Groza w Buenos Aires

W czerwcu tego roku miała miejsce premiera fascynującej książki pt. „Aniołowie o brudnych twarzach”. To monumentalne dzieło angielskiego dziennikarza, Jonathana Wilsona, które w sposób absolutnie wyjątkowy opisuje piłkarskie dzieje Argentyny. Bez wątpienia publikacja zasługuje na miano jednej z najważniejszych i najlepszych książek sportowych, jakie kiedykolwiek powstały. Z tym, że jest już delikatnie… nieaktualna. Wilson śmiało mógłby bowiem dopisać kolejny rozdział. O tym, co w sobotę wydarzyło się w Buenos Aires. Miało się wówczas odbyć rewanżowe spotkanie finału Copa Libertadores pomiędzy River Plate, a Boca Juniors. Do meczu jednak nie doszło. Ze względu na skandalicznie zachowanie kibiców pierwszego z wymienionych zespołów.

Szkoło w oku kapitana

To miało być wielkie święto. Po raz pierwszy w 58-letniej historii Pucharu Wyzwolicieli do finału awansowały dwa największe argentyńskie kluby. Pierwszy mecz, rozegrany na legendarnym stadionie Boca, czyli La Bombonera, zakończył się remisem 2:2. Nie obyło się wówczas bez zakłóceń. Spotkanie opóźniło się o jeden dzień, bo w pierwotnym terminie murawa została zalana przez intensywne opady deszczu, które o tej porze roku w Buenos Aires są normą. Z racji faktu, że kibice obu zespołów się nienawidzą, dwa tygodnie temu powzięto nadzwyczajne środki ostrożności, ale ostatecznie nic szokującego się nie wydarzyło. W minioną sobotę aktom chuligaństwa nie udało się już zapobiec. Spotkanie miało rozpocząć się o godz. 21.00 czasu polskiego. Wcześniej, podczas przejazdu na Estadio Monumental, autokar wiozący piłkarzy Boca Juniors został niemal całkowicie pozbawiony szyb.

Interweniowała policja, użyto gazu pieprzowego, ale to nie pomogło. Kilku piłkarzy „Xeneizes” ucierpiało. Najbardziej kapitan drużyny, Pablo Perez, któremu odłamek szkła uszkodził oko. Uraz ten wymagał interwencji chirurgicznej, tymczasem organizatorzy meczu, czyli południowoamerykańska federacja (CONMEBOL)… starali się nakłonić oba zespoły do tego, aby wyszły na boisko, z niewielkim opóźnieniem. Przedstawiciele klubów porozumiały się, że na plac gry nie wyjdą, mimo iż stadion był wypełniony po brzegi. – Oni chcieli zmusić nas do gry. To skandal, hańba i wstyd – grzmiał Carlos Tevez, piłkarz Boca Juniors, który jednocześnie wbił szpilkę rywalowi. – Gdyby coś takiego stało się z winy naszych kibiców, to River Plate pewnie już świętowaliby zdobycie pucharu – powiedział były gracz m.in. obu klubów z Manchesteru.

6-latek zarabiał na bilet

W pierwotnej wersji spotkanie miało zostać rozegrane dzień później, czyli w niedzielę. Okazało się to niemożliwe. Wyraźne stanowisko w tej sprawie zabrała policja, która przyznała, że w związku z wydarzeniami z soboty nie jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwa. Kiedy w sobotę podano informacje, że spotkanie zostało odwołane, pod Estadio Monumental dochodziło do dantejskich scen. Otóż kibice River Plate, którzy nie mieli biletów i zgromadzili się pod obiektem, zaczęli atakować i wyrywać wejściówki, które zachowały ważność, sympatykom opuszczającym trybuny. Policja interweniowała wielokrotnie i chyba tylko cud sprawił, że nikomu nic poważnego się nie stało.

„Przepraszamy, ubolewamy nad tym, to nie powinno się zdarzyć” – oto najczęstsze stwierdzenia, jakie pojawiały się po wszystkim ze strony organizatorów, a także przedstawicieli obu klubów. Sęk jednak w tym, że niewiele one zmieniają. Skandal osiągnął bowiem gigantyczne rozmiary, argentyńscy aniołowie po raz kolejny pokazali światu swe brudne twarze. Kilka dni przed rewanżowym finałem Copa Libertadores w sieci pojawiło się urzekające wideo, które pokazało 6-letniego chłopca. Ubrany w koszulkę River Plate malec sprzedawał na ulicy swoje zabawki, aby zarobić na bilet na mecz. Od najmłodszych lat miłość do futbolu zaprowadziła chłopca do ostateczności. Wszakże nie na darmo mówi się, że ten, kto lubi futbol – kibicuje Brazylii. A ten, kto kocha – kibicuje Argentynie. Starsi koledzy sprzedawcy zabawek pokazali jednak, że często taka miłość prowadzi do samounicestwienia.