Historia blamażem pisana

Niemal dokładnie 26 miesięcy temu Ruch gościł jeszcze na salonach, potrafiąc pokonać Legię przy Łazienkowskiej. Dziś legendarny klub jest już zupełnym pośmiewiskiem, bywalcem nie salonów, a raczej wiejskich przaśnych potańcówek, na których zabawia miejscowych i na koniec płaci jeszcze rachunek.

Niecałe dwa lata – od momentu odejścia Waldemara Fornalika – wystarczyły, by doszczętnie rozpieprzyć „Niebieskich”. Można pracować na szacunek, restrukturyzując się i próbując spłacać długi, ale można równocześnie tracić go wskutek totalnej piłkarskiej degrengolady i trzech z rzędu spadków, co – jeśli nie zdarzy się przy Cichej cud – stanie się faktem już za kilka tygodni.

Na niespełna tydzień przed 99. urodzinami historia Ruchu pisana jest blamażem. Dopiero na 13. wyjeździe w II lidze (!!) chorzowianie doczekali się objęcia prowadzenia; był to zarazem pierwszy wyjazdowy gol chorzowian od chwili powrotu trenera Marka Wleciałowskiego (listopad). Kontrę napędzoną przez stopera Łukasza Wiecha sfinalizował Tomasz Foszmańczyk. Na zegarze mijał wtedy drugi kwadrans.

Tego, co wydarzyło się między 44 a 57 minutą, nie przewidziałby nawet największy z chorzowskich pesymistów. Najpierw gola „do szatni” strzelił z rzutu wolnego Maciej Koziara. Czy Dawid Smug zrobił w tej sytuacji wszystko, by uchronić kolegów? Jesteśmy niemal pewni jednego – gdyby podobną bramkę puścił Kamil Lech, poszłaby w jego stronę kolejna lawina hejtu. Tuż po przerwie w roli głównej wystąpił z kolei Dawid Rogalski. Napastnik wypożyczony z Tychów najpierw asystował Koziarze, a potem trafił do siatki z bliska w zamieszaniu po rzucie wolnym. Obrona Ruchu, dotąd wiosną całkiem szczelna (6 straconych goli w 6 meczach) prezentowała się momentami żałośnie.

„Niebiescy” szybko złapali co prawda kontakt za sprawą Mateusza Lechowicza (3 bramka w 4. występie!), ale to by było na tyle. To był mecz niczym w klasie okręgowej, na kiepskim boisku, z mnóstwem „radosnej twórczości” i nietypową oprawą kibiców, którzy zakryli sektorówką całą trybunę krytą i tak zadymili boisko, że trzeba było przerwać grę.

Trener Wleciałowski po końcowym gwizdku bardziej niż bił się we własną pierś, uderzał werbalnie w arbitrów, a skrzydłowy Gryfa Robert Chwastek powiedział portalowi niebiescy.pl, że dla niego – rodowitego chorzowianina – to też przykra sytuacja. – My już robimy odwierty w dnie – rzucił jeden z kibiców. – Ale od dołu… – dodał inny.

 

Gryf Wejherowo – Ruch Chorzów 3:2 (1:1)

0:1 – Foszmańczyk, 30 min, [1:1] – Koziara, 44 min (wolny), 2:1 – Koziara, 50 min, 3:1 – Rogalski, 57 min (głową), 3:2 – Lechowicz, 62 min (głową)

GRYF: Leleń – Brzuzy, Ewertowski, Wicki, Liberacki – Goerke, Kołc (71. Pietroń), Koziara (83. Czychowski), Chwastek – Rogalski, Węsierski (75. Sikorski). Trener Zbigniew SZYMKOWICZ.

RUCH: Smug – Lechowicz, Wiech, Kulejewski (54. Duriszka), Bartolewski – Mokrzycki, Walski – Zieliński, Foszmańczyk, Podgórski (59. Kędziora) – Idzik (80. Wdowik). Trener Marek WLECIAŁOWSKI.
Sędziował Paweł Horożaniecki (Żary). Widzów 500. [Żółte kartki]: Koziara, Węsierski, Brzuzy – Kulejewski, Smug.

Piłkarz meczu – Maciej KOZIARA.