanowskiego najpewniej nie przejdzie, ale sternicy klubu chcą kilka spraw uporządkować. Tematem ostatnich dni jest jeszcze mocniejsza „miłość” Rakowa do filigranowego Miłosza Szczepańskiego, który co prawda trafił do Rakowa na zasadzie transferu definitywnego, ale warszawska Legia pozostawiła sobie małą furtkę, aby „Miły” mógł wrócić na Łazienkowską, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Działacze z Częstochowy dokładnie więc przyglądają się umowie transferowej wychowanka Dunajca Nowy Sącz, by wykluczyć taką ewentualność. W grę wchodzą jednak całkiem niemałe pieniądze.