Grunt to punkt

Sędzia Wojciech Myć nie miał cywilnej odwagi, by pokazać czerwoną kartkę zawodnikowi ŁKS-u Łódź.


Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem arbitra z Lublina (niestety, słabiutko dysponowanego) nikt nie mógł mieć wątpliwości, że faworytem sobotniej potyczki będą goście i to oni powinni nadawać ton wydarzeniom na boisku. Tak w rzeczywistości było, chociaż niekoniecznie ŁKS był bliższy zgarnięcia pełnej puli. Ale po kolei…

Łodzianie pierwszą groźna sytuację stworzyli w 18 minucie spotkania. Po dośrodkowaniu Pirulo i główce Piotra Janczukowicza futbolówka zmierzała pod poprzeczkę bramki gospodarzy. Debiutujący w barwach GKS-u Jastrzębie Bartosz Neugebauer sparował ją jednak na korner. W 35 minucie to jastrzębianie cieszyli się ze zdobycia gola. Farid Ali przedarł się środkiem boiska, po czym miękką wrzutką za plecy obrońców ŁKS-u obsłużył Konrada Handzlika, który okazał się sprytniejszy od bramkarza rywali Marka Kozioła i umieścił piłkę w siatce.

Radość podopiecznych trenera Grzegorza Kurdziela nie trwała jednak długo. Trzy minuty później to łodzianie przeprowadzili zabójczą akcję.

Michał Trąbka zagrał do ustawionego na skraju pola karnego Jakuba Tosika, ten sprytnie trącił piłkę w kierunku Janczukowicz, a 22-letni skrzydłowy ŁKS strzałem z półobrotu doprowadził do wyrównania. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że piłkarz ŁKS-u nie uderzył piłki czysto, która nim ugrzęzła w bramce odbiła się jeszcze od słupka.

W 40 minucie strzelec wyrównującej bramki dla zespołu Kibu Vicuny powinien zostać oddelegowany przez arbitra do szatni. Uderzył bowiem w twarz bez piłki Remigiusza Borkałę, ale sędzia Wojciech Myć upomniał go tylko żółtym kartonikiem! Zawodnikowi ŁKS-u „czerwień” należała się jak psu miska i trudno zrozumieć wyjątkową pobłażliwość arbitra wobec winowajcy. Jeżeli ktoś najpierw fauluje z premedytacją, a dopiero potem włącza myślenie, to po prostu nie zasługuje na akt łaski i powinien zostać przykładnie ukarany.

Pal licho już zaburzenia wzroku arbitra i asystenta Mikołaja Kostrzewy, ale co robili w tym czasie sędziowie obsługujący VAR, Tomasz Marciniak i Tomasz Listkiewicz? Ucięli sobie drzemkę? Sytuacja była tak ewidentna i klarowna, że chyba nawet Stevie Wonder nie miałby kłopotów z podjęciem prawidłowej decyzji. Borkała po tym ciosie długo nie podnosił się z murawy, ale sędzia nie zmienił swojej decyzji.

W 68 minucie VAR „okradł” gospodarzy ze zdobytej bramki. Po dośrodkowaniu Alego z rzutu rożnego i przedłużeniu piłki głową piłkę w bramce gości również głową umieścił Władysław Ochronczuk. Mam poważne wątpliwości, czy Ukrainiec był na spalonym (nawet minimalnym), bo w bramce gości oprócz bramkarza stał jeszcze jeden zawodnik (Corral).

W 85 minucie spotkania po dośrodkowaniu Javiego Moreno strzał głową z dwóch metrów oddał Samuel Corral, ale Bartosz Neugebauer swoją interwencją pokazał, że nie popełniłem błędu, przypinając mu etykietkę „man of the match”.


GKS Jastrzębie – ŁKS Łódź 1:1 (1:1)

1:0 – Handzlik, 35 min, 1:1 – Janczukowicz, 38 min.

JASTRZĘBIE: Neugebauer – Borkała, Podhorin, Bondarenko, Zejdler –

Kuczałek, Ochronczuk – Kamiński (76. Gajda), Ali, Handzlik (76. Łaski) – Fabry (83. Stanclik. Trener Grzegorz KURDZIEL.

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Tosik (65. Moreno) – Pirulo, Trąbka, Ricardinho (82. Wolski), Janczukowicz (65. Kowalczyk) – Corral. Trener Jose Antonio VICUNA.

Sędziował Wojciech Myć (Lublin). Widzów 1325. Żółte kartki: Kuczałek, Zejdler, Podhorin – Koprowski, Janczukowicz, Moreno.

Piłkarz meczu Bartosz NEUGEBAUER.


Na zdjęciu: Konrad Handzlik (w środku) uciekł obrońcom ŁKS-u i za moment zdobędzie gola dla GKS-u Jastrzębie.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus