Grzegorz Drazik: Cały czas się rozwijamy

Rozmowa z Grzegorzem Drazikiem, bramkarzem GKS-u 1962 Jastrzębie.


Pamięta pan jeszcze, kiedy zdobyliście komplet punktów w meczu ligowym?

Grzegorz DRAZIK: – To był wyjazdowy mecz z Odrą Opole, który wygraliśmy 2:1.

Ma pan bardzo dobrą pamięć…

Grzegorz DRAZIK: – Nie będę ściemniał, przeczytałem to przed kilkoma dniami w pańskim artykule. Po prostu staram się być na bieżąco.

Myśleć pozytywnie

Seria porażek w bieżącym sezonie nie jest dołująca, a przynajmniej przygnębiająca?

Grzegorz DRAZIK: – Na pewno nie, trzeba bowiem myśleć pozytywnie. Mamy w tej chwili nowy silnik w drużynie i tylko czekamy, kiedy wrzucimy wyższy bieg.

Kierujecie się zasadą, co nas nie zabije, to nas wzmocni?

Grzegorz DRAZIK: – Coraz lepiej wykonujemy swoją robotę, więc jestem pewien, że wkrótce będzie lepiej. To samo na pewno powiedzą panu moi koledzy z drużyny. Nasz zespół cały czas się rozwija, wiele błędów zostało już wyeliminowanych, teraz przeanalizujemy ostatni mecz z Radomiakiem, wyciągniemy wnioski i będzie jeszcze lepiej.

Wie pan, ile razy schodziliście z boiska pokonani w ostatnich trzynastu potyczkach ligowych?

Grzegorz DRAZIK: – Dziewięć, ale to nie ma żadnego znaczenia. Patrzymy przed siebie, a nie za siebie. Teraz skupiamy się na najbliższym meczu z Chrobrym Głogów, tylko on jest dla nas ważny.

Zaprzepaszczone szanse

W którym z meczów obecnego sezonu byliście – pańskim zdaniem – najbliżej zdobyczy punktowej?

Grzegorz DRAZIK: – Myślę, że oba mecze, z Koroną Kielce i Radomiakiem, nie musiały zakończyć się naszymi porażkami. W Kielcach do 88. minuty mieliśmy remis, ale wskutek indywidualnego błędu zaprzepaściliśmy szansę wywiezienia stamtąd jednego punktu. W ostatnim meczu z Radomiakiem też była szansa na zdobycz punktową. Farid Ali nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem, Mateusz Bondarenko trafił piłką w słupek. Gdyby te okazje zostały wykorzystane, na pewno nie zostalibyśmy z pustymi rękami.

Nie stwarzacie zbyt wielu dogodnych sytuacji do zdobycia gola, więc taką, jaką miał w tym spotkaniu Farid Ali, trzeba bezwzględnie wykorzystywać.

Grzegorz DRAZIK: – To była jego decyzja, że zakończy akcję „podcinką”, a mógł normalnie strzelać na bramkę. „Fara” w ten sposób niepotrzebnie utrudnił sobie zadanie. Gdyby jednak piłka wpadła do siatki, wszyscy biliby mu brawo. Szkoda, że chybił, bo w przeciwnym wypadku mecz mógł się ułożyć zupełnie inaczej.

Był pan wściekły po piątkowym pojedynku z Radomiakiem?

Grzegorz DRAZIK: – Dawno nie grałem w meczu ligowym (po raz ostatni 11 lipca w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała – przyp. BN), więc siłą rzeczy chciałem, byśmy wygrali to spotkanie i przy okazji zagrali na zero z tyłu. Nie udało się, ale nie czuję się winny utraty bramki. Strzału Kozaka nie byłem w stanie złapać, bo piłka leciała w długi róg, a ja byłem wyciągnięty na maksa. Mogłem ją tylko odbić, a pech polegał na tym, że po dobitce Angielskiego piłka trafiłaby w moje nogi. Niestety, był rykoszet, futbolówka „zahaczyła” o łydkę Kryspina Szcześniaka, zmieniła trochę kierunek i zatrzymała się w bramce.

Niepełna satysfakcja

Trener rywali Dariusz Banasik upierał się, że jego drużynie należały się w tym spotkaniu trzy rzuty karne…

Grzegorz DRAZIK: – Trochę go poniosło. W I połowie, gdy rywale domagali się karnego za rzekome zagranie ręką, piłka trafiła jednego z moich kolegów w… brzuch, chociaż odgłos był taki, jakby został trafiony w rękę. Za drugim razem Łukasz Zejdler chciał wybić piłkę i trafił nią w swoją rękę, więc wydaje mi się, że i w tym przypadku reakcja sędziego była prawidłowa, bo nie przerwał gry i nie podyktował przeciwko nam rzutu karnego. Natomiast muszę się zgodzić, że Radomiakowi należała się „jedenastka” po faulu Marka Mroza na Leandro. „Maro” zresztą sam to przyznał, więc nie ma tematu.

Był pan zaskoczony, że „wygryzie” pan z bramki Mariusza Pawełka i zagra przeciwko Radomiakowi?

Grzegorz DRAZIK: – „Mario” podczas jednego z treningów w tygodniu nabawił się kontuzji, doznał urazu kolana, ale dokładnie nie wiem jakiego. W przeddzień meczu z Radomiakiem w ogóle nie trenował, więc oswoiłem się z myślą, że będę musiał go zastąpić. Byłem bardzo skoncentrowany i dobrze przygotowany, bo pojawiła się szansa, że po dłuższej przerwie znowu wejdę do bramki. Ze swojego występu w tym spotkaniu jestem zadowolony, chociaż o pełnej satysfakcji nie ma mowy, bo znowu przegraliśmy.


Czytaj jeszcze: Nerwowe odliczanie

Brakuje wam dopingu kibiców?

Grzegorz DRAZIK: – Na pewno. Nasi kibice zawsze byli dla nas motorem napędowym, każdy okrzyk dodawał nam skrzydeł i dodatkowej energii. Oni nas mobilizowali do większego wysiłku, do walki do upadłego. Dlatego czekam z niecierpliwością na pierwszy mecz na naszym stadionie z udziałem kibiców. Teraz nie czujemy się komfortowo, bo naszych kibiców na nie ma stadionie, ale jakoś to musimy przeżyć.

Pokrzyżować plany rywalom

Teraz przed wami bardzo długa seria meczów wyjazdowych. Nie robi wam to żadnej różnicy, czy wolelibyście mimo wszystko jakiś mecz zagrać w Wodzisławiu Śląskim? Na swoje boisko wrócicie przecież dopiero w połowie listopada.

Grzegorz DRAZIK: – Nie oszukujmy się, praktycznie wszystkie mecze gramy na wyjeździe, dlatego jest nam bez różnicy, czy gramy w Wodzisławiu, czy w Łodzi lub Legnicy. Mecz z Widzewem to będzie gratka dla kibiców, chociaż nie naszych. Dla nas też to będzie czysta frajda, jeżeli… pokrzyżujemy plany przeciwnikowi i wywieziemy z Łodzi komplet punktów. Czas pokaże, jak to się wszystko ułoży.

W najbliższym meczu w Głogowie z Chrobrym remis uznałby pan za dobry wynik? Rywal ostatnio pozbawił wszelkich złudzeń Widzewa, wygrywając z nim aż 3:0…

Grzegorz DRAZIK: – Nie biorę remisu w ciemno. Ta liga jest nieobliczalna, w jednym tygodniu możesz wygrać 3:0, by w następny weekend przegrać 0:4. W każdym przypadku wynik jest sprawą otwartą. Nikt z nas nie pojedzie do Głogowa po remis, nie będziemy się tym „szczypać”. Wszyscy czekamy na pierwszą zdobycz punktową, na pierwsze zwycięstwo i właśnie z takim nastawieniem pojedziemy do Głogowa.

Może warto zmienić koszulki? Te zielone, w których graliście we wszystkich trzech poprzednich spotkaniach, szczęścia wam nie przyniosły.

Grzegorz DRAZIK: – Na koszulki nie ma sensu zwalać winy, bo one przecież nie grają. Wagę do tego mogą przywiązywać tylko ludzie przesądni, a ja do nich nie należę. Gdyby tak było, co mecz musiałbym zmieniać rękawice (śmiech). Ale być może w Głogowie zagramy w czarnych koszulkach, bo to nasz komplet wyjazdowy.


Na zdjęciu: Bramkarz GKS-u 1962 Jastrzębie Grzegorz Drazik zapewnia, że jego drużyna nie pojedzie do Głogowa „na ścięcie”.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus