Henryk Kula: Na meczu w Gliwicach ciekły mi łzy

Czy mistrzostwo zdobyte przez Piasta Gliwice nie zamazuje faktycznego stanu śląskiej piłki?
Henryk KULA: – Zawsze powtarzam, że śląska piłka jest najlepsza w Polsce. Ile zespołów mamy na szczeblu centralnym? Najwięcej! Inni nam zazdroszczą. Po meczu Piasta z Lechem ciekły mi łzy. Caly Śląsk czekał na ten tytuł od 30 lat. Już od dziecka  byłem wielkim kibicem śląskich klubów. Mało kto pamięta, że do 1989 roku mistrz Polski, średnio co dwa sezony, wywodził się ze Śląska. Przez 30 lat nie brakowało śmiechów i uszczypliwych pytań: – I jak tam? Dobrze u was? Miałem więc w Gliwicach satysfakcję, jakiej już dawno nie odczuwałem. To coś fantastycznego, że mamy ten 32. tytuł w naszej śląskiej mistrzowskiej koronie. Owszem, pięć klubów na szczeblu centralnym zanotowało też spadek. Zapewne popełniono kilka sportowych i  organizacyjnych błędów.

Jestem jednak pełen optymizmu i wierzę, że za rok będziemy się cieszyć z dwóch albo i trzech awansów. W pierwszej lidze chcą tego wszyscy – od Zagłębia przez Podbeskidzie i GKS Tychy po GKS 1962 Jastrzębie. Ambicje na awans ma każdy z czterech naszych klubów. Nie wyobrażam sobie też, by z drugiej ligi na wyższy szczebel nie wrócił GKS Katowice. To klub z tradycjami i możliwościami na miarę gry w ekstraklasie. Zobaczymy, jak poukłada się sytuacja w trzeciej lidze, ale przy tylu naszych przedstawicielach jest duża szansa, że ktoś z nich wygra te rozgrywki.

W Katowicach po spadku długo trwały zawirowania, do dziś nie ma prezesa. W Tychach 1,5 miesiąca temu rezygnację złożył Grzegorz Bednarski i sekcja piłkarska oczekuje na prezesa. Osobna historia to Ruch Chorzów, sporo dzieje się też wokół zarządu Górnika Zabrze. Czy można z tego ostatniego okresu śląskiej piłki wyciągnąć jakiś wspólny mianownik?
Henryk KULA: – Jestem przekonany, że w końcu uda się te trudne sprawy rozwiązać. W GieKSie prezesa odwołano po merytorycznej analizie poprzedniego sezonu. Teraz miasto spokojnie szuka człowieka, który poprowadzi klub i spełni oczekiwania właściciela i kibiców. Z kolei prezydent Tychów jest byłym prezesem klubu, dlatego też sądzę, że jako gospodarz miasta wie, co robi i wybierze najlepszy wariant.

Wierzę również, że w Chorzowie miasto i właściciele dadzą sobie radę. Zarządzanie klubem sportowym na którymkolwiek szczeblu rozgrywek nie jest łatwe, a odpowiedzialność za wszystkie decyzje zawsze ponosi prezes. Sukcesy, a szczególnie porażki, idą na jego konto, chociaż niekiedy nie ma na to wpływu. Jak to w życiu. A wracając do pytania, powiem, że gdy nie jest się blisko drużyny, szatni, nie zna się tematu od środka, nie ma co się mądrzyć. Słyszę docinki „masz pięć trupów”. A ja odpowiadam: O co gramy w piłce nożnej? Wszyscy o mistrzostwo! To jest najważniejsze. Do połowy 2020 roku ten tytuł będzie na Śląsku. Nie zdziwię się, gdy za rok do ekstraklasy awansują trzy nasze kluby. Tego sobie życzmy!

Jeśli Piast, Górnik, Zagłębie, GieKSa, Tychy w komplecie opierają się na publicznym kapitale – wyjątkiem jest Raków – to czy nie trzeba pogodzić się z tym, że pewnego pułapu nie przeskoczymy? A takie sukcesy, jak ten gliwicki, będą incydentalne?
Henryk KULA: – Gdyby nie samorządy, nie byłoby śląskiej piłki. Mówiąc „skrótem” 95 procent to piłka samorządowa, 5 procent to… Raków, Rozwój, Rekord, Skra. W polskiej piłce zawodowej jest za mało pieniędzy. Tylko Legia ma budżet ponad 200 mln zł. Żeby zapewnić kontrakt piłkarzowi sprowadzonemu z drugiej ligi europejskiej, trzeba mieć 500 tysięcy euro na rok. Jeśli tego nie mamy, to sukcesy mogą być incydentalne.  Ale futbol zawodowy – futbolem zawodowym, a my jako związek zajmujemy się przede wszystkim piłką amatorską i młodzieżową.

Serce nie pęka, gdy patrzy pan, dokąd podczas obecnej kadencji władz Śląskiego ZPN zabrnął Ruch Chorzów?
Henryk KULA: – Aby się podnieść, trzeba upaść. Wiele osób w Polsce powtarza, że liga bez Ruchu jest inna, niepełna. Wierzę w to, że klub się pozbiera i wszyscy, włącznie ze Śląskim ZPN, który zawsze służy pomocą, nie pozwolą nikomu na szczeblu centralnym zapomnieć o 14 koronach w herbie Ruchu. Z działaczami Ruchu rozmawiam regularnie. Mam nadzieję, że problemy zostaną rozwiązane, choć to bardzo trudny temat.

To tajemnica, że odwiedzili pana kibice „Niebieskich”?
Henryk KULA: – Żadna. Pytali o uwarunkowania prawne, które są takie, że obecnie członkiem PZPN i Śląskiego ZPN jest Ruch SA. Każdy nowy podmiot, który by teraz powstał, musiałby rozpocząć rozgrywki od katowickiej klasy B. Tyle. Spadkobiercy nie ma, bo Ruch jest jeden: w formie spółki akcyjnej. Jestem przekonany, że obecni właściciele dadzą sobie radę. W przyszłym roku czeka nas 100-lecie Ruchu i życzę na jubileusz powrotu na szczebel centralny.

Czy jako prezes po trzech latach kadencji jest pan zadowolony z tego, jak wykorzystywany jest potencjał nowego Stadionu Śląskiego?
Henryk KULA: – Powrót reprezentacyjnej piłki na Stadion Śląski był jednym z punktów mojego programu. Można by chcieć więcej, ale jestem bardzo zadowolony, bo ten stadion żyje. Ale nie tylko „Kocioł Czarownic” odżył. Mamy też inne przepiękne stadiony, na których gościliśmy mecze mistrzostw Europy U-21 czy mistrzostw świata U-20 oraz spotkania młodzieżowych reprezentacji Polski.

Jeśli powstaną  nowoczesne obiekty w Sosnowcu, Katowicach i Chorzowie, to wyjdzie na to, że… moglibyśmy sami na Śląsku zorganizować Euro! Nasza baza hotelowa też spokojnie dałaby sobie radę. Za nami trzy międzypaństwowe mecze na Stadionie Śląskim: z Koreą, Włochami, Portugalią. Mecz U-19 z Białorusią, który obejrzało 30 tysięcy kibiców, pokazał, jakie panuje u nas zapotrzebowanie na mecze piłkarskie.

Co prawda do 2020 roku zgodnie z umową pierwsza reprezentacja Polski wszystkie mecze w ramach eliminacji Euro rozgrywać będzie na PGE Narodowym w Warszawie, ale w przyszłym roku rusza kolejna edycja Ligi Narodów. Niczego nie obiecuję, ale będę rozmawiał z kierownictwem PZPN, żeby drużyna narodowa znowu zawitała do „Kotła Czarownic“. Murawa zawsze jest tu najlepsza, co potwierdzają zawodnicy naszej reprezentacji. Nie jesteśmy już jednak krajem, jak w latach 90, gdy w Polsce był tylko jeden wielki stadion. Teraz mamy reprezentacyjne obiekty w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Wrocławiu. Monopol więc się skończył.

