Grosicki: Wróciłem, żeby odblokować Lewego

„Grosik”, tak jak obiecywał, po wejściu na boisko w meczu z Portugalią wypracował sytuację. Co prawda nie Robertowi Lewandowskiemu, jak zakładał, tylko Kubie Błaszczykowskiemu, ale najbardziej istotne jest to, że zanotował asystę. I rozegrał poprawne półgodziny po powrocie do kadry.

Portugalia była w świetnej formie, nasi rywale kapitalnie utrzymywali się przy piłce. My mieliśmy dobre pierwsze 20 minut, potem za bardzo się cofnęliśmy. To chyba siedzi gdzieś w psychice, że gdy nasz zespół strzela bramkę i obejmujemy prowadzenie, to później automatycznie się cofamy i staramy się atakować wyłącznie z kontrataku. Niestety, oddaliśmy rywalom inicjatywę, a Portugalczycy to wykorzystali.

I wygrali zasłużenie – powiedział po meczu zawodnik Hull City. – Cieszę się, że dostałem pół godziny, ale wiem z meczu na mecz będę grał coraz więcej. Dla mnie najważniejsze teraz, to wrócić do optymalnej formy.

Adam GODLEWSKI: Chłopaki nie płaczą…

Kamil GROSICKI: – …generalnie to prawda, ale czasami w życiu bywają trudne momenty, które trzeba po prostu przeżyć. Zawsze staram się widzieć światełko w tunelu, ale w meczu z Kolumbią na mundialu od stanu zero do dwóch nie byłem w stanie patrzeć optymistycznie.  W tamtym momencie wiedziałem już, że mistrzostwa świata są przegrane i czułem, że my do tego turnieju nie pasujemy. Fizycznie nie byłem przetrenowany, nie wiem jak inni zawodnicy, ale ja miałem siłę, żeby robić sprinty. Mecze układały się jednak tak, że nie miałem gdzie ruszyć, byłem zblokowany. Uważam, że mundial przegraliśmy w sferze mentalnej i to już w meczu z Senegalem, w którym o porażce zadecydowały błędy indywidualne. Głowy były już spuszczone i przed kolejnymi spotkaniami nie udało się ich podnieść.

A jeśli chodzi o moje łzy, to czasami emocje – które biorą się z tego, jak bardzo zależy mi na grze dla kraju i reprezentacji – są tak duże, że nie jestem w stanie ich skontrolować.

Biorąc pod uwagę pańskie ostatnie wpisy w mediach społecznościowych można jednak odnieść wrażenie, że wreszcie przetrawił pan tę mundialową porażkę.

Kamil GROSICKI: – Teraz już tak, ale ostatnie miesiące miałem naprawdę bardzo trudne. Przegrane mistrzostwa świata, nieudana próba transferu, kłótnie z kibicami w social mediach, utrata miejsca w reprezentacji miesiąc temu, brak gry w klubie – to wszystko spadło na mnie jednym ciągiem. Musiałem przemyśleć swoją sytuację, wszystko od nowa poukładać, i na pewno zmieniłem podejście do życia i pracy.

Cieszę się z tego co mam, szanuję to, że gram w Championship i zarabiam dobre pieniądze w Anglii. I nie zaprzątam sobie głowy tym, co będzie za trzy miesiące. A przede wszystkim tym, co mogłoby by być. Wcześniej za bardzo wybiegałem myślami do przodu, nie koncentrowałem się na tu i teraz, co na pewno nie było dobre.

Potrzebne były te kłótnie z kibicami na Twitterze? Ostatnio pan już do siebie znacznie większy dystans, co widać także po wpisach w mediach społecznościowych. Szczególnie pod wspólnym zdjęciem z aktorem Gerardem Butlerem.

Kamil GROSICKI: – To jest ułamek sekundy, kiedy coś wpadnie mi do głowy – a sam prowadzę swoje profile – i zaraz to napiszę. Jestem po prostu sobą i pod tym względem raczej się nie zmienię. Mam naprawdę wielu kibiców za sobą, czuję ich wsparcie, ale myślę, że właśnie dzięki temu, że jestem jaki jestem.

Ma pan tak ogromnego pecha, czy może jakiś feler, że w kolejnym okienku stracił niemal pewny już transfer tuż przed jego zamknięciem?

Kamil GROSICKI: – Bardzo chciałem zmienić klub, konkretnie na Sporting Lizbona, ale znów na finiszu coś nie wyszło. Pewnie łatwiej byłoby dopiąć transakcję, gdyby rozmowy zaczęły się dzień przed zamknięciem okienka, a nie osiem godzin, ale takie historie zdarzają się nie tylko w moim przypadku Kiedy opuszczałem Turcję zrywając rozmowy z Bursasporem, byłem już dogadany w kwestii indywidualnego kontraktu ze Sportingiem, a Portugalczycy wykładali większe pieniądze niż Bursa. Dlatego zakładałem, że nic złego już się nie wydarzy. Tyle że się wydarzyło, a ja bardzo to przeżyłem.

Teraz chcę pomóc Hull, bo mój klub znalazł się w naprawdę trudnej sytuacji. Skoro jednak w reprezentacji jeszcze raz zagramy z Portugalią, to będzie okazja, żeby przypomnieć się także ludziom ze Sportingu.

Mało mówi się o pańskiej niedoszłej przeprowadzce do Panathinaikosu, a przecież z Aten też napłynęła poważna oferta.

Kamil GROSICKI: – Bo prawda jest taka, że rozmawiając z Grekami wiele sobie nie obiecywałem. Dogadałem się z nimi w kwestii moich warunków, ale znając wysokość oferty, jaką Panathinaikos złożył Hull City nie zdziwiłem się, że mój klub nie zaakceptował tej propozycji. Anglicy zapłacili za mnie 9 milionów, więc to logiczne, że przy sprzedaży chcieliby odzyskać pieniądze. Ten akurat transfer nie miał więc prawa się udać

Po pańskim niespodziewanym wyjeździe z Turcji pojawiło się wiele nieprzychylnych komentarzy, podsycanych zapewne przez Bursaspor…

Kamil GROSICKI: – …że na przykład chciałem pieniądze za dwa lata gry z góry, ale to jakieś szaleństwo. Wiem oczywiście, że w Turcji są problemy z płatnościami, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby poprosić choćby o dwie pensje z góry. Szanuję Bursaspor, miał dla mnie dobrą ofertę, trener bardzo mnie chciał, klub walczył o mnie dwa tygodnie.

Tyle że ja nie czułem do końca, że to będzie optymalne rozwiązanie. A cała moja rodzina wiedziała, że oferta Sportingu jest po prostu lepsza. I to każdym względem. Gdybym nie upierał się przy swoich warunkach, mógłbym podpisać kontrakt w Turcji dwa tygodnie przed końcem okienka, ale dopiero kiedy do zamknięcia zostały 24 godziny, działacze Bursasporu zaakceptowali moje oczekiwania. Tyle że wtedy do gry wszedł Sporting, a w efekcie po raz trzeci tuż przed metą straciłem szansę na zmianę klubu.

Może więc do czterech razy sztuka? Tyle że teraz skupiam się wyłącznie na grze w Hull. Moja pozycja w klubie jest coraz lepsza, a po powrocie z reprezentacji chcę już być zawodnikiem pierwszego składu. Zespół mnie potrzebuje, a ja znam swoją wartość.

Jest pan najlepiej opłacanym zawodnikiem Hull. Czy w związku z tym ktoś wywiera dodatkową presję?

Kamil GROSICKI: – Nie ma w ogóle o tym mowy. Prawda jest taka, że przychodziłem jako zawodnik Premier League, rzeczywiście za dużą kasę, ale po spadku do Championship moje zarobki spadły o 40 procent. Dla angielskich dziennikarzy zarabiam najwięcej, ale czy ja jestem z tego zadowolony?

No oczywiście nie do końca, bo po degradacji straciłem naprawdę duże pieniądze. Tyle że dziś nie ma sensu tego rozpamiętywać, trzeba skupić się na wyjściu zespołu z dużego kryzysu. Trochę czasu straciłem, bo cały sierpień mieszkałem w hotelu i wisiałem na telefonie, czekając na transfer. Stare mieszkanie musiałem zdać, i dopiero dwa tygodnie temu znalazłem nowe. W sumie to wszystko zaczynam od nowa, mam czystą kartę. Mam nadzieję, że powrót do reprezentacji pomoże mi na powrót do optymalnej formy mentalnej.

Dużo zmian zastał pan w kadrze?

Kamil GROSICKI: – Jest nowy trener, nowy sztab i nowe zasady. Na przykład na posiłkach jest teraz jeden stół, ale atmosfera nadal jest fajna.

Zwykle po dużych nieudanych turniejach pozostawały w zespole zadry. Po mundialu w Rosji też pozostały jakieś niewyjaśnione kwasy?

Kamil GROSICKI: – Nie rozpamiętujemy niepowodzenia, myślimy tylko o tym, co jest przed nami. Już zresztą wrześniowe mecze pokazały, że buduje się nowa drużyna, a trener Brzęczek ma swój styl jej prowadzenia. My musimy się do niego dostosować i powalczyć o odzyskanie zaufania u kibiców.

Rozczarowanie po mundialu jest bowiem u nich wciąż odczuwalne. A wiadomo, że nic nie buduje klimatu z zespole i wokół niego tak, jak dobre wyniki. Pozostałe do rozegrania w Lidze Narodów mecze są więc w idealnym momencie, abyśmy zapracowali na pełne wsparcie ze strony fanów.

Gdy jechaliście na mundial, twierdził pan że skuteczność Roberta Lewandowskiego jest uzależniona od… Grosickiego. Teraz przełamanie serii kapitana bez gola w reprezentacji też zależy od pana?

Kamil GROSICKI: – Napisałem Robertowi w esemesie, że wracam, aby go odblokować. Odpowiedział, że nie jest zablokowany, tylko nie ma sytuacji, więc poprawiłem się, że wracam po to, aby mu te sytuacje stwarzać. Lubimy się, nasza współpraca w ostatnich latach wyglądała naprawdę dobrze. Mnie każda asysta cieszy, natomiast Robert jest wybitnym strzelcem. Dobrze więc dla wszystkich, że wiem, jak mu podawać.