Grzegorz Fijałek: Motywacji nie zabraknie

Rozmowa z Grzegorzem Fijałkiem, reprezentantem Polski w siatkówce plażowej

Sezon zaczął się dla pana i Michała Bryla w wymarzony sposób, bo od triumfu w czterogwiazdkowym turnieju World Touru w Dausze. Zawieszenie rywalizacji w cyklu to gorzka pigułka?

Grzegorz FIJAŁEK: – Niestety, tak bywa, siły wyższe. Tak naprawdę zaczęliśmy i jednocześnie zakończyliśmy sezon, bo nie zanosi się, żebyśmy w tym roku jeszcze pograli. Może pod koniec września, w październiku czy listopadzie będziemy mogli jeszcze zagrać. Nie cieszyliśmy się z sukcesu długo. Trochę zeszło to na drugi plan przy tym, co się teraz dzieje.

W Katarze wtedy już koronawirus był tematem numer jeden?

Grzegorz FIJAŁEK: – Tam nie odczuliśmy tego. Dopiero po przylocie do kraju zdaliśmy sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie pozostaje nic innego jak siedzieć w domu i przeczekać.

Przechodził pan obowiązkową kwarantannę?

Grzegorz FIJAŁEK: – Wróciliśmy dzień przed wprowadzeniem tego zalecenia, ale i tak w sumie nie wychodziłem potem z domu. Tyle co pobiegać w jakiejś spokojniejszej okolicy.

Przeczytaj jeszcze: Siatkówka. Liga na piasku

Jak obecnie wyglądają pana ćwiczenia?

Grzegorz FIJAŁEK: – Wykonuję różnego rodzaju trening siłowy. Mam w domu sprzęt, który nazbierałem przez całą karierę. Można się zmęczyć. To nie jest tak, że jak ćwiczy się w domu, to są to lekkie zajęcia. Jak człowiek chce i ma motywację, to może solidnie popracować.

Rodzina pewnie zadowolona, że jest pan dłużej na miejscu…

Grzegorz FIJAŁEK: – Tak długo jeszcze w domu nie byłem. Zawsze w którymś momencie były przygotowania do wyjazdu, ciągle życie na walizkach. Przy dwójce dzieci człowiek się nie nudzi. Czuję, że powoli kończy się moja kariera, ale jeszcze trzeba zebrać siły i motywację na kolejny rok pracy. Na szczęście awans na igrzyska już mamy i mam nadzieję, że to się nie zmieni.

Ma pan przecieki lub przypuszczenia, jak będzie wyglądał system kwalifikacyjny po przełożeniu zmagań olimpijskich?

Grzegorz FIJAŁEK: – Wydaje mi się, że najrozsądniej zrobić tak, jak miało być pierwotnie, czyli kwalifikacje z rankingu do połowy czerwca, tyle że 2021 roku. Zobaczymy, czy będziemy jeszcze w ogóle grać w tym sezonie. Ale myślę, że zamknięcie listy w czerwcu 2021 byłoby najlepszą opcją. Ci, którzy zawalili ubiegły rok, zyskają drugą szansę, by się odbudować, potrenować spokojnie i walczyć o punkty jak już wszystko wróci do normalności.

Jak pan przyjął wiadomość o przełożeniu igrzysk w Tokio?

Grzegorz FIJAŁEK: – Szkoda. Tym bardziej, że w tym roku złapaliśmy dobrą formę. Po powrocie zaczniemy wszystko od zera, cztery miesiące przygotowań poszły właściwie na marne. Powrót do zajęć też może nie być łatwy. Ciężko się trenuje dla samego treningu, gdy człowiek wie, że nie ma o co walczyć w najbliższym czasie.

Pierwotnie w tym roku chciał pan zakończyć karierę?

Grzegorz FIJAŁEK: – Były takie plany. Przede wszystkim chodzi o zdrowie. Mam już prawie 33 lata, zniszczony bark. Myślałem też, by przed tym sezonem poddać się operacji. Byłbym wyłączony z gry na około siedem miesięcy i pewnie wróciłbym w maju lub czerwcu. Tak to sobie planowałem, ale pod koniec roku wszystko się pozmieniało. Stwierdziłem, że jeszcze wytrzymam rok, bo nie jest tak źle. Gram na tabletkach i zastrzykach przeciwbólowych. Jak teraz życie pokazuje, operacja w listopadzie 2019 byłaby najlepszą opcją, bo teraz bym odpoczywał i we wrześniu pewnie byłbym już w formie.

Motywacja do pracy przed kolejnym rokiem gry może być problemem?

Grzegorz FIJAŁEK: – Igrzyska to taka impreza, że nie jest o nią trudno. Jeśli będzie zdrowie i nie będzie bolało supermocno, to motywacji nie zabraknie. Ale jeśli przytrafi się – odpukać – kontuzja, to człowiek straci potem drugie tyle czasu na rehabilitację. To jednak najgorszy scenariusz i mam nadzieję, że się nie sprawdzi.

Na czym polega problem z barkiem?

Grzegorz FIJAŁEK: – Mam w nim pęknięcia i zostaje tylko operacja, nic innego już nie pomoże. Zawsze jest opcja, że można wziąć tabletkę i pomęczyć się jeszcze trochę. Rozważam jeszcze – w zależności od tego, jak to się wszystko potoczy – pójście teraz na szybki zabieg. Jeżeli w tym roku już nie będzie grania, to może warto się na to zdecydować teraz i po igrzyskach jeszcze trochę pograć jak ręka będzie zdrowa.

Czy na pewno zdąży pan w takim wypadku przygotować formę na turniej olimpijski?

Grzegorz FIJAŁEK: – Oczywiście, nikt mi nie zagwarantuje, że za dwa miesiące będę atakował. Tak odkładałem i odkładałem tę sprawę, ale obecnie siedzę i nie mam szansy normalnie trenować. Choć teraz i tak chyba nikt się tego nie podejmie.

Wyznaczył pan sobie ostateczny termin na podjęcie decyzji w tej sprawie?

Grzegorz FIJAŁEK: – Tak naprawdę musiałoby się to odbyć w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Potem każdy tydzień lub dwa bez treningu będą znaczyć więcej. A z doświadczenia wiem, że jak lekarz mówi o sześciu czy siedmiu miesiącach przerwy, to w praktyce oznacza to osiem-dziewięć. Poczekam jeszcze trochę i zobaczę, jak sytuacja się rozwinie.

W niektórych dyscyplinach sportowcy i eksperci spisują już na straty resztę tego roku…

Grzegorz FIJAŁEK: – W przypadku ciepłych krajów, takich jak Brazylia, realne byłoby granie w październiku czy listopadzie, nawet w grudniu. Ale trzeba czekać na odgórne decyzje, bo trener już nam dwa razy wysyłał plan przygotowań i za każdym razem na drugi dzień musiał go zmieniać, bo pojawiały się nowe zarządzenia. Wydawało się już, że Centralne Ośrodki Szkolenia będą otwarte zaraz po Wielkanocy, a na następny dzień była informacja z ministerstwa, że wszystkie zgrupowania są wstrzymane do końca maja. Nie ma więc sensu na razie czegokolwiek planować.

Na zdjęciu: Grzegorz Fijałek wierzy, że uda mu się dotrwać do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich.

Fot. Rudy Trinidade/pressfocus.pl