Grzegorz Łukasik: Znamy swoje miejsce w szeregu

Rozmowa z Grzegorzem Łukasikiem, trenerem Pniówka 74 Pawłowice.


Gdybym latem „przepowiedział”, że Pniówek zdobędzie w 18. meczach 33 punkty i zajmie w tabeli na półmetku rozgrywek 4. miejsce, to kazałby mi pan napić się zimnej wody i ochłonąć?

Grzegorz ŁUKASIK: – Gdzieś z tyłu głowy mieliśmy zakodowane 24 punkty zdobyte w I rundzie poprzedniego sezonu w 17. meczach, teraz natomiast liczyliśmy na to, że zakręcimy się koło „trzydziestki”. W rozmowach z trenerami Dariuszem Kłusem i Robertem Zapałą oraz klubowymi działaczami wyszło, że chcemy tę „30” trafić. Skąd taka liczba? Dlatego, że teraz było 18 kolejek w rundzie jesiennej. Udało się zdobyć 33 punkty, ten dorobek nas satysfakcjonuje, bo jest to wynik lepszy niż przyzwoity.

W poprzednim sezonie w 18. spotkaniach ligowych zdobyliście „tylko” 27 punktów, co pozwoliło wam zająć w tabeli 8. miejsce. Potem rozgrywek nie dokończono. Sucha statystyka świadczy o tym, że teraz dysponuje pan lepszym zespołem niż rok temu?

Grzegorz ŁUKASIK: – Obecny zespół Pniówka jest porównywalny do tego z poprzedniego sezonu, przynajmniej jeżeli chodzi o jakość. Zarówno w działaniach defensywnych, jak i ofensywnych. Moim zdaniem trzeba to bowiem rozpatrywać w dwie strony. W ubiegłym sezonie naszą silną stroną była gra obronna. Na początku bieżących rozgrywek straciliśmy za dużo bramek (dziesięć w pięciu meczach – przyp. BN), ale potem to się „wyprostowało”.

Stare przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia…

Grzegorz ŁUKASIK: – Na razie nie robimy dalekosiężnych planów, ale jeżeli utrzymamy w tabeli czwarte miejsce, będzie to duży sukces tego zespołu. Nie ukrywam, że chciałoby się więcej, lecz z drugiej strony znamy swoje miejsce w szeregu.

Wiemy, jakim potencjałem dysponują nasi rywale, myślę przede wszystkim o Ruchu Chorzów, Polonii Bytom i Ślęzie Wrocław. Nie zapominamy o innych przeciwnikach, którzy są w tabeli za nami. LKS Goczałkowice, czy Gwarek Tarnowskie Góry są zespołami, które mają jakość. W rezerwach zespołów ekstraklasowych także drzemie olbrzymi potencjał. Myślę, że liga jeszcze się „przetasuje”, ale jeżeli obronimy czwarte miejsce, na pewno będziemy zadowoleni.

Jeszcze w trakcie rozgrywek narzekaliście, pan i włodarze klubu, że macie w kadrze za mało wartościowych młodzieżowców. W ubiegłym sezonie miał pan większe pole manewru, bo w Pniówku grali min. Tomasz Dzida, Szymon Zalewski, Wojciech Łaski, Oskar Paleczny…

Grzegorz ŁUKASIK: – To prawda, baliśmy się meczów w tym sezonie, biorąc pod uwagę fakt, że na boisku zawsze musi być dwóch młodzieżowców. Wprawdzie mieliśmy w kadrze pięciu takich zawodników, w tym bramkarza Patryka Zapałę z rocznika 2003, ale Michał Płowucha przed tym sezonem miał tylko kilka meczów „w nogach”, a Filip Łukasik i Przemek Pastuszak wcześniej nie zagrali nawet minuty na tym poziomie. Była to więc dla nas zagadka, jak wypadną.