Był pomysł, aby na Śląskim organizować finał okręgowego Pucharu Polski. Na ile to jeszcze realne?
Henryk KULA: – Byłem zwolennikiem, by rozgrywać tam takie finały. Wynajem tego stadionu, by cokolwiek uruchomić, to jednak koszt minimum 50 tysięcy złotych. Jaki jest sens robić na ponad 50-tysięcznym stadionie mecz, na który przyjdzie może 1000 ludzi? Myśleliśmy o tym, ale wszystko podlega analizie i czasem trzeba sobie powiedzieć szczerze, że nie  wszystko da się zrobić.

PZPN zwiększył prestiż Pucharu Polski przenosząc finał na PGE Narodowy. Czy Śląski ZPN nie mógłby zrobić czegoś analogicznego w odniesieniu do okręgowego PP? By kluby walczyły nie tylko o 40 tysięcy nagrody, ale i przeżycie jakiejś przygody?
Henryk KULA: – Może i jest to jakaś droga, ale na wszystko trzeba mieć pieniądze. Nie jesteśmy PZPN-em, który stać, by przeznaczyć 10 mln zł na organizację rozgrywek Pucharu Polski. Gdybyśmy znaleźli sponsora na 1 mln, to wtedy można by się zastanowić, jak to zorganizować. Jako związek zajmujemy się klubami amatorskimi, nie mamy wielkiego sponsora. Jestem zwolennikiem tej „małej” piłki. Gdybym miał wydać milion złotych na Puchar Polski, to wolałbym uczynić co innego: zorganizować prawdziwe mistrzostwa Śląska w kategoriach U-17 i U-19. Próbujemy zresztą to robić.

ŚLĄSKI ZPN MA POMYSŁ NA REFORMĘ. MISTRZ MUSI AWANSOWAĆ

Na sport dzieci i młodzieży pozyskamy partnerów łatwiej niż na Puchar Polski, w którego finale w najlepszym przypadku zagrają dwaj trzecioligowcy. Nie można się porywać z motyką na słońce, jeśli na taki cel nie ma się w kasie dodatkowych środków. Śląski ZPN promuje piłke amatorską i młodzieżową. Jeśli każdemu klubowi w regionie chcielibyśmy dać 3 tysiące złotych, to potrzebowałbym na to 2,1 miliona! A wiemy, że 3 tysiące dla klubu to kwota, która natychmiast się rozejdzie. Teraz nawet w klasach okręgowych budżety wynoszą ponad 100 tysięcy. Musimy więc dobrze liczyć i mądrze zarządzać, wydając na to, co przysłuży się rozwojowi śląskiej piłki.

Jak ma się kwestia sponsora tytularnego dla IV ligi śląskiej?
Henryk KULA: – Nie jest już nim firma Haiz. Z dniem 1 stycznia umowa wygasła. Mamy za to InterHall, czyli sponsora tytularnego rozgrywek juniorów starszych i młodszych. Kluby, które grały w półfinałach i finale mistrzostw Śląska, otrzymały w sumie 30 tysięcy złotych nagrody. Wprowadziliśmy te zmagania o tytuł mistrza Śląska, bo część naszych drużyn gra w Centralnej Lidze Juniorów.

Czyli zespoły z CLJ grają w tych mistrzostwach Śląska z rywalami z ligi wojewódzkiej?
Henryk KULA: – Zgadza się.

Terminarz nie jest na to zbyt napięty?
Henryk KULA: – Mistrzostwa Śląska mają być czymś dodatkowym – tym, czym w seniorskiej piłce jest Puchar Polski. Chcemy, by w tych rozgrywkach było więcej pieniędzy do wygrania. Można wprowadzić system pucharowy, traktować to jako formę treningu i mecze rozgrywać w wtorki. Będziemy o tym rozmawiać z trenerami i dyrektorami sportowymi klubów. W tym roku mistrzem Śląska U-19 został Ruch Chorzów, a U-17: Górnik Zabrze, co daje nadzieję na przyszłe sukcesy tych klubów. W tym sezonie piłkarskim chcemy to kontynuować.

No dobrze. A co z tą IV ligą?
Henryk KULA: – W miejsce firmy Haiz wszedł… PZPN. W ciągu trzech lat zrobiliśmy dla klubów wiele udogodnień. Rozgrywki dzieci i młodzieży są teraz za darmo. Tegoroczna uchwała PZPN zwolniła też kluby z większości opłat. Czwartoligowy klub zgłaszając się do rozgrywek zapłaci 1300 złotych, a nie 3000, jak do tej pory. Pozostałe kluby seniorskie zapłacą natomiast 30 procent poprzednich opłat. W tej kwocie są: składka członkowska, opłata startowa i uprawnienia zawodników. Badania lekarskie wykonuje się raz na rok, a nie przed rundą jesienną i wiosenną. Gdy ktoś ma powyżej 23 lat, może z nich całkowicie zrezygnować, pisząc jedynie oświadczenie. Włącznie z badaniami, średnio kluby na Śląsku zyskują więc około 3-4 tysiące złotych rocznie, czyli sumarycznie – ponad 2 miliony złotych.

Nowy system ubezpieczeń PZU/PZPN pozwala w przypadku kontuzji zrefundować koszt leczenia zawodnika. A co do „sprzedania” IV ligi – nie jest to temat łatwy. Po pierwsze wiele jest małych klubów, po drugie – są one rozproszone. Cały czas prowadzimy rozmowy… Ile według pana klub musiałby dostać, by być zadowolony ze sponsora na IV ligę?

Strzelam, że co najmniej 10 tysięcy?
Henryk KULA: – Razy 32 – czyli w sumie trzeba znaleźć 320 tysięcy. Duże pieniądze, więc to trudne zadanie. Dodam jednak, że nasza sytuacja finansowa zmienia się. Parę lat temu wpływy z opłat stanowiły 95 procent budżetu, a obecnie jest to 40 procent. Ten wskaźnik cały czas maleje. Resztę funduszy pozyskujemy z innych źródeł. Związek zaczyna sam na siebie zarabiać poprzez różne inicjatywy. Wracając jednak do pytania, sponsora dla IV ligi jeszcze nie mamy. Najbliższy sezon zaczniemy bez niego. Zobaczymy, co będzie dalej. Sponsorem klas okręgowych pozostaje Zina, a rozgrywek juniorów InterHall.

Ma pan w Polsce jakąś IV ligę, na której Śląski ZPN mógłby się wzorować?
Henryk KULA: – Innych lig nie oceniam, nie znam ich. Naszym mankamentem jest to, że mistrz jednej z grup nie awansuje. Jak dobrze wiemy, regularnie odbywają się spotkania z czwartoligowymi klubami – za mojej kadencji było ich pięć  i za każdym razem decydowano demokratycznie, żeby były dwie grupy. Rozgrywki są bardzo ciekawe i emocjonujące do ostatniego meczu. Problemem jest to, że po barażach leją się łzy przegranego. Jest żal do związku, padają słowa, że trzeba zrobić porządek, ale za tydzień już nikt o tym nie pamięta.

Czy LKS Czaniec po przegranym barażu w Bytomiu faktycznie narzekał?
Henryk KULA: – Na antenie Radia Katowice, od trenera pokonanej drużyny, jako zarząd Śląskiego ZPN dostaliśmy „czerwoną kartkę“. To trenerzy narzekają, a nie kibice, bo rozgrywki są bardzo atrakcyjne. Psioczymy na baraże, ale spójrzmy na Anglię. Tam jest ich od groma i nikt nie narzeka, bo taki jest czar piłki, że są zwycięzcy i pokonani.

Baraże to kulminacyjny moment sezonu; okazja by zainteresować ludzi.
Henryk KULA: – Zgadzam się. Można dokonać  spłaszczenia IV ligi do jednej grupy. Jeśli jednak klubom sprawia to satysfakcję, chcą grać tak jak obecnie, to niech grają. Nie będziemy przekonywać wszystkich na siłę, ale nieraz udowodniliśmy w tej kadencji, że jesteśmy otwarci na modyfikacje. Konsultujemy to z klubami. Wprowadziliśmy 7 zmian i mecze bez  młodzieżowców w  „okręgówkach” i niższych klasach, kary czasowe dla trampkarzy, zlikwidowaliśmy w piłce młodzieżowej opłaty startowe.

To wszystko jest związane z małymi klubami. Propozycje  zmian uchwalanych przez PZPN były postulowane przez nasze kluby. Głos klubów Śląska jest słyszalny również Warszawie. Objeździłem nasze województwo wzdłuż i wszerz. Staram się być wszędzie, rozmawiać z każdym prezesem i działaczami klubów , realizować ich wizję piłki na Śląsku. Przekłada się to na konkrety. Dziś nawet w A-klasie i „okręgówce” mamy Pro Junior System. Zdobywcy okręgowych Pucharów Polski dostają nagrody. To nie są duże kwoty, ale od czegoś trzeba zacząć. Podejmujemy wiele inicjatyw.

Mamy mocną pozycję w zarządzie PZPN, bierzemy aktywny udział w rozwoju polskiej piłki. Nie wolno rezygnować z obranej drogi. Byłem przekonany, że program badań lekarskich nie wyjdzie, bo lobby lekarskie jest silne, ale okazało się, że można to zrobić z korzyścią dla klubów. Rzadko potrafimy się cieszyć małymi sukcesami. Mnie zawsze uczono, że ziarnko do ziarnka… Zmieniajmy śląską piłkę na lepsze – małymi krokami. I nie narzekajmy. Bo praca da pozytywny efekt.

Chodzi jeszcze panu po głowie wizja jednej grupy IV ligi?
Henryk KULA: – Kadencja kończy się za rok. Poziom by się podniósł. Niezmiennie stwierdzam, że decydujący głos mają kluby. Vox populi!

W tym sezonie przeprowadzono reformę terytorialną klas okręgowych.
Henryk KULA: – Od 2002 roku, gdy straciliśmy Olkusz, było… dziwnie. Mieliśmy 7 A-klas i 4 „okręgówki”. Za śląską piłkę amatorską odpowiadam już 11 lat, z czego 8  jako wiceprezes. Te spotkania z klubami przed sezonem zawsze należały do najtrudniejszych. Kluby miały pretensje o przydział do grup klasy okręgowej.

Zrobiliśmy więc reorganizację. Teraz system nie jest doskonały, ale uważam, że dobry. Mamy sześć „okręgówek” połączonych ze sobą nie tylko sportowo, ale wręcz… kulturowo, zwyczajowo i terytorialnie. Można uśmiechnąć się, że grupa skoczowsko-żywiecka to górale. Do tego mamy grupy: bielsko-tyską, sosnowiecko-katowicką, bytomsko-zabrzańską, raciborsko-rybnicką i częstochowsko-lubliniecką. Jestem przekonany, że to dobra zmiana.

Rozgrywki nabiorą  stabilizacji i za dwa lata wszyscy będą zadowoleni. Teraz każda „okręgówka“ jest dla dwóch podokręgów, które prowadzą rozgrywki na zmianę, co sezon, przekazując sobie rolę organizatora. Podokręgi mają swoich prezesów, wybieranych przez kluby, czyli to kluby będą decydować o wszystkim. Jako Śląski ZPN nie wtrącamy się też w rozgrywki klasy A, B i C, a jedynie zatwierdzamy ogólne zasady, które wszystkich obowiązują. Szczegółowe zasady i regulaminy Podokręgi ustalają na swoim poziomie.

