Hegemon schodzi ze szczytu

W 1987 roku Antoni Piechniczek w roli trenera zdobył z Górnikiem Zabrze tytuł mistrza Polski. Nie był pierwszym byłym selekcjonerem, który w ekstraklasie okazał się najlepszy. Ale – jak na razie ostatnim. Dla jego następców minione trzydziestolecie nie okazało się na gruncie krajowym równie łaskawe…

Szturmowali elitę

Lista sukcesów zaczyna się i kończy na awansie do ekstraklasy, co jak na byłych szefów kadry osiągnięciem spektakularnym nie jest. Udało się to najpierw Henrykowi Apostelowi (selekcjoner w latach 1993-95), który wiosną 1996 roku objął Wisłę Kraków i z marszu wprowadził ją do krajowej elity. Krótko pracował jeszcze potem w Górniku Zabrze, a latem 1998 chwycił za trenerskie stery w KSZO Ostrowiec Św., wówczas występującym na drugim froncie. Miał zrobić to samo, co pod Wawelem. Kiedy jego misja zakończyła się niepowodzeniem, zakończył szkoleniową karierę po ćwierćwieczu pracy.

Ciekawsza historia wiąże się z Pawłem Janasem (2002-06), który z łódzkim Widzewem awansował do ekstraklasy… rok po roku. Jak to możliwe? Pierwszą promocję zespół wywalczył w 2009 roku, ale za wcześniejsze przewiny korupcyjne nie został dopuszczony do rozgrywek i kolejny sezon musiał ponownie rozpocząć na zapleczu elity. A tam znów okazał się najlepszy.

Po rozstaniu z kadrą Janas nie od razu wrócił na ławkę. Najpierw pełnił rolę dyrektora sportowego i wiceprezesa w Koronie Kielce. Potem był również wiceprezesem w Polonii Warszawa. Jako szkoleniowiec – poza Widzewem – prowadził GKS Bełchatów, Lechię Gdańsk i Bytovię Bytów. Tę ostatnia ekipę wiosną 2014 roku wprowadził do I ligi.

Krok od Europy

Niewiele brakowało, a platynową kartę w CV zapisałby Jerzy Engel (2000-2002). Po roku odpoczynku od futbolu pracował w stolicy najpierw jako dyrektor sportowy – w Legii, a następnie w Polonii. Ciągnęło go jednak na trenerską ławkę. Przeniósł się pod Wawel i objął Wisłę Kraków. Latem 2005 roku był bliski wywalczenia pierwszego w historii klubu awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów, co nie udało się „Białej gwieździe” do dzisiaj.

Krakowianie odpadli wówczas z ostatniej rundy kwalifikacji po dramatycznym boju z Panathinaikosem Ateny. W Krakowie było 3:1, w Grecji – 1:4 po dogrywce, do której gospodarze doprowadzili trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Chwilę wcześniej arbiter nie uznał prawidłowo zdobytego gola przez Marka Penksę, co dawałoby mistrzom Polski awans. Co ciekawe, jedną z bramek dla zwycięzców zdobył Emmanuel Olisadebe, gwiazdor kadry za kadencji właśnie Engela.

Okres zatrudnienia przy Reymonta trwał tylko cztery miesiące. Trener został zwolniony, gdy drużyna otwierała tabelę ekstraklasy. O jego rozstaniu z Wisłą zadecydowały niepowodzenia na arenie europejskiej. Dymisję wręczono mu po porażce z portugalską Vitorią Guimaraes.

Pytanie do eksperta

Jeśli chodzi o byłych selekcjonerów, którzy po zakończeniu pracy z reprezentacją pokazują się częściej w telewizji niż na ligowym poletku, to należy wskazać przede wszystkim dwa nazwiska. Na pierwszy plan wysuwa się [Andrzej Strejlau] (1989-93), w roli komentatora bądź eksperta czujący się jak ryba w wodzie. Przez lata zdążył się pojawić praktycznie na antenach wszystkich stacji TV, które interesowały się futbolem. Jako trener ligowy po rozstaniu z kadrą pracował tylko w Zagłębiu Lubin w sezonie 1995-96. Krótko i bez historii. Niedawno wydał biografię – niekrótką i barwną.