Straciliśmy Szymona Zalewskiego, który był ograny w rezerwach Lecha Poznań, Tomek Dzida wcześniej zaznaczył swoją obecność w GKS-ie Jastrzębie. Patrząc z perspektywy minionej rundy moje obawy mogły być uzasadnione, ale dzisiaj mogę powiedzieć, że ci młodzieżowcy spisali się dobrze, a nawet bardzo dobrze.

Pański syn Filip rozegrał jesienią aż 17. meczów ligowych, z czego trzynaście „od dechy do dechy”. Chyba przydałby się mu częściej podmianka?

Grzegorz ŁUKASIK: – Bezwzględnie. Tu nie ma tematu, w końcówce rundy był zmęczony. W tym wypadku potrzebni byli zmiennicy, bo Michała Płowuchę mogliśmy zastąpić i szukać rozwiązań z Przemkiem Pastuszakiem. Ale w formacjach ofensywnych pozostawał do dyspozycji tylko Dawid Wiciński, który tak naprawdę nie grał jeszcze w seniorach. Na pewno nad tematem młodzieżowców musimy się w zimie pochylić i szukać takich rozwiązań, by do rywalizacji na jedną pozycję mieć dwóch piłkarzy o takim statusie.

Dlaczego tak rzadko, bo zagrał w zaledwie pięciu meczach, korzystał pan z Przemysława Pastuszaka?

Grzegorz ŁUKASIK: – Nie ma w tym żadnej zagadki, ani drugiego dna. Po prostu przegrał rywalizację z Michałem Płowuchą. Michałowi dodało to pewności siebie, chociaż ryzykowaliśmy grając tak młodym zawodnikiem na newralgicznej pozycji stopera. Ale w tych meczach, w których grał, wyglądał dobrze, z każdym meczem rozwijał się i nabierał doświadczenia. Patrząc obiektywnie – trochę mi tego Przemka szkoda, bo to młody zawodnik i powinien grać regularnie. Ale Michał w minionej rundzie na pewno wyglądał lepiej od niego.

Trenować własnego syna to łatwizna, czy wprost przeciwnie?

Grzegorz ŁUKASIK: – Wchodząc na obiekty sportowe odcinaliśmy relacje ojciec – syn, ale na pewno jest to trudne. Czasami Filip słyszał tyle nieprzyjemnych słów ode mnie, co żaden inny zawodnik w tej drużynie.

Jest pan wobec niego bardziej krytyczny niż wobec innych zawodników?

Grzegorz ŁUKASIK: – Myślę, że tak. Powiedzieli mi to nie tylko współpracujący ze mną trenerzy, ale również inni ludzie, patrzący na to z boku. Nie jest to łatwa sytuacja, ale cieszę się z tego, że Filip wybronił się piłkarsko w minionej rundzie. Nikt nie może mu zarzucić, że grał tylko dlatego, że tata jest trenerem. Natomiast sytuacja sama w sobie nie jest komfortowa.

Jak Filip znosił krytykę?

Grzegorz ŁUKASIK: – Różnie. Jako młody piłkarz na pewne rzeczy ma swoje spojrzenie, ale summa summarum – nie wiem, jak on to ocenia – jakoś dogadywaliśmy się.

W jakich elementach Pniówek w rundzie jesiennej zrobił największy postęp?

Grzegorz ŁUKASIK: – Myślę, że w trakcie sezonu na pewno poprawiliśmy jedną rzecz – grę w defensywie. Na początku mankamentem była zbyt duża liczba straconych bramek po prostych błędach, w prostych sytuacjach. Te pomyłki często decydowały o końcowym wyniku. Oczywiście, każdy zespół popełnia błędy i nie tylko my myliliśmy się. Natomiast my indywidualnych błędów w defensywie mieliśmy stanowczo za dużo.

Można przyczepić się do tego, że nie wykorzystaliśmy wielu stworzonych sytuacji do zdobycia gola, ale one nie mają aż takiego wpływu na końcowy wynik jak błędy w defensywie.

Najlepszy mecz w rundzie jesiennej, po którym miał pan do zawodników najmniej krytycznych uwag?

Grzegorz ŁUKASIK: – Meczem przełomowym i zarazem najlepszym w naszym wykonaniu, było spotkanie ze Ślęzą Wrocław. Przypomnę, że graliśmy z zespołem, który był wówczas liderem. Potrafiliśmy się dobrze bronić i – co najważniejsze – strzeliliśmy na boisku rywala dwie bramki.

Spotkanie, które chciałby pan wymazać z pamięci?

Grzegorz ŁUKASIK: – Zdecydowanie mecz u siebie z Gwarkiem Tarnowskie Góry. Wprawdzie wyżej przegraliśmy z Polonią Bytom i Ruchem Chorzów, ale ten mecz powinniśmy zamknąć już do przerwy, tak jak to zrobiliśmy z Wartą Gorzów. Dwukrotnie prowadziliśmy, mieliśmy mnóstwo sytuacji bramkowych, a przegraliśmy 2:3. To spotkanie po prostu przegraliśmy na własne życzenie. Za łatwo nam się grało, zbyt łatwo stwarzaliśmy sytuacje do zdobycia gola i zawodnicy za szybko uwierzyli, że cokolwiek by się nie działo na boisku, ten mecz po prostu musimy wygrać.

Na jakie pozycje będzie pan poszukiwał zawodników w zimowym okienku transferowym?

Grzegorz ŁUKASIK: – Rozglądamy się, szukamy, rozmawiamy. Na pewno nie pójdziemy w ilość. Małe zmiany kosmetyczne oczywiście będą, ale jeżeli dojdą do nas nowi piłkarze, to muszą być lepsi od tych, którzy są teraz. Na pewno mocno pochylimy się nad młodzieżowcami, bo na jedną pozycję musimy mieć dwóch takich piłkarzy. Taka po prostu jest konieczność. Z pozostałymi zawodnikami i formacjami jakoś sobie poradzimy.

Liczy się pan z tym, że zimą odejdzie z Pniówka Rafał Adamek?

Grzegorz ŁUKASIK: – Życzę Rafałowi wszystkiego dobrego, niech gra w jak najwyższej lidze, niech się rozwija. Jeżeli zostanie, to dobrze, będę się cieszył. A jeżeli odejdzie, to jestem pewien, że bez niego też sobie poradzimy.


Czytaj jeszcze: Zbędny „balast”

Klub zorganizował wam zgrupowanie w Busku Zdroju. W III lidze to nie jest standard. Gdyby obozu nie było, byłby pan bardzo niepocieszony?

Grzegorz ŁUKASIK: – Bez tego obozu też poradzilibyśmy sobie. W ubiegłym roku byliśmy na zgrupowaniu w Gutowie Małym, a potem rozegraliśmy tylko jeden mecz i rozgrywki zostały zakończone. Tak naprawdę bez tego obozu obylibyśmy się. Nie mówię, że to były pieniądze wyrzucone w błoto i cieszę się, że w Pniówku są takie dobre warunki do przygotowania się do rundy.

Mam nadzieję, że tym razem rozgrywki nie zostaną storpedowane. Zgrupowanie jest ważnym elementem w okresie przygotowawczym. Przez sześć dni nie tylko będziemy trenowali po trzy razy dziennie, ale to doskonały moment na integrację. Pniówek jest specyficzną drużyną, nie ma takiej drugiej w Polsce, gdzie ponad połowa zawodników pracuje w kopalni. Na co dzień nie tylko ciężko pracują, ale mają swoje inne obowiązki, rodziny… To wszystko muszą jakoś pogodzić. Myślę, że tydzień pobytu ze sobą scali tę drużynę, a później w trudnych momentach na boisku pozwoli jednoczyć się i dobrze współpracować.


Na zdjęciu: Trener Pniówka Grzegorz Łukasik (w zielonej koszulce) i jego współpracownicy mieli jesienią powody do zadowolenia.

Fot. Dorota Dusik