Grzegorz Łukasik: Podium jest do wzięcia

Rozmowa z Grzegorzem Łukasikiem, trenerem Pniówka 74 Pawłowice.


Pańska drużyna to najwięksi brutale w III lidze?

Grzegorz ŁUKASIK: – Myślę, że nie. Zdarzył nam się drugi mecz (pierwszym było spotkanie z Polonią Bytom), w którym sędzia zbyt często sięgał po żółte kartki, pokazywał je zbyt pochopnie. Faule były, ale część z nich absolutnie nie kwalifikowało się do pokazania żółtej kartki.

To jakim cudem piłkarze pańskiej drużyny mają już na koncie 79 żółtych kartek? O upomnieniach trenerów, czy członków sztabu nawet nie wspominam…

Grzegorz ŁUKASIK: – Nie wyobrażam sobie, by moi zawodnicy przeszli obok meczu. To jest niedopuszczalne, wymagam od nich walki i zaangażowania. Niektóre faule wynikają z nastawienia, ale też sędziowie bywają zbyt „elektryczni”. Nie będę tolerował zachowań piłkarzy, którzy zgłoszą obecność na boisku i… tylko tyle. Gra kontaktowa, na styku, niesie ze sobą ryzyko „złapania” żółtej kartki. Ale tak gra większość zespołów w III lidze.

Przejdźmy do przyjemniejszych wątków, czyli waszej passy zwycięstw. Pamięta pan z kim ostatni raz przegraliście mecz ligowy?

Grzegorz ŁUKASIK: – To chyba wiedzą wszyscy w naszym klubie – z Ruchem Chorzów.

Pytanie o datę będzie nietaktem?

Grzegorz ŁUKASIK: – Nie pamiętam dokładnie, postawiłbym na połowę października ubiegłego roku.

To było 17 listopada… Zostawmy to jednak. Po porażce z Ruchem wygraliście pięć meczów z rzędu, „przerywnikiem” był remis na własnym boisku z Polonią Bytom, a następnie znowu cztery zwycięstwa. Zaiste, imponująca seria! W dziesięciu kolejnych meczach zdobyliście 28 punktów. Może pan uchylić rąbka tajemnicy, jak tego dokonaliście?

Grzegorz ŁUKASIK: – To złożona historia, ale postaram się wyłuszczyć sedno sprawy. Po pierwsze – szeroka, w miarę wyrównana kadra. Nie wyobrażam sobie, w którym miejscu bylibyśmy bez tego, gdy spadła na nas lawina kartek i kontuzji. Piłkarze, którzy wchodzą na boisko z ławki rezerwowych nie osłabiają zespołu, lecz dają mu odpowiednią jakość. Przy tej okazji muszę dodać, że tylko w jednym meczu powtórzyliśmy wyjściowy skład z poprzedniego spotkania. Rotacje w składzie motywują wszystkich zawodników do zdrowej rywalizacji. Nie bez powodu mówiłem, że mamy bardzo duży problem z obsadzeniem „9”, o którą walczą Dawid Hanzel, Wojtek Caniboł i Mateusz Szatkowski. W tej chwili mamy zespół w miarę zbilansowany, a przede wszystkim silny.

Jest pan zadowolony z dotychczasowego dorobku bramkowego? W 26. meczach zdobyliście 49 goli, znacznie mniej niż wyprzedzające was w tabeli zespoły. Ruch strzelił 68 bramek, o jedną mniej Ślęza Wrocław, a Polonia Bytom 56.

Grzegorz ŁUKASIK: – Każdy zespół chciałby strzelać więcej bramek, a mniej tracić. Nasza „skromna” zdobycz wynika z początku sezonu, gdy mieliśmy „doła” i byliśmy cholernie nieskuteczni. Owszem, stwarzaliśmy okazje do zdobycia goli, lecz je seryjnie marnowaliśmy. Gdyby nasza skuteczność była na obecnym poziomie, mielibyśmy kilka bramek i punktów więcej.

Trener ROW-u 1964 Rybnik Roland Buchała powiedział po meczu, że jego drużyna powinna wygrać z wami, bo oprócz gola zmarnowała cztery sytuacje stuprocentowe. Co pan na to?

Grzegorz ŁUKASIK: – Odpowiem tak – jesteśmy po analizie tego meczu. Jeżeli mój kolega z ROW-u mówi, że jego drużyna miała cztery „setki”, to my mieliśmy takich okazji jak oni – jeżeli dobrze policzyłem – przynajmniej osiem. Do tego dodam nieuznaną – przy stanie 1:0 dla nas – bramkę strzeloną przez Wojtka Caniboła. Była ona jak najbardziej prawidłowa. Gotów jestem usiąść z sędziami do videokonferencji i udowodnić im, że nasz napastnik nie miał żadnego kontaktu fizycznego z bramkarzem ROW-u. Najbliższy nasz zawodnik był półtora metra od Bartosza Plewki. Zapewniam, że mieliśmy bardziej klarowne sytuacje do zdobycia bramki niż przeciwnik. Okazje Łaskiego, Caniboła, Ciuberka, zepsuta przez Weisa kontra trzech na jednego. Mógłbym tak długo wymieniać. W zespole z Rybnika dopatrzyłem się tylko jednej „setki”, którą miał Jan Janik. ROW był groźny tylko po stałych fragmentach gry, konkretnie wrzutach z autu Marka Krotofila, który szukał Piotra Pacholskiego i Tomasza Gomolę. I to wszystko.

Po ostatnim meczu z ROW-em powiedział pan, że nie wie, jak się poskładacie do następnego spotkania ze Stalą Brzeg. Fakt, za kartki „wylatują” Dawid Weis i Kamil Glenc, kontuzji doznał Kamil Turoń, ale przecież do składu wrócą „kartkowicze” – Michał Płowucha i Mateusz Szatkowski. Ponadto słyszałem, że do pańskiej dyspozycji mogą być Dawid Hanzel i Przemysław Szkatuła. To prawda?

Grzegorz ŁUKASIK: – W piątek rozmawiałem z Dawidem i fizjoterapeutą. W poniedziałek Hanzel wznowił treningi i powinien pojechać z nami do Brzegu. W przypadku „Szkatiego” nie chcę niczego sztucznie przyspieszać, by potem nie wypadł ze składu na dłużej. Zobaczymy, co się wydarzy przez te kilka dni.


Czytaj jeszcze: Droga przez mękę

W sobotę niewiele brakowało, by w Pniówku zadebiutował jako zawodnik członek pańskiego sztabu, Dariusz Kłus. Będzie na ławce jako „rezerwa taktyczna” w meczu ze Stalą Brzeg?

Grzegorz ŁUKASIK: – Chcemy takiej sytuacji uniknąć, korzystając z zawodników bardziej lub mniej ogranych z kadry. Muszę jednak liczyć się z taką ewentualnością i odpowiednio zaasekurować, jednak występ Darka Kłusa to jest ostateczność ostateczności.

Kto zatrzyma rozpędzonego Pniówka?

Grzegorz ŁUKASIK: – To musi kiedyś się skończyć. Każda seria – dobra, czy zła – ma swój kres. Kiedy to nastąpi, nie potrafię odpowiedzieć. Może być to w najbliższej kolejce, a może w tym sezonie już nie przegramy. Każdy z naszych przeciwników ma swoją wartość, wiele zależy od tego, czy będziemy skuteczni, zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Ruch Chorzów jest poza zasięgiem wszystkich, ale miejsce na podium jest do wzięcia.


Na zdjęciu: Trener Pniówka 74 Pawłowice Grzegorz Łukasik nie potrafi określić, kiedy zakończy się dobra passa jego drużyny.

Fot. gkspniowek74@com.pl