Ile punktów pańskiego programu na tę kadencję udało się w trzy lata zrealizować?
Henryk KULA: – Większość. Zrezygnowaliśmy na razie z organizacji gali dla klubów. Trudno tu o taką formułę, by nikt nie czuł się pokrzywdzony. Oczywiście, wyrażamy aprobatę dla gal odbywających się w „małych ojczyznach” – tak jak wymyśliły to Sportowe Beskidy. Zrobiliśmy wiele dla szkolenia dzieci i młodzieży. Blisko 2000 trenerów przeszło przez nasze kursy trenerskie. Przyznajemy  licencje od Grassroot D aż po UEFA A. Wprowadziliśmy turnieje selekcyjne, mamy wiele memoriałów, wdrożyliśmy program „Świadoma gra” adresowany do rodziców.

Stworzyliśmy rozgrywki juniorskie dla piłki kobiecej. Zawsze mówiło się, że to niemożliwe, by oddzielnie grały juniorki, juniorki młodsze czy trampkarki. Chcemy jednak wprowadzić nowe rozgrywki dla dziewczyn, gdzie będą mogły grać w swoich rocznikach piątkami czy szóstkami, by piłka im sprawiała radość. Trudno o nią, gdy jedna dziewczyna na boisku ma 11 lat, inna 15, a muszą ze sobą rywalizować. Poszerzyliśmy też działania w beach soccerze.

Pasmo sukcesów to futsal. Dzięki Rekordowi miasto Bielsko-Biała stało się stolicą polskiego futsalu. Tym trzeba się chwalić. Prezes Janusz Szymura i jego 25-letnia praca to świetny przykład, że warto się angażować. Zaczęło się od pracy z młodzieżą, a dziś są triumfy na europejską skalę.

Jest pomysł, by powołać Akademię Śląskiego ZPN, która byłaby takim naszym centralnym ośrodkiem szkolenia. To odpowiedź na pytanie, jak spróbować zatrzymać odpływ młodych Ślązaków do akademii klubów z innych części kraju?
Henryk KULA: – To największy problem śląskiej piłki, że chłopcy 13-, 14-, 15-letni wyjeżdżają. Mieszkają w bursach, internatach i są poza domem rodzinnym, a pozbawieni opieki najbliższych, nie zawsze radzą sobie z życiowymi problemami. W piłce zawodowej zbyt wielu ich i tak nie zostaje. Mamy na to jednak pewien pomysł. Jest na etapie tworzenia. Napisaliśmy wstępny program. Wyliczyliśmy koszty. One nie są małe. Mało kto wie, że by prawidłowo szkolić dzieci, jeśli chcemy dogonić kraje  zachodnie, trzeba zapewnić roczny budżet w kwocie 25 tysięcy złotych na jednego zawodnika. Potrzebne są więc duże pieniądze.

Obecnie jesteśmy na etapie poszukiwania sponsora. Założeniem programu jest to, żeby najlepsi piłkarze od U-10, do U-14 zostawali na Śląsku. Taka jest idea. Gdyby na Śląsku działała prężnie akademia na wzór tej w Zagłębiu Lubin, to nikt by stąd nie wyjeżdżał. Mam nadzieję, że niebawem ci 14-latkowie będą zostawać w naszym województwie, a wtedy z przyszłością śląskiej piłki będzie dużo lepiej. Że warto stawiać na swoich, świadczą wyniki Górnika Zabrze i GKS-u Jastrzębie. Warto inwestować w szkolenie dzieci, to się zwróci, trzeba mieć jednak dużo wytrwałości w realizacji zadania i trochę cierpliwości. Nasz program, jeżeli zostanie wdrożony, pierwsze konkretne owoce może przynieść za 5-10 lat. My jesteśmy jednak niecierpliwi. Pokutuje myśl: łatwiej kupić – niż wyszkolić.

