Grygierczyk : Legendę trzeba budować codziennie

Na jubileusz Górnika zjadą się wielkie postaci, które w bliższej czy dalszej (głównie, niestety, dalszej) przeszłości były w centrum nie tylko polskiego, ale i światowego sportu. Które zyskały wieczną chwałę, dorobiły się statusu legendy, a ich nazwiska i osiągnięcia już zawsze będą pisane złotymi zgłoskami. Piłkarze, lekkoatleci…

Ale dość wielkich słów, w końcu w najbliższych dniach i godzinach padnie ich pewnie niepoliczalna ilość. No więc kilka zdań bardziej osobistych i bardziej przyziemnych. Część z nich ma swoje źródło w jednej z rozmów z Włodzimierzem Lubańskim. Otóż z niejakim odcieniem skromności powiadał Włodek, że w Sośnicy (dzielnicy Gliwic), w której się wychowywał, takich chłopaków, jak on, z papierami na wielkie granie, było bez liku. Nie dość tego – niektórzy jego zdaniem mieli te papiery jeszcze lepsze, tylko że on miał chyba w sobie więcej charakteru, pracowitości i pasji, by dojść do poziomu niebotycznego. To była taka odpowiedź Włodka – nie wprost – na nurtujące nie tylko Gliwice, nie tylko Zabrze, ale i całą Polskę pytania, związane z mniejszymi czy większymi kryzysami dotykającymi nie tylko rodzimą piłkę, ale i cały nasz sport.

Jednocześnie wstrzelił się Lubański w pokolenie wielu sobie podobnych – w tym miejscu można byłoby wymienić co najmniej kilkadziesiąt wielkich nazwisk – które wpłynęło na inne postrzeganie polskiej piłki, które dostarczyło nieprawdopodobnego bagażu nieśmiertelnych emocji i wspomnień, które wreszcie wywołało skokowy wzrost aspiracji i oczekiwań kibiców. Mówiąc wprost – piłkarze Górnika z przełomu lat 60. i 70., a także trójskoczek Józef Schmidt, dwukrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich i rekordzista świata, stali się dla Zabrza i całej Polski już na zawsze swego rodzaju punktami odniesienia.

Dzisiaj widać, jak trudno się z nimi mierzyć i jak trudno do nich nawiązać. Oczywiście, mamy inną epokę, inne realia, tudzież inne… pokusy. Ale zawsze należy sobie zadawać pytanie, ilu młodych Lubańskich (Anczoków, Gorgoniów, Kostków, Oślizłów, Kowalskich, Latochów, Olków, Kuchtów, Banasiów, Schmidtów – długo by wymieniać) pozostaje przez sportowy system niezauważonych, przelatuje przez za duże sita selekcji, rozleniwia przy zajęciach niewymagających wyjścia z domu i spocenia się albo po prostu zniechęca na skutek różnych przyczyn, w tym… zachowań dorosłych. A wszystko to równoznaczne jest z osłabieniem konkurencji, zgubieniem pasji i charakterów. No i wielu tych z papierami na granie.

To oczywiście problem nie tylko Górnika. Ale na jego przykładzie – i na bazie owych wciąż oddalających się w czasie punktów odniesienia – widać to szczególnie.

Wybaczcie, że to nie laurka, a jak już, to z lekką nutą goryczy. Bo owszem, piękne wspomnienia dodają życiu barw, legendę jednak trzeba budować nieustannie, tu i teraz.