HOKEJ. Nie chcą płacić

 

Przypomnijmy, że 4 października fiński hokeista GKS-u Jaakko Turtiainen podczas rozgrzewki poza lodowiskiem w Jastrzębiu został uderzony w głowę i znalazł się w szpitalu (szczegółowe badania nie wykazały poważnych obrażeń). Po tym napadzie pozostali hokeiści GKS-u Katowice, za zgodą swoich działaczy, postanowili nie wyjeżdżać na lód.

Wydawało się, że inny termin meczu, przedstawiony przez komisarza Polskiej Hokej Ligi, a zarazem wiceprezesa ds. zagranicznych PZHL, Martę Zawadzką, nie przysporzy żadnych kłopotów. A tymczasem okazał się kością niezgody.

Najpierw potyczka miała być rozegrana 31 października, ale okazało się, że lodowisko MOSiR jest zajęte na imprezę organizowaną przez samorząd. Zmieniono datę na 2 listopada, zaś decyzją PHL oba kluby zostały obciążone kosztami organizacji widowiska.

– To decyzja administracyjna, ma charakter nieodwołalny, i stąd też nasz protest – powiedział podczas konferencji prasowej prezes GKS-u Katowice, Marek Szczerbowski. – Obarczono nas kosztami 6 tys. zł za organizację meczu. Mamy opłacić catering, służby medyczne oraz ochroniarskie i nawet otrzymaliśmy fakturę, która jest teraz analizowana przez naszych prawników.

Oczywiście, nie zgadzamy się z obciążeniem nas kosztami organizacji meczu i chcielibyśmy się odwołać od tej decyzji. Stąd też będziemy dążyli, by w przyszłości odwoływać się do instancji wyższej.
Oba spotkania ligowe – w niedzielę 3 listopada w ramach „normalnej” kolejki gospodarzem będą katowiczanie – będą zarazem półfinałami Pucharu Wyszehradzkiego. Tak uznali węgierscy organizatorzy, by nie generować dodatkowych kosztów. Wcześniej przypuszczano, że rywalami obu naszych drużyn będą zespoły z Czech i Węgier.

– Takie rozwiązanie z każdego punktu widzenia uznano za optymalne i trudno się z nim nie zgodzić – stwierdził dyrektor katowickiej sekcji hokejowej Wojciech Tkacz.
Jeden chuligański wybryk wywołał sporo zamieszania nie tylko w obu klubach. Do meczu, jak zapewniają jednak działacze GKS-u Katowice, na pewno dojdzie.