Hokej. Niewidzialna góra lodowa

Na policzku Kamila Wróbla, po skaleczeniu łyżwą, pojawiło się 21 szwów! – Stał się teraz niezwykle interesującym facetem… – żartują jego koledzy JKH GKS-u Jastrzębie, choć po wypadku nikomu nie było do śmiechu.


Trener Robert Kalaber przykłada dużą wagę do przygotowania fizycznego. Rok temu o tej porze hokeiści z Jastrzębia mieli za sobą z tuzin sparingów i z nadzieją czekali na inaugurację sezonu. Teraz sytuacja jest zupełnie inna, bo większość zawodników miała długą przerwę i w różnych terminach wracali do zajęć. Na tę chwilę sytuacja wydaje się opanowana, choć jeszcze dwóch hokeistów jest poza zespołem, bo czekają na wyniki testów. Jastrzębianie rozegrali dopiero trzy spotkania kontrolne i nikt nie ma wątpliwości, że do formy będą dochodzili metodą startową. Taki problem mają też pozostałe zespoły ekstraligi.

Bez taryfy ulgowej

Kalaber jest doświadczonym fachowcem i wie, że jeżeli w okresie przygotowawczym nie wypracuje się odpowiedniej bazy, to w sezonie zespół będzie notował wahania formy. Gdy sytuacja w miarę się normowała i z dnia na dzień przybywało zawodników, trener uznał, że należy nadrabiać stracony czas. Zajęcia są prowadzone przez cały tydzień, dwa razy dziennie. Jedynie w środy oraz piątki obowiązują taryfy ulgowe i hokeiści spotykają się raz. Ponadto wszyscy zapomnieli, że niedziela jest dniem wolnym.

– Przechodziłem chorobę bezobjawowo, ale musiałem siedzieć w domu i bezradnie rozkładałem ręce – mówi napastnik Radosław Nalewajka.

– Na dodatek „uziemiłem” żonę, ale na szczęście mogła pracować zdalnie. Sam też ćwiczyłem, lecz to była zaledwie namiastka tego, co robiliśmy w poprzednich sezonach. Nasza postawa w pierwszych meczach będzie jednym wielkim znakiem zapytania. Trenerzy prowadzą teraz zajęcia na dużej intensywności, by nasze organizmy mogły odpowiednio funkcjonować. Ponadto muszą w miarę szybko poukładać poszczególne formacje, bo na razie ciągle się przymierzają do różnych ustawień. Pewnie sobie z tym problemem poradzą, choć drobne roszady są nieuniknione.

Koszmar napastnika

Podczas drugiego sparingu z Energą Toruń strasznego pecha miał Kamil Wróbel. W 28 minucie Igor Szkodenko potknął się o kolegę z zespołu i upadając zranił łyżwą twarz 23-letniego napastnika JKH GKS.

– Byłem razem z Kamilem na lodzie i początkowo nie wyglądało to groźnie, ale jak chwilę później zobaczyłem jego twarz, to zrobiło mi słabo – relacjonuje Nalewajka.

– To był przypadek, ale centymetr i Kamil straciłby oko! Miał szczęście w wielkim nieszczęściu.

Rana cięta na prawym policzku ma 13 centymetrów i założono na nią 21 szwów! Ponadto badanie RTG wykazało złamanie przedniej, prawej ściany zatoki szczękowej, dolnego brzegu oczodołu oraz pęknięcie nosa. Na szczęście nie ucierpiało oko oraz uzębienie, choć zostało naruszone i początkowo mocno bolało. Obyło się bez operacji i to również jest optymistyczna wieść przy całym nieszczęściu. Wczoraj wieczorem Wróblowi zdejmowano szwy, ale o powrocie do zajęć na razie nie może być mowy.

– Właśnie mija tydzień od tego zdarzena i powoli wracam do zdrowia, choć pewnie jeszcze trochę czasu upłynie, nim dołączę do kolegów – wyjawia zawodnik.

– To był splot nieszczęśliwych zdarzeń i trudno mieć do kogoś pretensje. Ból powoli ustępuje, z dnia na dzień czuję się lepiej. Koledzy z zespołu mocno mnie wspierają, ale telefonując… stroją sobie żarty. Blizna będzie solidna, więc przekonują mnie, że teraz będę mógł chodzić po najciemniejszych zakamarkach miasta (śmiech). Z czasem pewnie zdecyduję się na usunięcie tego defektu, ale to również wymaga czasu.


Przeczytaj jeszcze: Koronawirus nie odpuszcza!


Kiedy Kamil Wróbel wróci do treningu?

– To samo pytanie zadałem lekarzom, gdy założyli mi szwy – uśmiecha się zawodnik.

– Optymistyczna wersja zakłada miesiąc przerwy, ale może nieco wcześniej będę mógł pracować w domu, na przykład na rowerze stacjonarnym. Na razie jednak mam zakaz i nie zamierzam go łamać.

Sierpień dla zespołu z Jastrzębia to nic innego jak pokonywanie niewidzialnej góry lodowej. Sytuacja wydaje się opanowana, choć wszystkim nadal towarzyszą obawy.


Na zdjęciu: Kamila Wróbla w hokejowym uniformie zobaczymy być może dopiero w październiku.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus