Henryk Wawrowski: Krychowiaka bym nie zabrał

Rozmowa z Henrykiem Wawrowski, 25-krotnym reprezentantem Polski, srebrnym medalistą z igrzysk w Montrealu w 1976 roku.


Po zwycięskim meczu z Chile 1:0 jest pan optymistą jeśli chodzi o nasz występ na mistrzostwach świata w Katarze?

Henryk WAWROWSKI: – Po takim występie trudno być optymistą, ale z drugiej strony wiadomo jaka jest ranga mundialu. Mam nadzieję, że nasi zawodnicy podejdą poważniej do wszystkiego i zaczną grać, bo to co pograli w środę z Chile, to woła o pomstę do nieba. Bez zaangażowania, bez żadnej myśli, choć graliśmy – trzeba pamiętać – bez kilku podstawowych graczy, ale jeden Robert Lewandowski wszystkiego nie zmieni. Dublerzy na pewno powinni grać lepiej. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że MŚ rządzą się swoimi prawami. Po to jadą, żeby przynajmniej wyjść z grupy. Tak jak zawsze narzekałem, to potem jakoś było. Mam nadzieję, że jak się źle coś zaczyna, to się potem dobrze kończy i tak też będzie w naszym przypadku.

Burzę w sieci wywołały słowa Grzegorza Krychowiaka, który powiedział, że tak właśnie, jak w meczu z Chile będziemy grać, bo to przynosi efekt. Jak pan by się odniósł do takich słów?

Henryk WAWROWSKI: – Gdybym był na miejscu selekcjonera Michniewicza, to „Krycha” na ten mundial by nie pojechał. Dla mnie jest to pierwszy hamulcowy, który niewiele wnosi. Nie wiem, czy on w środę grał, czy nie? Na boisku był, to owszem. Nie tędy droga dla tego wszystkiego. Jak on wybiega na boisko, to do naszej gry nic nie wnosi. Robert Lewandowski jeden meczu nie wygra, a co do Krychowiaka to mówię, ja bym go na mistrzostwa świata nie zabrał.

Czy można powiedzieć po meczu z Chile i wcześniejszym z Walią w Lidze Narodów, że coś drgnęło w naszej grze obronnej? Nie tracimy przecież bramek. To też pytanie do pana, jako byłego obrońcy.

Henryk WAWROWSKI: – Po sytuacjach w tym środowym meczu, jakie rywal sobie stwarzał, to nie do końca tak jest. Przecież już po kilku minutach przeciwnik mógł prowadzić. Stwarzali sobie sytuacje. W naszej grze brakuje spokoju, rozegrania, przygotowania wszystkiego, jak Chilijczycy, którzy kiedy już „złapali” piłkę, to spokojnie sobie grali, nawet pod naszą presją. Nie bali się, wychodzili z trudnych sytuacji. U nas tego nie ma. Jest jednak nadzieja, że na mistrzostwach nasi się sprężą, ale po tym kontrolnym meczu trudno być optymistą, to nie my wygraliśmy z Chile, tylko oni przegrali z nami.

Ta nasza grupa C na MŚ, czyli Meksyk, Arabia Saudyjska, Argentyna, co pan powie o rywalach?

Henryk WAWROWSKI: – Na pewno nikogo nie można lekceważyć. Wszyscy mówią, że Arabia Saudyjska jest najsłabsza, ale jakiegoś psikusa na pewno mogą zrobić, tym bardziej, że grają w swoim klimacie. Na pewno kluczowy da nas będzie mecz z Meksykiem. Chciałbym być optymistą i liczę przede wszystkim na to, że w starciu z tym przeciwnikiem zagramy o trzy klasy lepiej niż było to w grze kontrolnej z Chile. Szczególnie liczymy na zawodników, którzy mają jakieś tam aspiracje, jak Lewandowski, czy Zieliński.

Czego my, kibice i eksperci możemy oczekiwać przed mundialem w Katarze. Jaka piłka będzie dominowała?

Henryk WAWROWSKI: – Na pewno nie będzie jakiegoś hurra ataku, ale też nie będzie zachowawczego grania. Za dobre drużyny tam grają, żeby taki futbol prezentować. Będzie futbol ofensywny i będzie na co popatrzeć, bo od tego są przecież mistrzostwa świata. Co do nas, co do naszego składu, to trudno coś naprawdę mądrego powiedzieć. Mam tylko nadzieję, że jak wyjdziemy z grupy, to będzie już dobrze i jakoś to się samo nakręci.

Pana faworyci do triumfu na mundialu w Katarze?

Henryk WAWROWSKI: – Trudno tutaj coś powiedzieć. Są Niemcy, którzy grają tak sobie, ale do finału dochodzą, są Anglicy, których stać na wiele, są mistrzowie świata Francuzi. Nie można zapomnieć o Brazylii czy Hiszpanii, a kto wie, może Polska zagra w finale (śmiech). Trzeba być optymistą.


Fot. Pawel Andrachiewicz / PressFocus