Hokej. Na razie przed telewizorem

Niemal wszyscy obserwatorzy pieją o podniesieniu się poziomu spotkań ligowych. Czy pan podziela tę opinię?

Marcin KOLUSZ: – Patrząc na dotychczasowe dokonania dziewięciu drużyn, rzeczywiście można być zbudowanym ich postawą. Jeszcze do niedawana przecież zespół z Sosnowca miał okazję rywalizować o play off i sprawił wiele kłopotów zespołom z czołówki. Z poziomu tafli nieźle to wygląda i play off zapowiada się interesująco. Już w ćwierćfinałach może dojść do długich rywalizacji, ale na to jeszcze chwilę musimy poczekać.

Po otwarciu ligi dla obcokrajowców we wszystkich drużynach, może poza GKS-em Katowice, w pierwszych formacjach nie grają rodzimi hokeiści…

Marcin KOLUSZ: – Nie jestem zaskoczony, bo większość drużyn prowadzą zagraniczni trenerzy i ciąży na nich presja wyników. To z ich inspiracji zostali sprowadzeni zawodnicy dobrze im znani, którym są powierzane pierwszoplanowe role. To naturalna kolej rzeczy. Gonitwa za wynikiem wymusza takie działanie. W GKS-ie Katowice była i jest nieco inna sytuacja, bo trener Risto Dufva był związany z reprezentacją i doskonale zdawał sobie sprawę, że wiodące role trzeba powierzyć potencjalnym kadrowiczom. Trener Piotr Sarnik dokonał drobnych roszad, nieco zmieniła się praca, ale ten główny nurt działania pozostał. Dla trenerów obcokrajowców liczy się tu i teraz, zaś nasi patrzą na to z innej perspektywy, myślą o przyszłości, tej klubowej i reprezentacyjnej. I chwała im za to.

Nie byłoby – dla przykładu – Patryka Krężołka, gdyby mu nie zaufano. Znajduje pan jeszcze kilku młodych zawodników z perspektywą występów w reprezentacji?

Marcin KOLUSZ: – Patrykowi dano szansę i ją wykorzystuje. Ale nie tylko, bo sam pracuje niezwykle ciężko, co codziennie obserwuję na treningach. On doskonale zdaje sobie sprawę, w jakim miejscu się znajduje, wie, że od kreowania gry, na tę chwilę, są Grzesiek Pasiut czy Teddy Da Costa (oraz Marcin Kolusz – przyp. red.). Patryk ma swoje zadanie do wykonania i robi to dobrze. Wielka szkoda, że takich chłopaków mamy niewielu.

A można wskazać innych?

Marcin KOLUSZ: – Wiadomo jaką robotę wykonano w Jastrzębiu i to teraz przynosi profity dla zespołu, może niebawem jeszcze większe, i w perspektywie dla reprezentacji. Dariusz Wanat z Oświęcimia miał bardzo udany początek, ale teraz widać, że gra nieco mniej. Podobnie jak jego kolega klubowy Damian Piotrowicz. W Zagłębiu trener Marcin Kozłowski daje również szanse młodym i Damian Tyczyński ma wszelkie dane, by w przyszłości grać na poziomie reprezentacyjnym.

Na co stać pański GKS Katowice w tym sezonie?

Marcin KOLUSZ: – Trenerowi Risto Dufvie ufałem i on nam powiedział, że będziemy grali dobrze dopiero w grudniu. W poprzednim sezonie było podobnie z Tomkiem Valtonenem w Podhalu Nowy Targ, który mówił o trudnych początkach i braku zadowolenia. Dufva nie dokończył tego co zaczął i trudno dociekać dlaczego tak się stało. Może znudził się pracą, może pobytem w naszym kraju, może miał lepszą ofertę z silniejszego klubu z renomowanej europejskiej ligi? Teraz to już nieważne. Mamy nowe rozdanie. Pracujemy pod kuratelą Piotra Sarnika, z którym miałem przyjemność występować w reprezentacji. Jeszcze nie prezentujemy tego, co jesteśmy w stanie grać – powtarza Piotr, a my, zawodnicy, mamy tego świadomość. Potencjał tej drużyny jest duży i zdajemy sobie sprawę, że teraz nadchodzi najważniejszy czas. Mamy doświadczenie, umiejętności oraz fantazję na lodzie, by rywalizować o najwyższe cele, bo należymy do czołówki. Gramy momentami świetnie (I tercja meczu z GKS-em Tychy – przyp. red.), ale zdarzają się nam juniorskie błędy, które sporo kosztują. Jeżeli będziemy grać solidnie i odpowiedzialnie z tyłu, wówczas z przodu damy radę i coś wpadnie.

O przyszłość reprezentacji trzeba się jednak martwić...

Marcin KOLUSZ: – I to bardzo, bo może się okazać, że za parę lat nie będzie kto miał grać w reprezentacji. Jeżeli nie zatroszczymy się o młodzież, która zechce podjąć ciężką pracę, to utkwimy w martwym punkcie. Za tym powinny też pójść odpowiednie nakłady finansowe. Moim marzeniem jest to, by młodzież naciskała na takich „starych repów” jak ja (35 lat – przyp. red.) i byśmy wskoczyli na wyższy poziom. Im większa konkurencja, tym większa gwarancja utrzymania się w gronie… średniaków. No, ale najpierw musimy do tej grupy awansować i to jeszcze zadanie obecnych reprezentantów. O grze w elicie na tę chwilę zapomnijmy, bo wiele krajów dokonało skoku jakościowego i nie jesteśmy w stanie do nich dołączyć. By znaleźć się w elicie – moim zdaniem – potrzeba 10, 15 lat, by wykształcić zawodników, którzy sprostaliby zadaniu.

Przed naszą kadrą spore wyzwanie…

Marcin KOLUSZ: – Proszę nie kończyć… Sam odpowiem jak do tej pory zaliczałem kolejne igrzyska. Przed telewizorem! Jako szkrab pamiętam jak przez mgłę igrzyska w Calgary, a potem oglądałem jako telewidz kolejne zimowe i letnie. Marzyłem, marzyłem i jako 35-latek ciągle czekam na tę chwilę. I zdaję sobie sprawę ze skali trudności jaka się zawsze piętrzy przed reprezentacją uczestniczącą w dwustopniowych eliminacjach. W pierwszym etapie zawsze trafiamy na minimum jedną wyżej usytuowaną drużynę, zaś w drugim na cztery silne ekipy. Debiutowałem w kwalifikacjach w Sanoku, ale dobrze wspominam turniej w Budapeszcie 2016, gdzie wygraliśmy z Węgrami po karnych (1:0 Krzysztof Zapała – przyp. red.). Potem pojechaliśmy na decydujący turniej do Mińska i rywale nam pokazali miejsce w szeregu. Niemniej awans do finałowej rywalizacji o IO w Pekinie byłby sporym sukcesem.

Kazachstan to nieosiągalna półka dla biało-czerwonych?

Marcin KOLUSZ: – Jeżeli większość reprezentantów występuje na co dzień w rosyjskich KHL lub WHL, to już im daje przewagę. Oni – to prawda – są o stopień wyżej. Jednak pamiętam, że mecze z Kazachami były w miarę wyrównane, w przeciwieństwie do potyczki z Austriakami, którzy w mistrzostwach świata Dywizji IA w Kijowie przejechali nas 11 golami.

Czyli nadzwyczajny zbieg okoliczności może przynieść awans?

Marcin KOLUSZ: – Nie liczyłbym na dzieło przypadku! Na pewno będziemy mieli rozpracowanych rywali i będziemy dobrze przygotowani taktycznie. Jeżeli zaprezentujemy solidny, agresywny oraz perfekcyjny hokej, wówczas istnieje szansa. Tylko od nas zależy, jak wykonamy robotę na lodzie zarówno indywidualnie, jak i zespołowo. Mam nadzieję, że ten niedzielny mecz będzie najlepszy w naszym wykonaniu na przestrzeni ostatni lat.

Na zdjęciu: Marcin Kolusz igrzyska spędzał przed ekranem, ale ciągle marzy…