Przez media niezmiennie ceniony jest również Antoni Piechniczek (1981-86 oraz 1996-97). Po dwóch przygodach z drużyną narodową na gruncie krajowym wracał tylko do Górnika Zabrze. Za pierwszym razem zakończyło się to dla niego wspomnianym na wstępie tytułem mistrza Polski. Z kolei na przełomie wieków pełnił przy Roosevelta rolę koordynatora. To wtedy na spotkaniu z kibicami miał powiedzieć, że był ostatnim trenerem kadry, który nie brał od zawodników pieniędzy za powołania.

Już tylko historia

Nie ma już wśród żyjących Władysława Stachurskiego (1995-96) i Janusza Wójcika (1997-99). Ten pierwszy krótko po rozstaniu z kadrą wrócił do pracy z Legią Warszawa, którą pięć lat wcześniej w fantastycznym stylu wprowadził do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Tym razem jednak zrezygnował z posady jeszcze w trakcie trwania rozgrywek ze względu na problemy zdrowotne. Później dyrygował jeszcze Okęciem Warszawa i Świtem Nowy Dwór Mazowiecki.

Obu szkoleniowców łączy właśnie Świt. W sezonie 2003-04 przyczynili się do degradacji tego klubu z ekstraklasy. Pracujący tam od grudnia Stachurski został zastąpiony w kwietniu przez Wójcika. Zaraz po angażu ten drugi wypowiedział słynną kwestię: „Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”.

Listę klubów, w których zatrudniony był „Wójt” – zawsze krótko – należy uzupełnić o Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław, Znicz Pruszków i Widzew Łódź. W tym ostatnim klubie wytrwał tylko trzy mecze. Do historii zdążyła jednak przejść jego litania dalece niepochlebnych komentarzy pod adresem bramkarza Bartosza Fabianiaka, nagrana przez jedną ze stacji telewizyjnych w trakcie wyjazdowego meczu z Groclinem Grodzisk Wlkp.

Strażak z Meksyku

Największy trenerski zaszczyt ostatnich lat spotkał Franciszka Smudę (2009-12), którego poproszono o przygotowanie drużyny narodowej do finałów Euro 2012. Dzisiaj wiemy, że to nie było słuszne posunięcie. „Franz” nigdy nie posypał jednak głowy popiołem. A i po samym turnieju nie tracił rezonu, chwaląc się na lewo i prawo, że czeka na niego ciepła posada w Wiśle Kraków. Ówczesny właściciel klubu, Bogusław Cupiał, był zachowaniem swego ulubieńca mocno poirytowany. Nie zatrudnił go od razu, jak planował, lecz dopiero rok później. Kontrakt został podpisany na trzy lata, ale do dymisji szkoleniowca doszło już w takcie drugiego sezonu.

W grudniu 2016 roku Smuda – przyzwyczajony przecież do wali o zaszczyty – nieoczekiwanie zgodził się na ratowanie przed degradacją z ekstraklasy Górnika Łęczna. Skrócił nieco wakacje w Meksyku, pojawił się na Lubelszczyźnie i na dzień dobry wypalił: „walczymy o spadek”. Przejęzyczenie okazało się prorocze, bo zespół faktycznie został zdegradowany. Zresztą już debiut pana Franciszka nie wróżył już niczego dobrego – 0:5 z Legią przy Łazienkowskiej.
W poprzednim sezonie Smuda dał się namówić na poprowadzenie III-ligowego Widzewa Łódź. I znów nie doczekał happy endu. Został zwolniony na kolejkę przed końcem, a awans drużyna wywalczyła w ostatnim spotkaniu – tyle że już pod wodzą Radosława Mroczkowskiego. Teraz „Franza” odnajdujemy dla odmiany w II lidze. Ponownie w Łęcznej…

Waldek czeka na Adama

Jedynym byłym dowódcą biało-czerwonych, który znajduje się obecnie w gronie trenerów ekstraklasowych, jest Waldemar Fornalik (2012-13). Jesienią 2014 roku wrócił do Ruchu Chorzów, ale przy Cichej nie działo się już wtedy dobrze w kwestiach pozasportowych. Wytrwał dwa i pół roku. Odszedł wiosną ubiegłego 2017, a wkrótce potem zespół spadł z hukiem na zaplecze elity.

Dzisiaj „Waldek King” prowadzi gliwickiego Piasta. Właśnie zakreślił w kalendarzu na czerwono datę 16 lutego 2019 roku. Tego dnia przy Okrzei stanie twarzą w twarz z Nawałką…

Od lewej: Jerzy Engel, Franciszek Smuda, Antoni Piechniczek. Każdy z nich zaliczył wielki turniej jako selekcjoner. Tylko ten ostatni został potem mistrzem kraju…