Historia złotej ciżemki. Jak Legia zdobywała mistrzowski tytuł w tym stuleciu?

Mimo że w bieżącym stuleciu legioniści okazywali się w lidze bezkonkurencyjni już sześciokrotnie, tylko raz zapewnili sobie końcowy triumf po zwycięstwie przy Łazienkowskiej. W tym roku taki scenariusz wyklucza plan gier, choć – jak się okazuje – wszystko w tym temacie może się jeszcze zdarzyć. Póki co, spójrzmy na krótki kalejdoskop uwzględniający decydujące uderzenia warszawian…

Finisz mocno jałowy

Sezon 2001/02. W przedostatniej kolejce Legii – prowadzonej przez Dragomira Okukę, nazywanego „katem z Belgradu” – do szczęścia wystarczył remis w domowym starciu z Odrą Wodzisław. Po bezbarwnym meczu padł wynik 0:0. Na zamknięcie cyklu warszawianie zremisowali jeszcze 1:1 z Ruchem w Chorzowie i mogli już myśleć o podboju Europy. Z pewnymi wszakże obawami. W ostatnich pięciu meczach ligowych zdobyli tylko trzy bramki. Wygrali raz.

Puchar do muzeum

Sezon 2005/06. Znów tytuł udało się ustrzelić w przedostatniej kolejce – tym razem w Zabrzu. Po golu Piotra Włodarczyka warszawianie pokonali Górnika 1:0. Legia obchodziła akurat 90-lecie swego istnienia. Puchar za mistrzostwo trafił od razu do otwartego właśnie Muzeum Legii Warszawa. Drużynę prowadził Dariusz Wdowczyk, wtedy jeszcze niekojarzony z korupcyjnymi brudami. W ostatniej kolejce nie zmobilizował odpowiednio swoich podopiecznych. W efekcie Wisła Kraków wygrała na pełnym stadionie Legii 2:1.

Euforia w kapciach

Sezon 2012/13. Tytuł o mało intensywnym smaku, bo świętowany… przed telewizorem. Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek legioniści, prowadzeni przez Jana Urbana, zremisowali w Łodzi z Widzewem 1:1. Dzień później Lech Poznań uległ u siebie Podbeskidziu Bielsko-Biała 0:2 i było „po zawodach”. Porażka kosztowała „Kolejorza” utratę szans na końcowy triumf. W dwóch ostatnich meczach Legia nie straciła bramki. Najpierw było 0:0 z Ruchem w Chorzowie, potem 5:0 u siebie z broniącą tytułu ekipą Śląska Wrocław.

Ruch bije mistrza

Sezon 2013/14. W wiosennej fazie zmagań Legia, już z Henningiem Bergiem u trenerskiego steru, nie zalazła na boisku pogromcy. W domowym starciu z Ruchem Chorzów – na dwie kolejki przed końcem rywalizacji – do szczęścia wystarczył jej remis. Tymczasem dzień wcześniej drugi w tabeli Lech podzielił się u siebie punktami z Pogonią Szczecin i ponownie zaprzepaścił szansę na zdetronizowanie Legii. „Niebiescy” ograli dopiero co koronowanego mistrza 2:1.

Feta na stulecie

Sezon 2015/16. Legia musiała sięgnąć po tytuł, bo obchodzić setnych urodzin inaczej po prostu nie wypadało. Cel udało się zrealizować, choć trzeba przypomnieć, że losy mistrzostwa ważyły się do ostatniej kolejki. Na 90 minut przed końcem rozgrywek warszawianie mieli tyle samo punktów, co rewelacyjny wówczas Piast Gliwice.

Dramaturgii było jednak tyle, co na lekarstwo. Wybrańcy Stanisława Czerczesowa gładko pokonali u siebie Pogoń Szczecin 3:0, a „Piastunki” przed własną publicznością uległy Zagłębiu Lubin 0:1. Co ciekawe, pierwszą bramkę dla stołecznej ekipy samobójczym strzałem zdobył Jakub Czerwiński, który wkrótce potem podpisał przy Łazienkowskiej kontrakt.

Sekundy na bezdechu

Sezon 2016/17. Tym razem tak swobodnie nie było. Jeszcze na sekundę przed końcem sezonu Legia nie mogła być pewna końcowego triumfu. W ostatniej kolejce czołowa czwórka tabeli rozstrzygała wszystko między sobą. W stolicy zespół Jacka Magiery podejmował Lechię Gdańsk, a w Białymstoku poznańskiego Lecha gościła Jagiellonia. Przed pierwszym gwizdkiem na pozycji lidera zasiadali warszawianie z przewagą dwóch punktów nad goniącym tercetem.

Gdy przy Łazienkowskiej padł bezbramkowy remis, cały stadion nasłuchiwał wieści z Podlasia, gdzie jeszcze kwadrans przed końcem „Jaga” przegrywała różnicą dwóch goli. W 87. minucie było już jednak 2:2. Białostoczanom do tytułu brakowało tylko jednego trafienia, bowiem po rundzie zasadniczej plasowali się w tabeli wyżej niż legioniści. Decydującego ciosu nie zdołali jednak zadać. „Kolejorz” bronił się dzielnie i… zafundował w ten sposób szaloną noc warszawiakom.