Hokej. Daleko od… ideału

Przed meczem z Unią Oświęcim tyszanie odebrali puchar za zdobycie mistrzostwa kraju.


Nie było szybkiego tempa, olśniewających goli oraz błyskotliwych parad bramkarskich podczas weekendowej inauguracji Polskiej Hokej Ligi. To jednak zrozumiałe, bo pandemia zrobiła swoje i (prawie) wszystkie drużyny – podczas letnich przygotowań – nie zrealizowały wszystkich swoich planów. Obrońcy tytułu, hokeiści GKS-u Tychy, zaliczyli dwa zwycięstwa po 3:2 z ekipami z Sanoka oraz Oświęcimia, a przed niedzielnym meczem odebrali puchar za mistrzostwo kraju. To miła chwila, ale podczas gry – jak sami powiadają – szału nie było. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, z jakimi kłopotami musieli się zmagać tyszanie i pozostałe drużyny.

Brak grania

Tyska ekipa na kwarantannie przebywała dwukrotnie, ale trenerzy nie chcieli przedłużać niepewności i woleli – jak większość – startować zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Niemal wszyscy ligowcy przed startem starają się rozegrać 6-8 meczów kontrolnych, choć są tacy, którzy aplikują hokeistom jeszcze większą dawkę sprawdzianów. Zespół GKS-u zaliczył zaledwie 4 sparingi, ale jedynie z GKS-em Katowice był rozegrany zgodnie z planem.

– Ewidentnie brakuje nam meczów. Nie gramy w takim rytmie jak byśmy chcieli – tłumaczy trener tyszan, Krzysztof Majkowski.

– W tej sytuacji komplet punktów cieszy, bo niektóre zespoły już na samym starcie zanotowały straty. Niby 4 „oczka” to niedużo, ale w końcowym rozrachunku może ich zabraknąć. Z Unią na pewno zagraliśmy lepiej niż w Sanoku, ale to wszystko jest dalekie od ideału, jaki chcielibyśmy prezentować. Rywale niczym nas nie zaskoczyli, bo uniści grają w podobnym stylu jak w poprzednim sezonie, jednak – by grać na optymalnym poziomie – też muszą pracować, a mają duży potencjał.

W obronie Murraya

W relacji napisaliśmy, że gol zdobyty przez Ryana Glenna należy zapisać na konto Johna Murraya. Uznaliśmy, że zbyt późno zareagował na uderzenie 40-letniego Kanadyjczyka.

– To była ciekawa sytuacja. Niesygnalizowany strzał miał swoją moc, a John był zasłonięty i w ostatniej chwili zrobiła się przed nim luka. Nie miał prawa dostrzec tego krążka i my stojący w boksie też go nie widzieliśmy – bronił golkipera strzelec gola, Patryk Kogut.

– W tej sytuacji John nie mógł interweniować, bo – jak nam tłumaczył – nie widział krążka – dodał szkoleniowiec GKS-u. – W kilku innych sytuacjach spisał się jednak bez zarzutu, choć przy drugim golu mógł lepiej zareagować.

Murray, wedle oficjalnych statystyk, obronił 22 strzały, zaś jego vis a vis Clarke Saunders 26. Obaj są dobrymi fachowcami, ale sporo brakuje im do szczytowej formy.

Pytanie bez odpowiedzi

Gdy w 33 minucie Kogut zdobył drugiego gola dla gospodarzy, zapytaliśmy głośno: „kto pamięta, kiedy Patryk ostatni raz trafił do siatki”? Pytanie pozostało bez odpowiedzi na miejscach prasowych. A co na to szczęśliwy strzelec?

– Nie potrafię powiedzieć kiedy, ale mogę zapewnić, że dawno, bardzo dawno – uśmiechnął się wychowanek Naprzodu Janów.

– Tak po prawdzie, mogłem zdobyć jeszcze przynajmniej jedną bramkę, ale źle przyjąłem krążek i trafiłem w „pępek” bramkarza. Najważniejsza jest jednak wygrana, bo pokonaliśmy silnego rywala, z którym jeszcze niejednokrotnie – mam nadzieję – przyjedzie nam się mierzyć w tych rozgrywkach.

Zwycięstwa tyszan nie były okazałe, ale wystarczy spojrzeć w tabelę, by się przekonać, kto jakie ma dokonania.

– W okresie przygotowawczym byłem dwa razy w izolacji i miałem 17 dni przerwy w treningach – wyjawia Kogut.


Czytaj jeszcze: Znów różnica jednego gola!

– Znacznie więcej przebywałem w domu niż na lodzie, więc trzeba być zadowolonym z tego co jest. Nie miałem żadnych dolegliwości, ale razem z kolegami byłem zamknięty. W Sanoku był trudny mecz, bo byliśmy ociężali i nie potrafiliśmy zaskoczyć rywala niekonwencjonalną akcją. Z Oświęcimiem mecz był bardziej otwarty, bo to przeciwnik z wyższej półki. Nie mogliśmy więc sobie pozwolić na proste błędy czy nieprzemyślane zagrania. Oczywiście, były potknięcia, ale trudno ich uniknąć.

Tyszanie dwukrotnie grali w podwójnym osłabieniu i potrafili z tej opresji wyjść obronną ręką, a nie mogli wiele zwojować.

– Jest jeszcze wiele elementów do poprawienia, ale trzeba być cierpliwym – przekonuje trener Majkowski.

Zazwyczaj po pracowitym weekendzie hokeiści poniedziałek mieli wolny, korzystając jedynie z odnowy biologicznej. Tymczasem wczoraj tyszanie biegali w terenie, przeszli odnowę, a dla młodzieży oraz chętnych były zajęcia na lodzie. Kolejne dwa dni to trening dwufazowy (siłownia i lód), a czwartek jedne zajęcia, przygotowujące do weekendowych zmagań. Obrońcy tytułu zmierzą się z zespołami zaliczanymi do czołówki: z JKH GKS Jastrzębie na wyjeździe oraz z GKS-em Katowice u siebie.


Na zdjęciu: Tak po zdobyciu bramki cieszył się Patryk Kogut, który chwilę potem utonął w objęciach kolegów.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus