GTK Gliwice. Byle był postęp

Cały czas się uczymy. Najważniejsze, że z każdym meczem robimy progres – przyznał Matthias Zollner, trener GTK Gliwice.


Gliwiczanom dwa ostatnie mecze nie wyszły. Przegrali wysoko zarówno w Zielonej Górze ze Stelmetem Eneą BC, jak i we Włocławku z Anwilem. W tym drugim starciu „załatwił” ich Ivan Almeida. Kaboweryjczyk wszedł na parkiet praktycznie prosto z samolotu, bo do drużyny dołączył dopiero dzień przed spotkaniem. A i tak był najlepszy na parkiecie.

– Wejście nowego zawodnika do zespołu w trakcie sezonu może mieć negatywne jak i pozytywne skutki. W Anwilu sprawdził się ten drugi scenariusz. To był zupełnie inny Anwil niż w poprzednich spotkaniach. Król wrócił. Widać było, jak wiele znaczy Almeida dla tej drużyny. Grał znakomicie, ale przede wszystkim z jego energii czerpali też pozostali gracze, np. Mielczarek. Może w ataku nie dał zbyt wiele, ale w defensywie wykonał znakomitą robotę – chwalił rywali Matthias Zollner, szkoleniowiec GTK.

Jego podopieczni fatalnie spisali się zwłaszcza w pierwszej kwarcie, w której dali sobie rzucić aż 31 punktów. – Włocławianie zagrali świetnie, ale to my otworzyliśmy ich swoją postawą. Strata 31 punktów, to katastrofa – krótko podsumował Daniel Gołębiowski, rzucający GTK.

Zollner, mimo dwóch kolejnych porażek, wciąż jest optymistą. Widzi w swojej drużynie postępy, co dobrze rokuje przed kolejnymi meczami. – Podobała mi się gra naszej drużyny w drugiej połowie. Zawodnicy się nie poddali, ale walczyli. Chcieli pokazać, że potrafią grać – wyjaśnił Niemiec.- Cały czas się uczymy. Rezultat jest drugorzędny. Najważniejsze, że zespół robi progres, że z meczu na mecz gra coraz lepiej – dodał.

Gliwiczanie już w niedzielę (godz. 19.30) podejmują PGE Spójnię Stargard i staną przed szansą przerwania serii porażek. U siebie spisują się bowiem zdecydowanie lepiej niż na wyjazdach. Odprawili już z kwitkiem PolskI Cukier Toruń oraz Eneę Astorię Bydgoszcz. – Damy z siebie wszystko – zapewnił Gołębiowski.

Przed własną publicznością po raz pierwszy będzie miał też okazję pokazać się M.J. Rhett. Amerykanin to największy pechowiec w GTK. Przed sezonem w trakcie przygotowywania posiłku poparzył się na tyle poważnie, że wylądował w szpitalu. Na szczęście operacja nie była potrzebna. Szybko doszedł do siebie. Groziła mu kilkumiesięczna przerwa, a zagrał już we Włocławku.


Czytaj jeszcze: Wielki powrót

Jego powrót do zdrowia spowodował, że Zollner ma spory wybór pod koszem. W klubie jest bowiem jeszcze sprowadzony w trybie awaryjnym Martin Krampelj, który był objawieniem pierwszych kolejek. – Nie tylko ci dwaj zawodnicy mogą grać pod koszem. Mam jeszcze Łukasza Diduszkę czy Szymona Szymańskiego. Ale to nie jest ważne ile kto dostaje minut na parkiecie. Najważniejsze jest co wnosi do gry zespołu. Ile daje drużynie i jaki ma wkład w zwycięstwo – podkreślił szkoleniowiec GTK.

Na zdjęciu: Defensywa GTK przeciwko Ivanowi Almeidzie okazał się bezradna.

Fot. Piotr Kieplin/PressFocus