GTK Gliwice. Zwycięstwo, to zwycięstwo

 

W ostatnim czasie graczom z Górnego Śląska wybitnie się nie wiodło. Przegrali trzy mecze z rzędu, w tym bardzo dotkliwie, ba aż 74:118 z Anwilem Włocławek. To była najwyższa porażka w historii ich występów w elicie i mocno zabolała. Nic dziwnego, że do starcia ze Śląskiem gliwiczanie podeszli bardzo ambicjonalnie. – Wyszliśmy na mecz bardzo zdeterminowani. Chcieliśmy wygrać po przegranej z Anwilem i pokazać, że jesteśmy w stanie rywalizować i zwyciężać w Energa Basket Lidze – tłumaczył Brandon Tabb, najskuteczniejszy zawodnik GTK w spotkaniu we Wrocławiu.

– Nasza sytuacja w tabeli po ostatnich porażkach sięgnęła dna i bardzo emocjonalnie podeszliśmy do meczu. Nie ważne kto byłby po drugiej stronie, czy Polski Cukier Toruń, czy Śląsk, liczyło się dla nas tylko zwycięstwo. Rzuciliśmy na szalę wszystko co mamy: umiejętności, zaangażowanie i całą energię. Chcieliśmy umrzeć na parkiecie – wtórował mu Łukasz Diduszko, skrzydłowy GTK.

Goście od początku byli zdecydowanie lepsi. Imponowali determinacją i wolą walki. Długo prowadzili. Na sześć minut przed końcem mieli aż 18 punktów przewagi (80:62). A mimo to do ostatnich chwil musieli drżeć o wygraną. Śląsk zbliżył się na trzy oczka (81:84) i miał nawet rzut na dogrywkę. Kamil Łączyński przestrzelił go.

– Cieszymy się z tego zwycięstwa, bo w ostatnim momencie mogło nam uciec. Przy plus 18 zawodnicy myśleli, że to już koniec meczem, a trzeba walczyć do końca. Było za dużo strat i błędów. Ale mimo to udało się dowieść zwycięstwo do końca. Za parę miesięcy nie będzie o tym pamiętał. Zwycięstwo to zwycięstwo – podsumował Paweł Turkiewicz, trener GTK.

Co się stało w ostatnich minutach? – Jak ktoś jest najedzony, to jest zadowolony. Myśleliśmy, że spotkanie jest już wygrane. Gdybyśmy zachowali chłodne głowy i skupienie do końca, to nie pozwolilibyśmy doprowadzić gospodarzom do nerwowej końcówki – ocenił Diduszko, dla którego było to szczególne spotkanie, bo w swojej karierze występował w Śląsku.

– Czy szczególne? Chciałem wygrać we Wrocławiu, bo to jest mekka polskiej koszykówki. Do tego chcieliśmy zmazać plamę po Anwilu – wyjaśnił doświadczony i jeden z najbardziej walecznych graczy w Energa Basket Lidze. W starciu ze Śląskiej jego koledzy byli równie zaangażowani. – Widać było determinacje wszystkich zawodników.

Każdy z chłopaków chciał coś wnieść do obrony i ataku – chwalił swoich podopiecznych Turkiewicz.

Terminarz gliwiczan nie rozpieszcza. Przed nimi dwa kolejne bardzo trudne wyjazdy. Najpierw zagrają ze Startem Lublin (21.11.) a następnie z Polskim Cukrem Toruń (26.11.). Oba zespoły należą do krajowej czołówki. Polski Cukier to wicemistrz kraju i lider po ośmiu kolejkach. Start natomiast zajmuje trzecie miejsce, będąc jednym z objawień początku rozgrywek. Może się pochwalić trzema triumfami z rzędu. Gliwiczanie na wyjazdach grać jednak potrafią. Do tej pory trzykrotnie schodzili z parkietu jako zwycięzcy i za każdym razem w obcych halach.

Na zdjęciu: Przeciwko Anwilowi (w akcji Tony Wroten) obrona gliwiczan praktycznie nie istniała. Ze Śląskiem było już zdecydowanie lepiej.