Henryk Gruth: Zawieszeni między dywizjami

Rozmowa z Henrykiem Gruthem, 4-krotnym olimpijczykiem oraz trenerem.


Twoje wrażenia po turnieju zakończonym zwycięstwem biało-czerwonych?

Henryk GRUTH: – Do tej pory byłem skupiony na rywalizacji najlepszych i byłem zaskoczonym słabym poziomem tych mistrzostw świata. Może jednak moje wyobrażenia co do tych drużyn były większe. Jednak reasumując poziom chyba odzwierciedlał możliwości zespołów w tej grupie. Pod względem sportowym byliśmy zdecydowanie najlepszym zespołem i udało się nam wyjść obronną ręką z pewnych opresji. Zarówno Japonia, jak i Ukraina też miały prawo oczekiwać awansu do wyższej dywizji. Ta impreza również uświadomiła mi miejsce naszej reprezentacji. I jest ona zawieszona między Dywizją 1A i 1B.

A co Ciebie najbardziej zdziwiło?

Henryk GRUTH: – Zespoły kierowane przez trenera Roberta Kalabera są dobrze zorganizowane i przygotowane od strony taktycznej. Tutaj nie można nic ująć i nic dodać. Natomiast byłem zaskoczony, że poszczególne formacje nie pokazały wszystkiego na co było je stać. W tym przypadku, moim zdaniem, wina leży po stronie zawodników. Oni mają zdecydowanie większe możliwościoraz umiejętności. Nie wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności, bo stać ich moim zdaniem na więcej. Były tylko przebłyski, ale to za mało. Może wpływ na ich postawę była nieobecność Grzegorza Pasiuta. Trudno mieć pretensje do Arona Chmielewskiego, który przyjechał na ostatnie spotkanie z Japonią i chwała mu za to. Miał zaledwie jedno spotkanie z kolegami na lodzie i po trudach sezonu w Czechach zaprezentował się na ile go było stać. Ze swojej roli, w mojej ocenie, wywiązał się dobrze.

A może mieliśmy za krótki okres przygotowań, bo najgroźniejsi rywale jednak znacznie więcej czasu poświęcili na wspólny trening?

Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

Henryk GRUTH: – O czasach gdy występowałem w reprezentacji i wówczas zawieszano rozgrywki ligowe trzeba zapomnieć. Przygotowanie do najważniejszej imprezy to również problem trenerów w pozostałych krajach. W Szwajcarii, dla przykładu, dopiero zakończyły się rozgrywki i zawodnicy teraz odpoczywają, a przecież do mistrzostw świata pozostało niewiele czasu. Z kolei hokeiści Japonii i Ukrainy znaleźli się w innej sytuacji i stąd też mogli się przygotowywać do występów w Tychach.

Jaki element Twoim zdaniem trzeba poprawić niemal natychmiast?

Henryk GRUTH: – Zdecydowanie grę w przewadze! Byliśmy, jak już mówiłem najlepszym zespołem, a tymczasem w przewadze zupełnie sobie nie radziliśmy. Byłem mocno zdziwiony i zaskoczony, bo przecież mieliśmy odpowiednią jakość gry, ale w tym elemencie zawiedliśmy na całej linii. Natomiast dobrze wypadliśmy podczas gry w osłabieniu. Trener dokonał dobrego coachingu i zdecydował się na wariant niezbyt często stosowany na tym poziomie. Uznał, że jedni grali przewagi, zaś drudzy w osłabieniach. Mnie generalnie w grze biało-czerwonych brakowało błysku. Ale być może zbyt duże mam wymagania?

Po awansie hokeistów mamy patrzeć w górę?

Henryk GRUTH: – Miejsce Polski, już o tym wspominałem, jest między tymi dywizjami, przynajmniej na tę chwilę. Nie mamy co bujać w obłokach i patrzeć w górę. Starajmy się realnie oceniać sytuacje i skupmy się na utrzymaniu w wyższej dywizji. O tym trzeba mówić głośno i uświadomić sytuację kibicom hokejowym.

Przejdźmy do smutniejszej strony sezonu międzynarodowego. Najpierw spadek młodzieżowej reprezentacji, zaś teraz juniorów do lat 18 do Dywizji 2A. Jak postrzegasz tę sytuację?

Henryk GRUTH: – Pożar, wysoki ogień opanował naszą dyscyplinę – tak plastycznie można to ująć. To wynik wieloletnich zaniedbań. Proszę tylko spojrzeć na wyniki juniorów, którzy wyraźnie przegrywali z każdym rywalem i byli zdecydowanie najsłabszą drużyną. Za chwilę reprezentacji seniorów nie będzie miała kandydatów do gry. Już nie chce nawet wspominać, że kiedyś mieliśmy drugą reprezentację seniorów oraz młodzieżową. Dlaczego tak się stało. Trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie, bo przecież nie było mnie w kraju dwie dekady. Uważam, że to efekt zaniedbań szkoleniowych oraz braku kontroli władz związku przez, minimum, 20 lat. Włączyłem się jako doradca, by opracować system szkolenia, który obowiązywałby zarówno w Szkole Mistrzostwa Sportowego, jak i 4. ośrodkach szkoleniowych. By odrobić zaniedbania trzeba 10 lat pracy i… cierpliwości.

Liczba

150

TYSIĘCY do podziału otrzymali polscy hokeiści za awans do Dywizji 1A.


Na zdjęciu: Aron Chmielewski (w czerwonej koszulce) po zdobyciu mistrzostwa Czech pojawił się w Tychach, by pomóc kolegom w meczu z Japonią.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus