Historia się powtarza

W świecie wielkich pieniędzy nie ma przypadków. Jeśli można sięgnąć po kolejny worek z dolarami, to się sięga. I tak właśnie robi Eddie Hearn, promotor Anglika. To on rozdaje karty, nie obóz Wildera. I to nie dlatego, że Anthony Joshua ma więcej pasów, przecież jest mistrzem organizacji WBA, IBF, WBO, a Wilder ma tylko WBC. W tym przypadku nie tytuły są najważniejsze, a wartość rynkowa, potencjał marketingowy. Joshua zapełnia w mgnieniu oka największe stadiony, o czym Wilder może tylko marzyć. To nie te czasy, gdy warunki w wadze ciężkiej dyktowała Ameryka. Joshua bez Wildera może za każdą walkę zgarniać fortunę, a „Bronze Bomber” z Alabamy tylko oblizywać się smakiem.

Choć oczywiście największe pieniądze zarobią, gdy wyjdą walczyć do ringu razem, gdy włączy się amerykańska telewizja, pay per view i ta cała machina, która pozwala na gigantyczne zyski.

Wszyscy o tym wiedzą i dlatego możemy być spokojni. Joshua zmierzy się z Wilderem w przyszłym roku. Eddie Hearn nawet już podał datę: 13 kwietnia na Wembley. To kolejny chwyt, i nigdy nie wiadomo ile w tym prawdy. Tak samo jak suma, którą proponuje teraz Wilderowi: 20 mln za dwie walki. 15 mln za starcie z Joshuą, i 5 mln za walkę z kimś kogo sobie wybierze w Nowym Jorku, jesienią tego roku. Czy Amerykanin połknie haczyk ? Nie sądzę, gra o wielkie pieniądze wciąż trwa, a pompowanie balonika dopiero się zaczyna.

Kiedy dwa lata temu tenże Eddie Hearn ogłosił, że Joshua zmierzy się z wracającym na ring Władimirem Kliczką w listopadzie 2016 roku pisały o tym wszystkie gazety na Wyspach Brytyjskich. Cenieni eksperci mający najlepsze źródła informacji twierdzili, że walka jest pewna, choć wydawało się to nielogiczne. Tak wielkie wydarzenie potrzebują czasu, by je wypromować.

I jak się skończyło ? Pamiętamy, w grudniu 2016 roku Joshua za solidną, liczoną w milionach funtów gażę znokautował Erika Molinę, a w kwietniu 2017 roku zapełnił Wembley i zakończył Kliczki. O fortunie, którą zarobił nie piszę, bo nikt tak naprawdę nie wie jaka suma zasiliła jego konto.
Teraz jest podobnie. Najpierw wrzawa i głośne negocjacje z obozem Wildera, by za chwilę ogłosić, że najpierw walczymy z Aleksandrem Powietkinem w obronie pasa WBA.

A w USA Wilder zaprosi w tej sytuacji do tańca Dominika Breazeale’a i zapewne efektownie go znokautuje.

Oczywiście oba pojedynku obarczone są pewnym ryzykiem, tego nigdy nie da się uniknąć, szczególnie starcie Anglika z Rosjaninem, ale w tym fachu, na tym poziomie, to zupełnie normalne.

A w kwietniu przyszłego roku na Wembley będzie tak jak podczas walki Joshua – Kliczko. Tyle że tym razem, najpopularniejszego sportowca na Wyspach, straszył będzie nie młodszy z braci Kliczko, tylko król nokautu z Alabamy.

I dopiero wtedy zaczniemy mówić o finansowych rekordach, o szansach jednego i drugiego mając we pamięci ich ostatnie pojedynki. Jestem przekonany, że Eddie Hearn już dawno sobie wszystko przemyślał i tylko realizuje napisany wcześniej scenariusz w którym jest też oczywiście miejsce na jeszcze jeden szlagier jakim byłaby rewanżowa walka Wildera z Joshuą, być może już w Stanach Zjednoczonych.