Henryk Wawrowski: Postawiłbym na polskiego trenera

Rozmowa z Henrykiem Wawrowskim, 25-krotnym reprezentantem Polski, srebrnym medalistą igrzysk w Montrealu, byłym wiceprezesem ds. szkolenia Zachodniopomorskiego Zawiązku Piłki Nożnej.

Jak się panu podobało Euro?

Henryk WAWROWSKI: – Poziom był wysoki, zwłaszcza kiedy rozpoczęła się faza pucharowa. Wtedy naprawdę zaczęły się emocje i było na co popatrzeć. Może nic rewelacyjnego nie ma, ale wiele się działo. Co mnie zaskoczyło, to postawa reprezentacji Anglii i ich konsekwentna gra. Pamiętamy ich z przeszłości, gdy tylko długa piłka, a teraz potrafią ją rozegrać, przytrzymać. W półfinałowym meczu pomógł im sędzia, ale tak też bywa.

W finale spotkały się dwie najlepsze reprezentacje?

Henryk WAWROWSKI: – Włosi też pokazali się z jak najlepszej strony. Może nie ma tam jakiś wielkich indywidualności, ale dobrze funkcjonują jako drużyna. Grają ładnie od tyłu, nie robią „baboli”. Zresztą jak Anglicy, bo tracili mało bramek. A czy zagrały dwa najlepsze zespoły? Trochę jednak brakuje mi Duńczyków, bo zostali skrzywdzeni. W tym półfinale z Anglikami grali jak równy z równym, choć nikt na nich za bardzo nie liczył. Inni słabo, jak przykładowo Niemcy. Nie można się jednak cały czas przywiązywać do tych samych nazwisk.

Co jeszcze można powiedzieć o mistrzostwach Europy?

Henryk WAWROWSKI: – To że wiele gier było zaciętych, pokazało się też kilku nowych chłopaków. Było co pooglądać.

Wysoka średnia na mecz, bo 2,8 na spotkanie. Ten ofensywny trend w futbolu będzie podtrzymany?

Henryk WAWROWSKI: – Piłka zawsze powinna być na tak. Włosi jak zastosowali swoje słynne catenaccio, to w meczu padała albo jedna bramka, albo nie było ich wcale. Po to jednak kibic przychodzi na mecz, żeby coś pooglądać, żeby było ciekawie. To że tak jest, to też pewnie kwestia szkolenia, które teraz wygląda inaczej. Bramkę atakują prawie wszyscy, widzimy jak to wygląda w wykonaniu tych najlepszych i taką piłkę, to się z przyjemnością ogląda.

Trzeba też powiedzieć, że z dobrej strony pokazują się również bramkarze, bo w niektórych sytuacjach popisywali się swoimi nietuzinkowymi umiejętnościami. Widać, jak wprowadzają piłkę do gry od tyłu, to wszystko jest dokładne, z głową, nie ma jakiegoś walenia na pałę.

Gdzie my jesteśmy na tym tle?

Henryk WAWROWSKI: – (śmiech) Ale trudne pytanie. Pierwsza rzecz, to to co będę zawsze mówił, a czy inni będą się obrażać, to inna sprawa. Ściągamy trenerów z Zachodu, którzy niewiele więcej umieją od naszych, albo po prostu nie umieją. Popatrzmy na Sousę, przyszedł do nas z całą swoją ekipą i jak? Powie teraz nie wyszło i tyle.

Uważam, że jak już na stanowisko selekcjonera nominuje się obcokrajowca, to jego asystentami powinni być nasi szkoleniowcy, żeby przysposabiać się do pracy. A tak mamy kogoś ni stąd, ni zowąd, bo panu Zbyszkowi coś się tam przyśniło i jest Sousa. A ja myślę dlaczego nie dać szansy polskim trenerom.

Tylko tutaj jedna rzecz, co zawsze też powtarzam, od tych szkoleniowców trzeba odgonić tych wszystkich menedżerów, którzy ściągają do nas takich, a nie innych zawodników. To ich wina, że tak to wygląda i mamy taką politykę transferową w naszych klubach. Sprowadza się zawodników zgranych, a naszej młodzieży nie daje się większej szansy. Nie tędy droga.

Co jeszcze?

Henryk WAWROWSKI: – Taki młody, jak się go wpuści w meczu na 20 minut, to niewiele jest w stanie pokazać. Inna rzecz, to jak ktoś z naszych trafi za granicą, to pod niebiosa prasa go wychwala, potem przyjeżdża do nas i kicha. Za szybko pozbywamy się tych młodych ludzi. Taki przykład z naszego szczecińskiego podwórka, młody dostaje nagle szansę i co się okazuje, że gra jak stary rutyniarz.

Warto postawić też na naszych trenerów, dać im większe szanse, a przy okazji pogonić tych wszystkich pseudo menedżerów, którzy biorą kasę, a takich zawodników, to i w Polsce można znaleźć.

Nowy prezes PZPN, który zostanie wybrany w sierpniu powinien zostawić na stanowisku selekcjonera Paulo Sousę czy tuż przed wrześniowymi grami w eliminacjach MŚ powinno dojść do zmiany?

Henryk WAWROWSKI: – Sousa ile prowadził meczów, siedem prawda? I ile z nich wygrał? Jeden z Andorą. Dlaczego nowy trener nie miałby czasu na sprawdzenie swojej koncepcji? Z drugiej strony jak powoła zawodników, to wiadomo, będzie to 80-90 procent tych, którzy teraz są w reprezentacji.

Weźmy przykład Płachety. Gdzieś tam ktoś napisał, że zagrał dobrze pięć minut. Zostaje powołany, a trener reprezentacji wstawia go do składu. Z całym szacunkiem, w Śląsku Wrocław grał dobrze, ale jak jest w innym klubie, to trzeba się mu przyjrzeć w jednym czy drugim meczu, a przypuszczam, że tutaj było czy jest tak, „Słuchaj Zdzichu, jak tam ten Julek grał?”. „Dobrze?” To biorę go do kadry”.

Tak nie można! Powinni być w tym wszystkim polscy doradcy, którzy jeżdżą i oglądają zawodników. I jeszcze jedna sprawa, nie przywiązywać się do nazwisk. To nieszczęście naszego futbolu, bo kolejni trenerzy boja się zaryzykować i odważniej postawić na młodszych, mniej ogranych. Ściąga się zaś starych. Mnie nikt nie przekona, że 20-latek będzie gorszy od 33-latka.

Na zdjęciu: Selekcjoner Paulo Sousa nie ma dobrej prasy wśród byłych reprezentantów Polski.

Fot. Pressfocus