Hokej. GKS Tychy na wznoszącej fali

Obrońcy tytułu mistrzowskiego mają za sobą dwa udane występy z kompletem punktów, ale rywalizacja o fotel lidera trwa nadal.


Radosław Galant należy do najstarszych stażem, choć nie wiekiem hokeistów GKS-u Tychy. Z klubem jest związany na dobre i złe od prawie 12 lat i z nim zdobył 4 razy mistrzostwa kraju, wiele medali oraz triumfował w Pucharze i Superpucharze Polski. Teraz wcale nie ukrywa, że chciałby z drużyną obronić złoto, choć konkurencja w tym sezonie zdecydowanie wzrosła i bardziej się wyrównała.

Na dobre zakotwiczony

Środkowy napastnik od wielu lat należy do podstawowych wyborów trenerów. Dysponuje świetnymi warunkami i trudno się dziwić, że wykorzystywany w specjalnych formacjach, zwłaszcza podczas gry w osłabieniu.

– Już przywykłem, że gram w czwórkę czy trójkę przeciwko piątce rywali i wcale mi to nie doskwiera – śmieje się nasz rozmówca. – Przyjechałem do Tychów po Szkole Mistrzostwa Sportowego i po pierwszym sezonie wiedziałem, że to odpowiednio miejsce dla mnie. Wówczas powiedziałem i teraz to powtarzam przy każdej okazji trafiłem idealnie i nie ma nic przeciwko temu, bym właśnie tutaj zakończył swoją karierę sportową. Oczywiście, wszystko zależy od decyzji działaczy i trenerów.

Przeżyłem z zespołem wiele wspaniałych chwil i miło wspominam nie tylko mistrzowskie tytułu. Sezon 2015/16 dla mnie chyba najbardziej udany, bo wówczas zaczęliśmy od wygranej silnie obsadzonego turnieju w Zwoleniu, a potem zdobyliśmy 3. miejsce w finale Pucharu Kontynentalnego. I tylko szkoda, że przegraliśmy finał play off z Cracovią 3-4, choć przecież prowadziliśmy. To już wspomnienia, a my przecież skupiamy się na tym co jest przed nami.

Sezon pełen zagadek

Wszyscy narzekamy na rzeczywistość jaka nas otacza, zaś sportowcy cieszą się, że mogą rywalizować i tylko utyskują na brak kibiców.

– To dla mnie oraz kolegów jest największą przeszkodą, bo doping mobilizuje nas do jeszcze większego wysiłku – podkreśla Galant. – Ten sezon jest pełen zagadek i mocno szarpany. Żadna z drużyn nie miała stabilnych przygotowań. Przebywaliśmy w izolacji, często wypadaliśmy z powodu chorób czy też kontuzji.

Nie ustrzegliśmy się wpadek i w III rundzie przegraliśmy kilka meczów. Nieszczęście zaczęło się od porażki w Sanoku, choć mieliśmy sporo przewagę to jednak nie potrafiliśmy pokonać bramkarza. Potem były kolejne porażki na własnym lodzie i to nas mocno bolało. W końcu jednak wygrzebaliśmy się z tego dołu i chyba jesteśmy już na właściwych torach. A ponadto były ciągle rotacje w składach, bo kluby prześcigały się w transferach zagranicznych zawodników.

Odzyskać fotel

Do zakończenia sezonu zasadniczego, nie licząc zaległości, pozostało jeszcze 7. meczów. Hokeiści z Tychów zaliczyli udany weekend, bo przecież w piątek pokonali u siebie lidera z Jastrzębia 7:3, zaś w niedzielę wywieźli cenne punkty z Katowic, po wygranej 3:1. Zajmują 2. lokatę ze stratą „oczka” do JKH GKS-u.

– Oczywiście, że wolelibyśmy startować z pozycji lidera, ale – niestety – nie wszystko zależy od nas – mocno akcentuje tyski napastnik. – Musimy kontynuować zwycięski marsz i może nasi najgroźniejsi rywale stracą gdzieś punkty. Mnie przede wszystkim cieszy forma zespołu, bo zarówno z Jastrzębiem i Katowicami mieliśmy kontrolę nad wydarzeniami na lodowisku. Oczywiście, przeciwnicy również szukali szans na zdobycie goli.

Nasi bramkarze John Murray w pierwszym i Ondrej Raszka stanęli na wysokości zadania. Ondrej kilka dni temu powrócił do naszej ligi i udowodnił, że jest świetnym fachowcem. Mamy trzech dobrych zawodników na tej pozycji, bo przecież Kamil Lewartowski, leczący kontuzję również do nich zalicza.


Czytaj jeszcze: Ondrej – wejście smoka!

Zresztą, konkurencja w zespole jest olbrzymia, bo przecież działacze dokonali kolejnych transferów. Teraz by się zmieścić w składzie wyjściowym trzeba się sporo napracować na treningach i przekonać do siebie trenerów. Jeżeli ktoś wypada z powodu urazu wówczas jakość drużyny nie spada. Lada dzień w Tychach pojawi się Paul Szczechura i jeszcze będzie tłoczniej w szatni oraz na zajęciach.

W naszej lidze aż roi się od obcokrajowców i, moim zdaniem, nie jest to właściwy kierunek, bo idą w odstawkę nasi zawodnicy. Frustracja narasta i często rezygnują z gry. A co będzie z reprezentacją za kilka lat? Gdybyśmy wprowadzili limit obcokrajowców wówczas, że będą problemy ze skompletowanie drużyny. To jednak nie moje zmartwienie, bo skupiam się na tym co mamy do zrobienia.

Będzie się działo

Play offy były zawsze ciekawe, a te będą wyjątkowe, bo 7. zespołów ma wysokie aspiracje, ale tylko 4. znajdą się w półfinale.

– Nie zaprzątam sobie głowy z kim przyjdzie nam rywalizować na początek, choć oglądam i analizuje tabelę – uśmiecha się Galant. – Na pewno nie będzie murowanych faworytów, może poza jednym (lider zagra z Sanokiem – przyp.red.). Na pewno będzie się działo i emocje są gwarantowane. Patrzę na wszystko co przed nami z optymizmem i jeżeli chcemy być mistrzami musimy wygrać z każdym.

Nim to jednak nastąpi przed tyskim zespołem dwa spotkania na własnym lodzie z „Szarotkami” oraz „Pasami” i pewnie trzeba będzie się sporo natrudzić, by zdobyć jakże cenny komplet punktów.


Na zdjęciu: Radosław Galant, jak sam mówi, nigdy nie należał do supersnajperów, ale pełni niesłychanie ważną rolę, bo również występuje w specjalnych formacjach.

Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus