Historia lubi się powtarzać…

Protest przyjezdnych kibiców

Zagłębiowskie derby miały sporo podtekstów i smaczków, kibice obu drużyn w jak największej liczbie chcieli dostać się na to spotkanie. Fani „Jurajskich Rycerzy” nie byli zadowoleni z przyznanej im puli około 80 biletów i już po pierwszej piłce opuścili halę. Mecz obejrzeli w telewizji, w większym gronie. To niecodzienna sytuacja w siatkówce i dość zaskakująca, wręcz dziwna forma protestu. Pozbawieni dopingu gracze Aluronu Virtu czuli się lekko zagubieni, zwłaszcza w pierwszym, kompletnie dla nich nieudanym secie.

W drugim rozpoczął się proces oswajania się zawiercian z sosnowiecką halą, a co za tym idzie, goście zaczęli lepiej serwować, utrudniając przyjęcie będzinianom. Nic dziwnego, że ekipa Marka Lebedewa prowadziła 2-3 punktami, by w końcowej fazie drugiej odsłony odskoczyć na 22:18. Po mocnym ataku Grzegorza Boćka goście mogli głębiej odetchnąć… Dodajmy, że wygrali oni drugiego seta głównie dzięki bardziej agresywnej zagrywce i dobrej skuteczności w ataku (65 procent). A jeśli chodzi o wspomnianą zagrywkę to w drugiej partii zawiercianie mieli na koncie 3 asy (Bociek, Krzysztof Rejno i Kamil Semeniuk), co dało im większą pewność siebie.

Zadyszka „Kangura”

Wspomniany Bociek w niedawnym spotkaniu ze Stalą Stocznia zdobył 25 punktów i tytuł MVP. Tym razem nie był już tak skuteczny, ale Michal Masny miał do niego zaufanie i w ważnych momentach posyłał piłki właśnie do atakującego Aluronu Virtu. Ze skutecznością bywało już różnie, niemniej Bociek wywalczył kilka punktów, które miały swoją wagę.

Przeciwwagą dla bombardiera gości był Lincoln Williams. Australijczyk przed tym meczem był na 3 miejscu wśród najlepiej punktujących graczy (122 „oczka”) i potwierdził swoje duże możliwości. W 3 secie złapał jednak widoczną zadyszkę i w kilku akcjach zamiast mocno uderzyć, jak to ma w zwyczaju, próbował kiwek. A te nie zawsze wychodziły sympatycznemu „Kangurowi”. W sumie jednak był bardzo przydatny dla zespołu.

Trzecia odsłona była równie zacięta jak dwie poprzednie. Newralgiczny moment nastąpił przy stanie 21:19 dla gości, gdy na zagrywce stanął Semeniuk. Jego „trafienie w punkt” zdecydowało, że będzinianie łatwo oddali tego seta. Dodajmy, że w trakcie tej partii Marcin Waliński, który nie czuł się w sosnowieckiej hali jak ryba w wodzie (grał w niej dwa sezony), musiał ustąpić miejsca Michałowi Żukowi.

Ostatecznie o wszystkim musiał rozstrzygnąć tie-break, który lepiej rozpoczęli goście (prowadzenie 3:1). Czujny trener MKS-u Gido Vermeulen szybko wziął czas, jednak po dwóch blokach Krzysztofa Rejno sytuacja będzinian zrobiła się nieciekawa. Mimo ambitnej gry graczom MKS-u nie udało się dogonić rywali, którzy świętowali prestiżowe zwycięstwo bez swoich kibiców…

– W meczu z Cuprum nie byłem jeszcze w stanie zagrać na sto procent możliwości, jednak każdego dnia czuję się lepiej. W spotkaniu z Aluronem grało mi się lepiej, ale nie pomogłem drużynie w osiągnięciu zwycięstwa. Wiedziałem, że to bardzo ważny mecz, także dla naszych kibiców i przykro mi, że go przegraliśmy – przyznał po spotkaniu zły na siebie Jake Langlois, reprezentant USA, który nie odmienił losów spotkania.

MKS BĘDZIN – ALURON VIRTU WARTA ZAWIERCIE 2:3

(25:20, 21:25, 21:25, 25:20, 12:15)

BĘDZIN: Kozub (6), Buchowski (8), Ratajczak (5), Williams (23), Peszko (), Peszko (12), M. Kowalski (5), Potera (l) oraz T. Kowalski, Faryna (4), J. Fornal, Langlois (6). Trener: Gido VERMEULEN

ZAWIERCIE: Masny (2), Semeniuk (18), Gawryszewski (11), Bociek (21), Waliński (9), Rejno (12), Koga (l) oraz Malinowski, Dosanjh, Żuk (3), Kania. Trener: Mark LEBEDEW

Sędziowali: Marek Lagierski (Czeladź) i Piotr Król (Katowice). Widzów: 1400.

Przebieg meczu

I: 4:5, 10:7, 15:10, 20:15, 25:20
II: 4:5, 7:10, 11:15, 17:20, 21:25
III: 5:4, 10:9, 15:13, 17:20, 21:25
IV: 5:2, 10:8, 15:11, 20:15, 25:20,
V: 1:5, 7:10, 12:15
Bohater: Bartosz GAWRYSZEWSKI.