Grzegorz Słaby: Mam mieszane uczucia

Rozmowa z Grzegorzem Słabym, trenerem siatkarzy GKS-u Katowice.


Czy prowadzenie drużyny w najwyższej klasie rozgrywkowej to nie taki diabeł straszny jak go malują?

Grzegorz SŁABY: – Jeszcze na dobre nie ochłonąłem po sezonie zasadniczym i ta refleksja na razie nie może być pogłębiona. Siatkówka sensu stricte pozostaje siatkówką, ale musiałem się zmierzyć z innymi, pozasportowymi sprawami. Z punktu sportowego nic mnie nie zaskoczyło i – może zabrzmi to trochę nieskromnie – mogę być z siebie zadowolonym.

Trudno było sobie wymarzyć lepszy debiut, bo zaczęliśmy od zwycięstwa 3:0 w Suwałkach. I to dowodziło, że udało nam się skleić zespół, który był mocno rozbity po niedokończonym poprzednim sezonie. Mieliśmy wiele problemów natury organizacyjnej, z którymi trzeba było się uporać. W sezonie zasadniczym drużyna dwa razy zaliczyła kwarantannę, zawodnicy mieli też inne problemy zdrowotne. Z tym wszystkim trzeba było się zmierzyć, a na końcu zabrakło nam niewiele, by znaleźć się w play offie. Zdobyłem nowe doświadczenie i to nie tylko na płaszczyźnie sportowej.

Którego meczu lub meczów pan najbardziej żałuje?

Grzegorz SŁABY: – Gdybym miał wybierać, przede wszystkim dwumeczu z Cuprum, bo z siatkarzami z Lubina straciliśmy aż 3 punkty. Przegraliśmy na własnym parkiecie 2:3 i teraz możemy mówić o straconej szansie. Ponadto u siebie przegraliśmy po tie-breaku z Jastrzębskim Węglem. Mając te punkty, teraz rozmawialibyśmy w innym nastroju, a ja wraz z zespołem przygotowywałbym się do play offu. Uff, było, minęło…

Co panu najbardziej doskwierało w trakcie minionych miesięcy?

Grzegorz SŁABY: – Wiele przyczyn sprawiło, że nie dostaliśmy się do play offu. Przede wszystkim mocno mnie boli, jak prezentowaliśmy się w styczniu. Co prawda graliśmy z klasowymi zespołami, ale nie potrafiliśmy sprawić niespodzianki. Nie odnieśliśmy spektakularnego zwycięstwa, o którym by się mówiło w środowisku do następnej kolejki. Owszem, wygraliśmy z Treflem Gdańsk 3:2, ale to za mało.

Oczywiście, były również inne przyczyny, bo głowy były zajęte innymi myślami. W tym roku wcześnie, bo już w styczniu, rozpoczęły się trudne rozmowy o kontraktach. Ponadto warto zwrócić uwagę, że mieliśmy dłuższe przerwy, a w styczniu graliśmy co 2-3 dni i to wszystko miało wpływ na postawę zawodników.

Chyba jednak przed sezonem nie przypuszczał pan, że drużyna będzie walczyła do ostatniej kolejki o play off?

Grzegorz SŁABY: – To prawda, przed sezonem taki układ brałbym w ciemno. Terminarz na finiszu sezonu zasadniczego był korzystny dla Suwałk, bo potykali się z zespołami, które już nie miały noża na gardle. Niemniej wygrywały za 3 punkty i należą im się słowa uznania. Niestety, my mieliśmy emocje przed telewizorem, obserwując mecz Suwałk z Nysą. Ostatnia kolejka została absurdalnie rozłożona na kilka dni. My graliśmy o play off, zaś inne drużyny o rozstawienie w drugiej części sezonu. Przecież można było tę kolejkę rozegrać w jednym dniu o tej samej porze i nie byłoby niedomówień.

Co – oprócz wyniku sportowego – było dla pana ważne w tym sezonie?

Grzegorz SŁABY: – Mieliśmy wzloty i upadki, ale każdy w tej lidze miał lepsze i gorsze chwile. Zespół był po przejściach i 11 zwycięstw to niezłe osiągnięcie, choć, jak wcześniej mówiłem, mogło być ich o kilka więcej. Przypomnę, że przed sezonem odszedł Rafał Szymura, a nie dokonaliśmy żadnych wzmocnień.

Sytuacja była trudna, ale udało nam się na nowo stworzyć zespół i tylko szkoda, że nie było końcowego efektu. Niemniej w styczniu, jak wspomniałem, mieliśmy trudne rozmowy, bo klub musiał odzyskać autonomię, by nie być zależnym od menedżerów. By zaspokoić ciekawość powiem: odzyskał. I teraz sami będziemy tworzyli skład.


Na zdjęciu: Grzegorz Słaby debiutancki sezon w roli głównego trenera zapisze po stronie plusów.

Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus