Guardiola tu nigdy nie przyjdzie

Wcale nie tak dawno w rodzimej ekstraklasie mieliśmy samych polskich trenerów. Mam nadzieję, że nigdy nie dożyjemy takich czasów, że będą sami zagraniczni – mówi Jacek Zieliński, mistrz Polski z Lechem Poznań AD 2010.

W ubiegły rok ekstraklasa weszła z ledwie dwoma szkoleniowcami z obcym paszportem. Przez moment wydawało się, że moda na nich nie tylko mija, ale że wręcz klaruje się jakiś trwalszy trend odwrotny. To było jednak tylko złudzenie. Dzisiaj w krajowej elicie mamy już sześciu trenerów z zagranicy. Grupę tę tworzą Romeo Jozak (Legia), Nenad Bjelica (Lech), Gino Lettieri (Korona), Joan Carrillo (Wisła K.), Adam Owen (Lechia) i Kosta Runjaić (Pogoń). Łączy ich fakt, że w pierwszej tegorocznej kolejce w komplecie zapunktowali. Gorycz porażki przełykali wyłącznie ich polscy koledzy…

To tylko koloryt

Czy to znaczy, że obcokrajowcy lepiej wiedzą, jak pracować z piłkarzem zimą? Taką tezę mógłby postawić tylko ktoś oderwany od ligowej rzeczywistości. Znamy kilka postaci, które takiej tezie zaprzeczyłyby błyskawicznie i z niemała dozą zapiekłości. Pierwszy byłby zapewne Michał Probierz, który przy każdej okazji konsekwentnie przypomina, że zagraniczni szkoleniowcy zabierają pracę polskim fachowcom, nie oferując nic w zamian.

– To temat na dłuższe posiedzenie – zauważa trener Jacek Zieliński, który w 2010 roku świętował tytuł mistrza Polski jako opiekun poznańskiego Lecha. – Trzeba jednak zaakceptować fakt, że jesteśmy w Unii Europejskiej i nie możemy się zamykać na inne nacje. Wiadomo, że nie przyjdzie do nas trener pokroju Josepa Guardioli, ale i tak tracimy przez to pracę. W ostatnich latach bywało, że pojawiali się w naszej lidze szkoleniowcy z obcym paszportem, którzy wnosili do rywalizacji sporo kolorytu. Na pewno nie jest jednak tak, że przychodzi ktoś z zagranicy i automatycznie ubogaca mój zawodowy warsztat.

Prognoza skrajności

Zieliński to tylko jeden z trenerów, którzy po przemianowaniu dawnej I ligi na ekstraklasę sięgnęli po mistrzostwo kraju, a dzisiaj pozostają poza grą. W takiej samej sytuacji znajdują się Maciej Skorża, Orest Lenczyk, Dariusz Wdowczyk czy Jacek Magiera, zatrudniony obecnie przez PZPN w nieco innej roli. Co zrozumiałe, żaden z nich nie wyraża się o swoich zagranicznych konkurentach – coraz częściej anonimowych – z entuzjazmem.

– Start rundy rewanżowej rzeczywiście mieli udany, ale nie zdziwię się, jeśli już w najbliższy weekend sytuacja obróci się o 180 stopni i nie zdobędą w drugiej kolejce ani punktu – oznajmia Wdowczyk. Tak skrajny wariant akurat nie będzie możliwy, bo w niedzielę na obiekcie Lecha (Bjelica) pojawi się Pogoń (Runjaić), więc ktoś dotychczasowy dorobek powiększyć będzie musiał. Czytelna jest jednak istota wyrażonej opinii. Sumaryczna zdobycz na inaugurację piłkarskiej wiosny to zdaniem byłego reprezentanta Polski w głównej mierze dzieło przypadku…

Gino to jest gość

Nie oznacza to, że trenerzy rodzimego sortu nastawieni są do przybyszów z zagranicy z gruntu i bezwarunkowo negatywnie. – Dobrą robotę w Koronie Kielce wykonał Gino Lettieri – ocenia obiektywnie Zieliński. – Poukładał właściwie drużynę i skutkuje to efektywną postawą na boisku. Z kolei Kosta Runjaić odczarował Pogoń Szczecin, mimo że pracuje z tym zespołem od niedawna. Nie zmienia to jednak faktu, że wcale nie tak dawno w rodzimej ekstraklasie mieliśmy samych polskich trenerów. Mam nadzieję, że nigdy nie dożyjemy czasów, że będą sami zagraniczni.

Lettieri chwalony jest również przez Wdowczyka, głównego architekta tytułu mistrzowskiego stołecznej Legii z roku 2006. – Bez Gina cały pomysł Korony na mecz to była walka, walka i jeszcze raz walka – mówi „Wdowiec”. – Teraz to się ewidentnie zmieniło. Zespół zaczął znacznie lepiej operować piłką i bez problemu stwarza sobie sytuacje bramkowe po kombinacyjnie przeprowadzonych akcjach. Generalnie jednak nie zauważyłem, żeby praca zagranicznych szkoleniowców wydatnie podniosła poziom polskiej ekstraklasy albo chociaż któregoś z jej piłkarzy. Mój warsztat też absolutnie nie stał się przez to bogatszy. Nawet jeśli nasze kluby wchodzą na scenę międzynarodową pod wodzą trenerów z obcym paszportem, to żegnają się z pucharami tak szybko, jak zdążyły do tego przyzwyczaić. Ale mamy przecież wolny rynek. A to oznacza, że właściciele klubów mogą sobie zatrudniać takich fachowców, jakich sobie tylko upatrzą i na jakich ich stać…

Dyplom na taśmociągu

Tymczasem w tempie jednostajnie przyspieszonym przybywa w Polsce trenerów z licencją UEFA Pro. Na kurs, który zakończy się w przyszłym miesiącu obroną pracy dyplomowej, przyjęto 24 kandydatów. W nowym cyklu udział bierze już 25 pretendentów, w tym postacie kibicom doskonale znane: Sławomir Majak, Radosław Sobolewski, Aleksandar Vuković, Marek Papszun, Zbigniew Smółka, Benedykt Nocoń, Jan Woś czy Bartosz Tarachulski.
Ile jest dzisiaj warta licencja zdobyta w Szkole Trenerów PZPN, skoro dla wielu absolwentów ekstraklasa pozostanie tylko marzeniem? To pytanie pozostanie na razie bez odpowiedzi. Łatwiej ustalić, ile taka licencja kosztuje. Samo wpisowe wynosi 17 tysięcy złotych. Jeśli dodać do tego nakłady na comiesięczne podróże do Białej Podlaskiej (tam odbywają się zajęcia) oraz nocleg, kwota ta przekroczy 20 tys. złotych.

To stosunkowo niewiele, zważywszy na wysokość zarobków w ekstraklasie czy nawet w I lidze. Nie szkodzi, że doliczyć do tego trzeba koszt organizacji zagranicznego stażu, którego odbycie jest warunkiem ukończenia kursu. Irytacja rodzimych trenerów nie wynika bowiem z poniesionych wydatków, lecz z niedostępności elity. Również dlatego co jakiś czas głośno i natarczywie podnoszona jest kwestia rzekomej konieczności zwiększenia liczby drużyn grających w ekstraklasie.

***

Polscy szkoleniowcy życzyliby sobie, by w ich zawodzie obowiązywały takie same zasady, jak na murawie w Bundeslidze – jesteś obcy, więc musisz być lepszy niż miejscowy. Tylko jak to zweryfikować na starcie? Piłkarza można obejrzeć na treningu, a potem desygnować go do gry lub nie. Trener miejsce w meczowym protokole ma pewne już w momencie podpisania kontraktu…

LICZBY
1 – tylu trenerów z obcym paszportem zaliczyło w ostatniej dekadzie spadek z polskiej ekstraklasy. „Rodzynkiem” jest Czech Frantiszek Straka, który w roku 2011 nie utrzymał w elicie Arki Gdynia. Co ciekawe, w trakcie sezonu zluzował… Dariusza Pasiekę.
2 – tyle lat trwa kurs na licencję UEFA Pro w Szkole Trenerów PZPN
3 – po tyle tytułów mistrza Polski w ostatniej dekadzie sięgali zagraniczni trenerzy (2011 – Holender Robert Maaskant z Wisłą K., 2014 – Norweg Henning Berg z Legią, 2016 – Rosjanin Stanisław Czerczesow z Legią). Żaden z nich nie prowadził zespołu od pierwszej do ostatniej kolejki.