Gdy obejmował pan stanowisko prezesa, nie brakowało krytycznych głosów. Czy czuje pan, że istnieje coś takiego jak „związkowa opozycja”?
Henryk KULA: – Nigdy jej nie czułem i nigdy się jej nie bałem. Kolega Zdzisław Kręcina, który był kontrkandydatem, to osoba bardziej znana i medialna. Ja lubię pracować, być poznawany po owocach. Zawsze byłem człowiekiem z cienia, który wykonywał swoją robotę. Myślę, że spora część środowiska przekonała się, iż nie jestem prezesem „przyspawanym“ do fotela. Jestem prezesem, który najlepiej czuje się w terenie. Zależy mi na integracji środowiska.

Zorganizowaliśmy wraz Urzędem Marszałkowskim dwie edycje „Rodzinnego Pikniku na Slonskim“, gdzie każdy w ramach talentiady może zagrać na murawie „Kotła Czarownic“, tak jak Lewandowski, Milik czy Glik. Wiem, że nie da się wszystkim dogodzić, zawsze ktoś będzie chodził niezadowolony, ale trzeba próbować. Powtarzam: pamiętajmy o przeszłości, szanujmy tradycję, rozsądnie planujmy przyszłość. To nasza dewiza.

Powołaliśmy Klub Wybitnego Piłkarza Śląska, organizujemy dla niego pikniki rodzinno-sportowe. Za nami spotkania w Milówce, Siewierzu, Bojszowach. Dla wielu miłośników piłki nożnej i kibiców były to niezapomniane chwile, gdy mogli  porozmawiać, dostać autograf i zrobić sobie zdjęcie ze Stanisławem Oślizłą, Janem Banasiem, Janem Kowalskim, Zygmuntem Anczokiem i wieloma innymi mistrzami Polski. Mamy Klub Seniora. Tworzymy na nowo drużynę oldbojów, z myślą nie tylko o tych, którzy grali w ekstraklasie. Przecież w latach 90. gdy zawodnik był dobry w A-klasie, to klub go wyżej nie chciał puścić. To też są kandydaci do naszej drużyny oldbojów.

Śląski ZPN sprzed trzech lat, a obecny, to też dwa światy pod względem wizerunku. Idziemy z duchem czasu, jesteśmy obecni w mediach społecznościowych. Prasa sportowa interesuje się dużą piłką, a proszę wierzyć, że miło patrzy się na dzieci cieszące się z tego, iż ktoś przyjechał na ich mecz, by zrobić relację i zdjęcia. Dlatego zatrudniliśmy osoby, którzy robią relacje z imprez, meczy seniorów i dzieci od klasy okręgowej w dół. Gdy publikujemy materiał i galerię zdjęć z takiej imprezy, to szybko przekonujemy się, że jest to potrzebne, bo oglądalność strony bije wtedy rekordy.

Myśli pan już o przyszłorocznych wyborach? Wystartuje pan?
Henryk KULA: – W tej chwili myślę o czymś innym. Przed nami 100-lecie związku, który doczekał się 32 tytułów mistrzowskich. Czeka nas wiele imprez. Chcę, by prezes każdego śląskiego klubu był na obchodach 100-lecia. Zaczynamy 10 stycznia 2019 roku w Żywcu i potem świętujemy w następnych jedenastu Podokręgach, a podsumowaniem jubileuszu będzie gala w Operze Śląskiej w Bytomiu. W najbliższym czasie zamierzam spotkać się z prezesami klubów, które w 2020 roku będą miały 100 lat. Chcemy zrobić rozgrywki „stulatków” o „Puchar Stulecia”.  Ten jubileusz trzeba godnie uczcić.

Mamy się czym chwalić i na pewno nie mamy się czego wstydzić. Nie zapominamy, że są obszary działalności do poprawy, ale nie jesteśmy też dziś tak słabi, jak lubimy to przedstawiać. Jestem przekonany, że w kolejnych latach, dzięki naszej pracowitości śląska piłka przyniesie kibicom, piłkarzom, trenerom, działaczom i dziennikarzom dużo radości.  

 

Na zdjęciu: Prezes Henryk Kula nie deklaruje wprost, że ubiegać się będzie o drugą kadencję. Ale pomysłów ma pod dostatkiem – nie tylko na najbliższy rok…

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