Grand Prix na żużlu. Szkoda, że bez Kubery
Poznaliśmy obsadę przyszłorocznej Grand Prix na żużlu. Stałymi uczestnikami cyklu będzie czterech Polaków.
Po finałowym turnieju w Toruniu pewne było, że w kolejnym roku w indywidualnych mistrzostwach świata ścigać się będą Artiom Łaguta, Bartosz Zmarzlik, Emil Sajfutdinow, Maciej Janowski, Fredrik Lindgren oraz Tai Woffinden. Ci zawodnicy znaleźli się w czołowej szóstce klasyfikacji generalnej Grand Prix w 2021 roku. Wcześniej kwalifikacje do cyklu w zawodach GP Challenge wywalczyli sobie Max Fricke, Patryk Dudek i Paweł Przedpełski oraz, poprzez zdobycie złota w mistrzostwach Europy, Mikkel Michelsen.
Nowym organizatorem GP od najbliższego sezonu będzie Discovery Sports Events. Firma już zaskoczyła fanów czarnego sportu, zapowiadając, że transmisje z turniejów będą pokazywane w płatnej aplikacji. Nowy promotor zobowiązany jest do rozdania „dzikich kart”, dlatego wydawało się, że możemy oczekiwać również niespodzianki. Polscy kibice liczyli, że dzięki swoim gościnnym występom w mistrzostwach Dominik Kubera przekonał nowe władze do dania mu szansy.
Postawiono jednak na żużlowców sprawdzonych i doskonale znanych na arenie międzynarodowej – Leona Madsena, Jasona Doyle’a, Roberta Lamberta, Andersa Thomsena i Martina Vaculika. Oni brali udział w minionej edycji cyklu, ale nie udało im się wywalczyć kwalifikacji w sposób sportowy.
To oznacza, że skład osobowy mistrzostw nie zmieni się radykalnie. Tak naprawdę na torze zobaczymy trzy nowe twarze w stosunku do sezonu 2021, choć przecież doskonale znane – Przedpełskiego, Dudka oraz Michelsena. Nie jest to zarzut, bo wybrano aktualnie najlepiej spisujących się zawodników na świecie, co będzie przyciągało kibiców przed ekrany i na trybuny, a walka na torze stanie się jeszcze ciekawsza. Każdy z żużlowców, który otrzymał „dziką kartę”, jest w stanie rywalizować o podium i pokazywał to w przeszłości. Mijałoby się z celem szukanie na siłę kolejnych nazwisk tylko po to, aby wprowadzić różnorodność.
Fot. Marcin Karczewski/PressFocus