Grają z udziałem publiczności, ale niewiele to zmienia

Węgierski rząd zezwolił w tym tygodniu na obecność kibiców na meczach ligowych. Jednak w przypadku tamtejszych rozgrywek niewiele to zmienia…


Węgrzy wznowili sezon podobnie jak Polacy – od razu na dwóch frontach. Odbyły się dwa rewanżowe mecze półfinału pucharu, a w lidze dwa zaległe mecze rozegrał Ferencvaros. Pokonał Debrecen 2:1 i Ujpest 1:0, dzięki czemu jego przewaga w tabeli nad drugim MOL Fehervar wzrosła do 9 punktów.

Zacięte półfinały

W finale pucharu 3 czerwca zmierzą się Honved Budapeszt oraz Mezoekoevesd, klub z 16-tysięcznego miasta, mającego powiązania ze Śląskiem. Jest partnerskim miastem dla Żor. W półfinale wyeliminował MOL Fehervar, co z pewnością nie ucieszyło kibica tego klubu, premiera Węgier Viktora Orbana. Ale on ma teraz większe problemy niż labdarugas, czyli futbol.

W pierwszym meczu na Varosi Stadion, czyli Stadionie Miejskim w Mezoekoevesd, było 1:1. W rewanżu goście prowadzili już 2:0, MOL wyrównał, ale bramki zdobyte na wyjeździe przy równym bilansie spotkań premiowały Mezoekoevesd.

Drugi półfinał był również zacięty, Honved grał z MTK i po dwóch bezbramkowych remisach zwycięzcę w derbach Budapesztu wyłoniły rzuty karne. Honved wygrał je 5:4.

Rodzina i przyjaciel

Gospodarzem rewanżu był Honved, ale jego stadion jest w budowie i grano na reprezentacyjnym obiekcie Puskas Arena, mogącym pomieścić ponad 60 tysięcy widzów. „Gdyby kibice mogli usiąść na co 10 krześle, byłoby ich 6700, ale przepisy są surowe z powodu epidemii i było pusto” – napisał portal 444.hu.

Jednak nie do końca, gdyż na widowni dostrzeżono ministra spraw zagranicznych Petera Szijjarto z dwójką synów, a także jego przyjaciela, reprezentacyjnego napastnika Balazsa Dzsudzsaka. Było trochę późno, mecz zaczął się o 21.00, ale szkoły na Węgrzech są zamknięte i chłopcy nie musieli rano wstawać.

Minister nie robił z tego żadnej tajemnicy i sam zamieścił rodzinne zdjęcie na portalu społecznościowym. Dzsudzak jest teraz piłkarzem klubu Al-Ittihad Kalba w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Z powodu pandemii mógł mieć problemy z przyjazdem do Węgier, ale okazało się, że ma paszport dyplomatyczny.

Ciekawe, kto mu go załatwił? Miał poddać się 14-dniowej kwarantannie, ale tych dwóch tygodni odosobnienia jakoś się nie doliczono.

Maseczki nie dla każdego

Szijjarto jest wielkim fanem Honvedu i zapewne przeszedł bez trudu wszystkie procedury umożliwiające wejście na stadion, jakie przewiduje MLSZ (Węgierski Związek PN). Odnoście trybun czytamy tam: „Widownia jest otwarta dla personelu medialnego, operatorów stadionów, personelu niezbędnej obsługi oraz przedstawicieli liderów i sponsorów klubów.

Nie są zobowiązani do przystąpienia do testu, ale muszą zadeklarować, że nie są zarażeni i ściśle przestrzegać ogólnych przepisów na terenie stadionu”.

Takie osoby powinny mieć maseczki, ale jak wiemy z polskiego doświadczenia politycy mają własne standardy i na Węgrzech jest podobnie. Można więc zobaczyć na zdjęciu szerokie uśmiechy ministra Szijjarto oraz osób mu towarzyszących.

Lepszy biznesmen niż polityk

Dodajmy, że dyrektorem zarządzającym Honvedu jest Gabor Kun, kiedyś współpracujący z Szijjarto. Następnie był zastępcą dyrektora generalnego MNKH (Magyar Nemzeti Kereskedőház Zrt.), czyli Węgierskiego Narodowego Domu Handlowego, utworzonego przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Kun został mianowany dyrektorem klubu przez nowego właściciela, którego firma kupiła Honved przed rokiem. Jest nim Zoltan Bozo, przedsiębiorca i polityk. W 2014 roku Bozo kandydował na stanowisko burmistrza w Szentes (miasto w południowo-wschodnich Węgrzech), ale przepadł z kretesem.

Lepiej wiedzie mu się na polu biznesu telekomunikacyjnego. Jego firma za 6,5 miliarda forintów zbudowała ogrodzenie na południowej granicy Węgier, aby powstrzymać napływ imigrantów.

Tłoku nie będzie

Ta historia z ministrem jest ważna, gdyż zaraz potem pojawił się dekret rządowy zezwalający na obecność kibiców na meczach. Mogą brać udział w imprezach sportowych w kraju, pod warunkiem przestrzegania ustalonych zasad, które obejmują między innymi obowiązkowy dystans co najmniej półtora metra.


Czytaj jeszcze: Oddalone światło w tunelu


Zezwolenie jest jednak ważne tylko na mecze i zawody, które odbędą się na powietrzu lub na częściowo zadaszonych obiektach. W przypadku stadionów piłkarskich kibice będą mogli zajmować co czwarte miejsce. „Jeśli policzymy dopuszczalną liczbę widzów, nie będzie to oznaczać żadnej dużej zmiany w porównaniu z przeszłością” – złośliwie komentują to węgierskie media odnosząc się do niskiej od dawna frekwencji w lidze.

Na dowód prezentujemy zdjęcie trybun z jednego z meczów. Zaznaczono na nim, że w pierwszym sektorze od lewej nie ma nikogo, w drugim jest 10 kibiców, w trzecim 8, w czwartym 22.


Na zdjęciu: Tak wyglądała ligowa frekwencja na węgierskich stadionach przed pandemią.

Fot. Instagram