Hokej. Droga GieKSy z wybojami…

Do zakończenia sezonu zasadniczego pozostało zaledwie 7 meczów i do zdobycia jest 21 punktów.


Dla hokeistów nastał gorący czas, bo zbliża się decydujące rozdanie. Dla GKS-u Katowice 3. najbliższe spotkania: niedzielny z GKS-em Tychy, a potem wyjazdowy w Oświęcimiu i ponownie u siebie z Jastrzębie najprawdopodobniej zadecydują o miejscu w tabeli.

Ekipa dowodzona przez Andreja Parfionowa pragnie znaleźć na podium i nie kalkuluje z kim przyjdzie zmierzyć w ćwierćfinale play offu. W tym sezonie już od początku będzie trudno i trzy zespoły z aspiracjami już po I rundzie będą wielce niepocieszone gdy odpadną.

Wartościowy dorobek

Nadal nie są znane kulisy rezygnacji 20 listopada trenera Piotra Sarnika. Argumenty, że traktował zawodników po partnersku czy też stracił sterowność szatnią nie do końca nas przekonują. Tak czy siak doszło do zmiany, zaś wybór Andreja Parfionowa wydaje się dość logiczny.

Rosjanin przez wiele lat pracował w SMS-ie i doskonale zna realia naszego ligowego hokeja. Wieść gminna niesie, że trener zdyscyplinował szatnię i wyzwolił dodatkowe pokłady agresji, choć wcześniej trudno było „Gieksiarzom” tego było odmówić.

Zespół GKS-u od końca listopada 11 spotkaniach zdobył aż 25 pkt., wygrywając m.in. w Jastrzębiu 2:1 oraz w Tychach 4:3 po dogrywce. Przegrał jedynie, jak na ironię losu, na własnej tafli z Re-Plastem Unią Oświęcim 0:1 oraz z „Szarotkami” 1:2. Takie porażki jednym trafieniem niesłychanie bolą, bo przecież równie dobrze mogło być odwrotnie.

– Te mecze przegraliśmy na własne życzenie i o wszystkim zadecydowała skuteczność. – Nie ma już co do tego wracać, ale koncentrować się co przed nami – kwituje je dyrektor sekcji, Roch Bogłowski.

Drobne roszady

Działaczy GKS-u Katowice nie opanował „owczy pęd”, nie uczestniczyli w wyścigu „zbrojeń” i nie sprawdzali zawodników zza oceanu z bogatym CV. Niemniej dokonali kilka roszad w składzie. Uzupełniali go na pozycjach oraz nieco powiększyli, by razie nagłych kontuzji (odpukujemy!) dysponować wszystkim formacjami.

Przypomnijmy: odeszli słowacki defensor Matej Cunik oraz czeski napastnik Filip Stoklasa. Natomiast kolejny napastnik Mikołaj Łopuski postanowił zakończyć bogatą karierę ze względu na przewlekłą kontuzje. Na początku listopada pojawił Dariusz Nahunko, który rozwiązał kontrakt z Zagłębiem Sosnowiec i były prowadzone z kolejnym fińskim napastnikiem Mikaelem Kuronenem.

On dołączył pod koniec listopada. Kontuzje obrońców sprawiły, że do GKS-u dołączyli Fin Jyri Martinen (w grudniu ze słowackiej Detvy) oraz ostatnio Kiriłł Łamin (Dynamo Moskwa). Na początku roku przybył kolejny napastnik Andriej Stiepanow (z ligi białoruskiej, Dynama Mołodeczno). Lada chwila ma się pojawić ma pojawić się kolejny skrzydłowy ze Słowacji lub Czech.

– Musimy powiekszyć skład, by przypadkiem nie zdarzyła się sytuacja sprzed trzech lat kiedy graliśmy w finale z GKS-em Tychy i słanialiśmy na nogach, bo mieliśmy ograniczone możliwości kadrowe – przypomina dyrektor.

Decydujące starcie

Parfinow wraz ze swoimi współpracownikami doszedł do wniosku, że przed kolejnymi, pewnie decydującymi potyczkami jego podopieczni muszą odpocząć fizycznie i psychicznie. Zarządził dwa dni wolnego, a na dodatek zespołowi wypadł wyjazd do Gdańska, bo hali Oliwii są kłopoty z lodem.

Katowiczanie do końca sezonu zasadniczego będą musieli sobie radzić bez dwóch kontuzjowanych obrońców: Patryka Wajdy oraz Oskara Krawczyka. GKS przeciwko Zagłębiu grał bez Fina Jessego Rohtli, który narzekał na uraz pachwiny. Jednak już jutro ma pojawić się lodzie i pewnie przeciwko Tychom będzie już w składzie.


Czytaj jeszcze: Liczą się piękne chwile

Katowiczanie z tyszanami mają dodatni bilans. Wprawdzie w inauguracyjnej potyczce przegrali 2:5, ale dwie kolejne zakończyły się wygranymi 4:1 i na wyjeździe 4:3 po dogrywce. Jedni i drudzy zdają sobie sprawę jakże ważne będzie niedzielne starcie.

Sporo będzie zależało od postawy bramkarzy. Juraj Szimboch prezentują się stabilnie, zaś Johnem Murrayem, do tej pory, bywało różnie. Jednak Amerykanin podczas meczów o wysoką stawkę potrafi się zmobilizować. I pewnie nie inaczej będzie w najbliższą niedzielę.

Na zdjęciu: Juraja Szimbocha w najbliższym czasie czeka spore wyzwanie.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus