Gwardia znów dokonała niemożliwego. Sensacja w Opolu

Piękny wiosenny sen w Opolu trwa w najlepsze. Po odprawieniu w ćwierćfinale faworyzowanego NMC Górnika Zabrze Adam Malcher i spółka poszli za ciosem. Co prawda w perspektywie sobotniego rewanżu w Płocku minimalna wygrana znaczy niewiele, ale już samo zwycięstwo nad wicemistrzem Polski i uczestnikiem Champions League robi wielkie wrażenie. Trudno w to uwierzyć, ale remis na Mazowszu może promować kopciuszka do finału ligi!

Blisko trzy tysiące widzów w „Okrąglaku” znów mogło być dumnych ze swoich ulubieńców, bo ci po raz kolejny w przystąpili do spotkania bez kompleksów, a pierwsze bramki utwierdziły ich w przekonaniu, że faworyt nie taki straszny, jak go malują.

Płocczanie i tak mogli mówić o szczęściu, bo dwubramkową stratę zawdzięczali prostym błędom gospodarzy, którzy tylko w pierwszej połowie popełnili ich chyba z dziesięć. Gdyby podopieczni Rafała Kuptela tak seryjnie nie podawali piłki niemal wprost w ręce gościom, rozmiary ich prowadzenia już do przerwy mogły być nader okazałe.

To wielka niespodzianka, nawet pamiętając o tym, że wicemistrz Polski przyjechał do Opola mocno przetrzebiony. Do już wcześniej rehabilitujących się Macieja Gębali i Nemanji Obradovicia, dołączyli brat tego pierwszego Tomasz oraz Jose de Toledo. W ten sposób druga linia „nafciarzy” radykalnie się skurczyła.

Ci, którzy zostali i odpowiadali za prowadzenie gry w Wiśle, mieli zaś wielkie kłopoty z pokonaniem pozostającego w wybornej formie Adama Malchera. Co kilka minut po kolejnej znakomitej interwencji reprezentacyjnego golkipera z trybun rozlegało się gromkie „Jo-gi! Jo-gi!”.

Za to w Gwardii na środku twórczo improwizował Kamil Mokrzki, pod poprzeczkę bombardowali Antoni Łangowski i Przemysław Zadura, a na kole chłodną głowę zachował kapitan Mateusz Jankowski. Sztab gości próbował całą trójkę bramkarzy, ale gospodarzom to nie przeszkadzało.

W drugiej połowie zawodnicy – już wcześniej „elektryczni” – coraz częściej prowokowali się wzajemnie; nerwowo nie wytrzymał Michał Daszek, który wdał się w utarczkę z Mokrzkim, w końcu byłym „wiślakiem” w barwach Gwardii.

Gospodarze prowadzili już 20:17, ale faworyt zdołał wyrównać, bo rozstrzelali się Gilberto Duarte i Daszek. Ostatnie minuty to bramka za bramkę. Gdy w 60 min. po raz 10. w meczu trafił Daszek, wyrównał, ale niezawodny Łangowski na 22 sekundy przed końcem odzyskał dla Gwardii prowadzenie. A goście nie potrafili już oddać celnego rzutu na bramkę Malchera i sensacja stała się faktem.

 

Gwardia Opole – Orlen Wisła Płock 33:32 (16:14)

GWARDIA: Malcher – Lemaniak 1, Siwak 2, Zarzycki, Łangowski 8, Tarcijonas 1, Mokrzki 5, Jankowski 6, Zadura 5, Mauer 4/1, Morawski 1. Kary: 10 min. Trener Rafał KUPTEL.

WISŁA: Malcher, Morawski, Borbely – Daszek 10, Duarte 6, Krajewski 4, Racotea, Ghionea 1, Piechowski, Ivić 4/1, Tarabochia 1, Żabić 4, Mihić 2. Kary: 8 min. Trener Krzysztof KISIEL.

Sędziowali: Filip Fahner i Łukasz Kubis (Głogów).

Widzów: 2800.

Rewanż: 19 maja (13.00).