GTK Gliwice. Groźni dla każdego

Gracze z Górnego Śląska w najmniej spodziewanym miejscu, bo w Gdyni, przełamali niemoc i odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie. W starciu z Arką niewielu stawiało na ich wygraną. Zespół z Trójmiasta to jeden z kandydatów do złota, GTK natomiast przegrał dwa pierwsze spotkania, mimo że był ich gospodarzem. Oba wprawdzie minimalnie, ale zarówno MKS Dąbrowa Górnicza, jak i King Szczecin nie są zaliczane do krajowego topu.

Gliwiczanie nie przejmowali się dywagacjami. Zagrali z zębem, determinacją i to wystarczyło, by pokonać faworytów.

– Nikt nie lubi przegrywać. Pierwszy mecz to było otwarcie dużej hali, sporo kibiców się pojawiło, była presja. Zagraliśmy wtedy bardzo słabą pierwszą połowę. W drugim spotkaniu podobnie. Bardzo w moich zawodników jednak wierzę, mają duży potencjał. Na małe porażki wpływają detale. Jeśli konsekwentnie będą pracować na treningach, to prędzej czy później przyniesie to efekt. Cieszymy się, że wydarzyło się to w Gdyni, bo wychodzimy z założenia, że jeżeli mamy się kogoś bać, to w ogóle nie grajmy – powiedział Paweł Turkiewicz, trener GTK.

Gliwiczan chwalił też Przemysław Frasunkiewicz, szkoleniowiec Arki, ale przy okazji zganił swoich podopiecznych.

– Rywale grali agresywnie i zamiast odpowiedzieć im tym samym, przyglądamy się i płaczemy, bo piłka nie wpadła nam do kosza. Zachowujemy się jakbyśmy mieli po 12 lat. Zapewniam, że bardzo szybko się to zmieni – podkreślił z naciskiem.

Gliwiczanie jedynie w pierwszej kwarcie mieli kłopoty. W kolejnych, gdy zacieśnili obronę, role się odwróciły. Przede wszystkim zaimponowali wolą zwycięstwa. Ambicją przewyższali zawodników Arki przynajmniej o klasę. – Zwycięstwo w Gdyni bardzo cieszy. Arka to marka sama w sobie, ale przed tym spotkaniem byliśmy niesłychanie zmobilizowani. Graliśmy konsekwentnie, ale popełnialiśmy też błędy, które wykorzystywali rywale, zwłaszcza w trzeciej kwarcie. Mimo wszystko utrzymaliśmy koncentrację do końca – powiedział Turkiewicz.

– Nasza determinacja i świetna obrona sprawiły, że gospodarze mieli problem ze zdobywaniem punktów. Mamy teraz trudny terminarz, bo w kolejnych sześciu kolejkach pięć razy przyjdzie nam rywalizować na wyjeździe, ale wierzę, że to zwycięstwo wpłynie pozytywnie na nasze morale i będziemy groźni dla każdego – dodał.

Największy udział w sukcesie mieli Payton Henson i Dawid Słupiński. Amerykanin zdobył 19, a drugi z nich 18 punktów. Warto dodać, że w dwóch pierwszych spotkaniach Słupiński nie zdobył punktu, a w Gdyni ustanowił swój rekord w ekstraklasie i odpłacił szkoleniowcowi za zaufanie.

– Zaufałem Dawidowi i zostawiłem go na następny sezon. Mam nadzieję, że będzie tak grał przez cały czas. Dał dobrą zmianę dla Joe Furstingera i się nie przestraszył. Podejmował dobre decyzje rzutowe, wymuszał faule – powiedział Turkiewicz, który podkreślił role wszystkich zawodników, również tych, którzy nie zdobywają wielu punktów.

– Nie można rozpatrywać czyjejś postawy tylko przez pryzmat zdobytych punktów. Diduszko rzucił zaledwie dwa „oczka”, zatem niby zagrał słaby mecz. Nic bardziej mylnego. Gość rzuca się na każdą piłkę i wyskakuje z własnych skarpetek. To jest prawdziwy charakter, którym Łukasz zaraża innych – podsumował szkoleniowiec.

Na zdjęciu: Payton Henson w Gdyni pokazał, że drzemie w nim spory potencjał.