Grzegorz Joszko: Za takiego „majstra” szampana bym nie wypił

Rozmowa z Grzegorzem Joszko, wiceprezesem stowarzyszenia kibiców „Wielki Ruch”, autorem książki „Niebieskie Majstry” i strony historiaruchu.pl


Jakiś czas temu przez internet przetoczyła się dyskusja o niedokończonym sezonie z 1939 roku. Czy jeśli PZPN w razie zakończenia obecnych rozgrywek przyznałby tytuł Legii, to pańskim zdaniem Ruchowi należałby się „majster” za te zmagania, którym liderował, a które zostały nierozstrzygnięte wskutek wojny?
Grzegorz JOSZKO
: – Jeśli nawiązujemy do uchwały PZPN stanowiącej, że w momencie przedwczesnego zakończenia ekstraklasy obecny lider zostaje mistrzem, to mówimy o identycznej sytuacji, jak w 1939 roku.

Z jednej strony – zgoda, a z drugiej – Ruch miał wtedy więcej rozegranych meczów niż Pogoń Lwów czy Wisła Kraków.
Grzegorz JOSZKO: – Ale to bez znaczenia, skoro wszystko toczyło się zgodnie z terminarzem, na bieżąco aktualizowanym. Nie było przecież tak, że kluby sobie grały mecze, kiedy miały na to czas. To wszystko było ustalone. Problem z 1939 rokiem, z argumentem, że drużyny nie rozegrały wtedy identycznej liczby spotkań, jest zasadny. Popatrzmy też jednak, jak ułożono terminarz.

Nie było kolejki ligowej, po której drużyny miałyby rozegraną taką samą liczbę spotkań – co oczywiste poza ostatnią, do której rozegrania było – jak wiemy – daleko. Ale to nie jest wina ani Ruchu, ani Pogoni Lwów, ani Warty, AKS-u, Garbarni, Warszawianki czy Union Touru Łódź.

Sprawdzałem to sobie i najbliżej takiej równości było na początku maja, gdy dwie drużyny miały rozegrane po sześć meczów, a pozostałe – pięć. Wtedy pierwszy był Ruch, druga – Wisła, trzecia – Warta.

Ale… gdyby dzisiaj na pierwszym miejscu w ekstraklasie był Ruch, to też wolałbym dokończyć rozgrywki, niż mieć przyznanego mistrza przy zielonym stoliku.

Czytaj jeszcze: Miasto zapłaci za promocję



W myśl historycznej solidarności, ten sezon należałoby uznać za niedokończony – tak jak ten w 1939 roku?
Grzegorz JOSZKO: – Właśnie takie jest moje zdanie. Byłoby zdecydowanie sprawiedliwiej, gdyby analogicznie te sezony uznano za nierozegrane. Oczywiście, jeśli teraz będzie szansa dokończyć rundę wiosenną, to zdecydowanie należy z niej korzystać. W 1939 roku takiej możliwości nie było. Gdyby wojna zakończyła się po półroczu, pewnie sezon by dograli.

A gdyby jakimś cudem – w co chyba wszyscy wątpimy – Ruchowi jednak przyznano gwiazdkę za 1939 rok, to wychyliłby pan lampkę szampana?
Grzegorz JOSZKO: – Nie ucieszyłoby mnie to, bo mistrzostwo smakuje wtedy, gdy sezon jest dograny. Wtedy, 81 lat temu, szansę miała jeszcze Wisła Kraków, Warta Poznań czy Pogoń Lwów.

Przyznawanie laurów na podstawie meczów, które nie zostały rozegrane, to jak pisanie palcem po wodzie. Żadnej radości z tego nie ma. W 1939 roku mogło się jeszcze wiele wydarzyć.

Jeśli teraz zakończyłby się sezon i Legia sięgnęłaby po złoto, Ruch mógłby czuć się pokrzywdzony?
Grzegorz JOSZKO: – A to akurat dobre pytanie. I trudne zarazem. Wyobrażam sobie, przed jakim dylematem stanąłby Seweryn Siemianowski, bo to od niego jako prezesa zapewne należałoby złożyć ewentualny wniosek do PZPN. Gdybym ja był na jego miejscu, chyba mimo wszystko bym odpuścił. Jeśli nie byłoby decyzji odgórnej, to nie starałbym się o „majstra” za 1939 rok, choć trudno powiedzieć, jak zareagowaliby na to kibice. To bardzo indywidualna kwestia.

Ruch za kilka dni, już w poniedziałek, świętować będzie setne urodziny. Jak bardzo pandemia skomplikowała plany obchodów tego jubileuszu?
Grzegorz JOSZKO: – W okresie przedwojennym w dniu 20 kwietnia nie obchodzono założenia klubu, więc my 20 kwietnia 2020 nie będziemy hucznie obchodzić setnych urodzin… Nie będzie nam to dane, bo sytuacja jest, jaka jest. Ale zapewniam, że ta praca, którą nasze środowisko zdążyło wykonać, nie pójdzie na marne.

Po prostu wszystko przesunie się w czasie, pewne kwestie się toczą, choć niestety, nie mogę zdradzać wielkich szczegółów. W latach 20. i 30. okres świętowania różnych rocznic zwyczajowo przypadał na jesień, wrzesień czy październik.

Może będzie zatem szansa do tego nawiązać i zrobić to w podobnym terminie. O tyle dobrze, że ogłosiliśmy rok 2020 rokiem obchodów, a nie skupiliśmy się tylko na kwietniu.

Bez względu na to, co się będzie działo 20 kwietnia, na pewno będzie miała miejsce pewna premiera, czyli wydanie okolicznościowego znaczka przez Pocztę Polską.

Jeśli obchody faktycznie będą przesunięte na jesień, to czy dostrzega pan w historii Ruchu jakąś szczególną jesienną datę, która też ma swoje znaczenie?
Grzegorz JOSZKO: – Można pomyśleć o 29 września, czyli otwarciu stadionu przy Cichej 6. Przypadać będzie wtedy dokładnie 85. rocznica. Dziś jednak zaplanowanie czegokolwiek w odniesieniu do konkretnej daty byłoby sporym nadużyciem.

Czy to prawda, że planowane jest wydawanie cyklu książek o historii Ruchu?
Grzegorz JOSZKO: – Tu mogę uchylić małego rąbka tajemnicy. Kilka tygodni temu powołaliśmy do życia zespół ds. historii Ruchu Chorzów, którego jednym z zadań była analiza archiwów znalezionych w świętochłowickiej piwnicy.

Trzech kolegów z tego zespołu postanowiło rozpocząć cykl publikacji o Ruchu. Jest szansa, że w okolicach wakacji wydana zostanie pierwsza część. Ma objąć lata 1920-1929. Początkowo myśleliśmy, by ten okres był jednak większy, ale okazało się, że ilość materiałów z tego okresu jest przeogromna i żal byłoby w jakikolwiek sposób to skracać. To mnóstwo historii, jakich dotąd nie znaliśmy, nigdy nieodkrytych.

Dodam, że na części oryginalnych dokumentów z tamtych lat są przekreślenia, których ktoś dokonał w czasach komuny. Mamy nadzieję, że te publikacje pokażą historię Ruchu z innego punktu widzenia. Dużo jest o polityce, problemach zdobywania środków finansowych czy nawet… kasach zapomogowych dla zawodników.

Szkoda, że brakuje tego, co bardzo by nas dziś interesowało – jak powstał herb? Jak powstały barwy? Udało się za to odszukać pierwszą pieczęć klubu, sygnowany nią był jeden z dokumentów.

Co przedstawiała ta pieczęć?
Grzegorz JOSZKO: – Będzie w książce! Co nasuwa mi się jeszcze… Niedawno Ruch dokonał restauracji pucharów. Okazuje się, że w latach 20. była akcja poszukiwania jednego pucharu, który gdzieś się zgubił. Widzimy, że od początku jedną z tradycji Ruchu było to, że pewne rzeczy się gubiły (śmiech).

Wtedy też były kłótnie między działaczami, nieporozumienia, wyzwiska, walka o stołki. Gdyby się tak cofnąć, to być może znalazłyby się osoby będące odpowiednikami nawet i jakiegoś obecnego akcjonariusza.

Od zarania dziejów Ruch był skazany albo na fantastycznych ludzi – oddających klubowi serce i rozwijających go, którzy zamiast na klub brali kredyty na siebie, zadłużali własne majątki, by zawodnicy mogli pojechać na spotkanie – albo na takich, którzy wykorzystywali Ruch do własnych celów.

Takich historii doszukamy się zarówno w pierwszych dziesięciu latach działalności, jak i w pierwszych dziesięciu.

Z jakich materiałów powstają te publikacje?
Grzegorz JOSZKO: – Źródła to głównie notatki różnych ludzi, list pierwszego prezesa, dokumenty sporządzane przez protokolarza, archiwum sprawozdań wysyłanych przez Ruch do PZPN-u, mnóstwo jest też zdjęć. To wszystko to koło 60 procent, resztę stanowią relacje prasowe.

Ciekawe, że niektóre historie opisane w sprawozdaniach klubu różniły się od tego, co publikowała prasa. To tylko pokazuje, że gazety nawet wtedy nie zawsze były dobrym źródłem. Mamy spis nazwisk wszystkich zawodników, którzy pojawili się na samym początku istnienia klubu.

To oryginalna lista, prawdopodobnie z kwietnia 1920. Mamy listę 44 pierwszych członków klubu. Pierwotnie było ich 46, ale dwa nazwiska zostały skreślone. Kiedy to się stało? Trudno dociec. Członkowie mają przypisane role, jakie pełnili. Ich adresy, stanowiska.

Na jakim etapie przeszukiwania tych archiwów, piwnic jesteście?
Grzegorz JOSZKO: – Gdybym zwolnił się ze swojej pracy, to podejrzewam, że w ciągu dwóch lat dałbym radę wszystko ogarnąć. Zdecydowaną większość znalezisk mamy zabezpieczoną, wszystkie zdjęcia zostały posegregowane. Znaleźliśmy też kasety i odtwarzacz VCR, w tej chwili jest w konserwacji u specjalisty.

Nie wiemy, z którego okresu są kasety, odtwarzacz jest sygnowany na 1969 albo 1971 rok. A co do dokumentów… Gdy wertuje się te papiery kartka po kartce, to za każdym razem znajduje się coś nowego.

Wieńcząc naszą rozmowę, można stwierdzić, że globalna pandemia to zarazem zwieńczenie bardzo mrocznego okresu Ruchu, spadku do najniższej ligi w historii. Obawia się pan, czy klub z tego wszystkiego wyjdzie?
Grzegorz JOSZKO: – Wydaje mi się, że po zdarzeniach z poprzedniego roku, kibicowskim bojkocie, klub stał się silniejszy. Trudno powiedzieć, jak zareaguje Ruch, jak zareagują inne kluby. Tam, gdzie współwłaściciel ma swój biznes (Zdzisław Bik posiada fabryki w Chinach – dop. red.), są ogromne problemy. Inny współwłaściciel, czyli miasto, będzie musiało skupić się na poprawie bieżącej sytuacji, dlatego w tym kontekście ciężko mówić o klubie. Odpowiadając na pytanie – pewnie, że się boję. Nie tylko o Ruch.




Na zdjęciu: Grzegorz Joszko (w środku) przyznaje, że prezes Seweryn Siemianowski (z lewej) mógłby stanąć przed dylematem, jeśli w razie niedokończenia sezonu Legii przyznano by mistrzostwo Polski.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus