Grzegorz Słaby: Nie mamy nic do stracenia

Rozmowa z Grzegorzem Słabym, trenerem GKS- u Katowice.


Jak tworzy się zespół na miarę play offu?

Grzegorz SŁABY: – Najpierw są rozmowy w gabinetach prezesa i dyrektora sportowego, gdzie dokonuje się odpowiednich wyborów, a zespół tworzy się w trakcie sezonu. My dokonaliśmy wyborów na miarę możliwości finansowych. Postawiliśmy na zawodników, którzy chcieli przekonać wszystkich, że mają potencjał. Większość z nich nie odgrywała wiodących ról w poprzednich klubach. Wybraliśmy charakternych chłopaków, gwarantujących walkę od pierwszej do ostatniej piłki i właśnie mamy taką ekipę. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie moi współpracownicy: trener Damian Musiak, analizujący grę rywali, trener przygotowania fizycznego Piotr Karlik, fizjoterapeuta Grzegorz Rzetecki, a także prezes Marek Szczerbowski oraz dyrektor Jakub Bochenek, którzy mocno mnie i zespół wspierają.

Jak realnie ocenialiście swoje możliwości przed sezonem?

Grzegorz SŁABY: – Podczas spotkania przed inauguracją mówiliśmy, że usatysfakcjonuje nas miejsce w dziesiątce, ale celem nadrzędnym było jak najszybsze zapewnienie sobie utrzymania w PlusLidze. Powiedzieliśmy jednak sobie, że gdyby pojawiła się iskierka nadziei na play off, to podejmiemy wyzwanie i będziemy walczyć do końca. Tak też się stało i dlatego teraz mamy powody do radości.

Zaczęliście w imponującym stylu, ale czy nie mieliście chwil zwątpienia?

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus

Grzegorz SŁABY: – Nie spodziewałem, że wygramy dwa mecze z Gdańskiem i Rzeszowem, bo ostatnie sparingi nie napawały optymizmem. Przed inauguracją pomyślałem sobie, że może „uskubiemy” punkt. Zakładaliśmy, że optymalną formę osiągniemy, gdy przyjdzie nam się potykać z Olsztynem, Lublinem, Lubinem, Radomiem czy Nysą. Pojawiły się jednak problemy covidowe oraz kontuzje i miałem wątpliwości, czy wszystko pójdzie w dobrą stronę.

Jarosz grał w Lublinie ze złamanym palcem, a Ma’a tam zachorował. Nieco wcześniej Rousseaux został pobity i też pauzował. Z kolei Qurioga ledwo co się zaszczepił i miał kwarantannę. Przed meczem z Olsztynem dysponowaliśmy garstką zawodników i libero musiał zagrać w ataku. Nie udało nam się tego spotkania przełożyć. Pojawiły się kolejne wątpliwości, a los nas później też nie oszczędzał. Drugi rozgrywający, Nowosielski, skręcił kostkę, Szymański miał problemy z barkiem, a środkowi zmagali się covidem.

Byliśmy więc w czarnej d… Nie mogliśmy normalnie przeprowadzić treningów i trzeba było sporej gimnastyki, go jakoś je „skleić”. W meczach z Lublinem, Olsztynem oraz Lubinem miałem prawo liczyć chociaż na 3 punkty, a tymczasem było 0! Ważne zwycięstwo odnieśliśmy z Radomiem i potem w Nysie. Trochę się odbudowaliśmy, ale potem przyszły spotkania z czołówką. Nie mieliśmy żadnej pewności, że będziemy mieli możliwość rywalizować o play offie.

Przypuszczał pan, że nadejdzie runda historyczna w dziejach siatkarskiej GieKSy?

Grzegorz SŁABY: – Zaczęliśmy od wygranej w Gdańsku. To był niesłychanie ważny moment, choć wtedy nikomu nie zdradzałem naszych marzeń. To prawda, mieliśmy najlepszą rundę w dziejach sekcji, bo przegraliśmy za 3 punkty jedynie z Bełchatowem, z ZAKSĄ oraz w Rzeszowie. W tym ostatnim meczu graliśmy bez nominalnych atakujących, których zastąpił Rousseaux i spisał się świetnie. Przy stanie 2:1 dla gospodarzy mieliśmy piłkę w górze i mocno uderzył Quiroga. Tylko jeden libero w świecie mógł ją odbić i był nim Zatorski. Wyciągnął ją z podłogi i rywale odwrócili losy tego seta oraz meczu. Tę akcję będą wspominał przy każdej okazji, bo miejsce w play offie moglibyśmy zapewnić sobie wcześniej.

Najlepszy i najgorszy mecz w sezonie zasadniczym?

Grzegorz SŁABY: – Nie potrafię wybrać jednego spotkania… Bardzo dobrze zagraliśmy z Rzeszowem i z Zawierciem u siebie, a także z Gdańskiem na wyjeździe. Rozczarowanie natomiast przeżyliśmy w Lublinie, gdzie dostaliśmy mocno po pyskach. Koszmary przeżywaliśmy w spotkaniach z Lubinem, choć u siebie wygraliśmy 3:2. Te zespoły są w naszym zasięgu i trudno było się pogodzić z porażkami.

Kto pana zaskoczył pozytywnie, a kto rozczarował w lidze?

Grzegorz SŁABY: – Wystarczy spojrzeć na tabelę. Wielu – po odejściu Bena Toniuttiego – mówiło o zmierzchu ZAKSY, a tymczasem zespół ten funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna; zdobył Puchar Polski, jest w półfinale Ligi Mistrzów oraz na czele PlusLigi. Miejsce francuskiego rozgrywającego zajął Marcin Janusz. Świetnie wkomponował się w drużynę, która nic nie straciła na jakości. Zawodnik ten okazał się największym odkryciem sezonu i jest jednym z architektów sukcesów. Gdyby Stal Nysa grała w sezonie tak jak ostatnie pięć meczów, to pewnie z nami walczyłaby o play off. W Warszawie zabrakło jej niewiele do uniknięcia spotkań barażowych. Zawodnicy pokazali charakter, wygrali po tie-breaku i zapewnili nam nieco wcześniej – za co im dziękujemy – miejsce w play offie. W przeciwnym razie musielibyśmy czekać na zaległe spotkania Gdańska z Jastrzębiem i ZAKSĄ. Stal pod kierunkiem trenera Daniela Plińskiego na finiszu pokazała spory potencjał.

Jeszcze nie wiecie, z kim przyjdzie wam grać w play offie. Czy zespół stać na kolejny skok jakościowy?

Grzegorz SŁABY: – Zagramy z ZAKSĄ lub Jastrzębskim Węglem. W naszej 6-letniej PlusLigowej historii wygraliśmy po jednym spotkaniu z tymi zespołami (z Jastrzębiem 3:1 w marcu 2020 i ZAKSĄ 3:1 w marcu 2018 – przyp. red.), co świadczy o skali trudności. Jeżeli ktoś w tej konfrontacji daje nam 0,5% szans, to będziemy starali się to wykorzystać. W play offie gramy do dwóch zwycięstw w krótkim odstępie czasowym. Nie mamy nic do stracenia, a wiele do zyskania.


Na zdjęciu: Siatkarze GKS-u Katowice mają powody do radości, gdyż po raz pierwszy zagrają w play offie.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus