Hokej. No i co? Dziecku zabronisz?

Z Tychów przenosiny do Zurychu, bo stamtąd… bliżej za ocean – mówią zgodnie tata Dariusz Wieczorek i jego syn Jakub.

Rodzice-sportowcy z reguły pragną, by ich dzieciaki szły w ich ślady i by osiągały jeszcze więcej niż oni. Takich przykładów mamy aż nadto. Oto kolejny: tato Dariusz, tyszanin z krwi i kości, stał między słupkami hokejowej bramki i odbijał krążki pędzące z prędkością ponad 100 km na godzinę. A kilka lat temu 5-letni wówczas syn, Kuba, stwierdził: ja też tego chcę! I jest na dobrej drodze, by zrealizować i swoje, i ojca marzenia. I kto wie? Może osiągnie więcej niż tata?

Swoją drogą w tyskiej hokejowej rodzinie jest inny przypadek: Arkadiusz Sobecki, wychowanek GKS-u i były bramkarz reprezentacji – a dzisiaj jeden z trenerów pierwszej drużyny – przekonywał syna Karola, by został napastnikiem i tak też się stało.

Tyskie korzenie

Przygoda sportowa Dariusza Wieczorka obfitowała w wiele ciekawych wydarzeń. Można rzec, że zabrakło w niej tylko większych sukcesów na szczeblu reprezentacyjnym. Akurat w czasach, gdy strzegł tyskiej bramki, na krajowych lodowiskach była spora konkurencja, na skutek czego w zasadzie tylko otarł się o kadrę, zaliczając w niej 5 występów. A o biało-czerwony trykot musiał rywalizować z takimi tuzami, jak Franciszek Kukla (Polonia Bytom), Andrzej Hanisz (Naprzód Janów) czy Gabriel Samolej (Podhale Nowy Targ).

– W sezonie 1987/88 byłem w życiowej formie, a i zespół spisywał się znakomicie – wspomina pan Dariusz, już od 14 lat pracujący jako trener bramkarzy w Zurychu. – Zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, przegrywając w finale z bytomską Polonią. Miałem szansę znaleźć w kadrze narodowej, ale w trakcie sezonu klubowy trener, Jerzy Pawłowski, faworyzował Andrzeja Jarosza.

Obaj przybyli do Tychów z Unii Oświęcim, może więc stąd się to wzięło. W play offie miałem już stałe miejsce w bramce, ale to już było stanowczo za późno, by zyskać mocną pozycję w walce o miejsce w kadrze. Chyba przez to straciłem swoją życiową szansę – wyjazd na igrzyska olimpijskie do Calgary.

Po tym sezonie, poróżniony z trenerem, przeniosłem się na dwa kolejne do GKS-u Katowice, a potem otrzymałem zgodę na wyjazd do Niemiec, gdzie grałem w kilku klubach na poziomie ówczesnej II ligi. W Salzgitter przez kilka miesięcy moim trenerem był Heniek Gruth, z którym grałem w Tychach. Zresztą, nasze drogi po jakimś czasie znów się skrzyżowały, ale już w innym kraju.

Szwajcarskie doświadczenie

Po powrocie do kraju Wieczorek nie myślał o trenerskim fachu. Rzucił się w wir tworzenia własnego biznesu, w tym m.in. klubu fitness. Jednak za namową kolegi z lodowiska, Wojciecha Matczaka, został jego najbliższym współpracownikiem.

– Nie przypuszczałem wtedy, że w moim sportowym CV pojawi się mistrzostwo Polski – śmieje się nasz bohater. – Zespół GKS-u po latach, konkretnie w 2005 roku, przełamał hegemonię sąsiada zza między, Unii Oświęcim. W kolejnym sezonie było wicemistrzostwo po przegranej w finale z Comarch Cracovią. Niedługo później zdecydowałem się na wyjazd do Szwajcarii. Początkowo traktowałem to w kategoriach sondażu…

Istotną rolę odegrał oczywiście, Henryk Gruth, który już od wielu lat pracował w Zurychu. Z jego istotną pomocą zacząłem od szkolenia dzieciaków, a od wielu lat prowadzę specjalistyczne treningi bramkarskie. Na co dzień pracuję w GCK Lions Zurych – klubie, który najlepszych zawodników po 15 roku życia przekazuje do ZSC Lions, występującego na najwyższym szczeblu szwajcarskiej hierarchii.

Z dumą muszę podkreślić, że z grona sześciu bramkarzy w juniorskich zespołach elity, pięciu zaliczyło treningi ze mną. Ale tak poza tym trudno zliczyć ilu ich było przez te wszystkie lata. Wielu z nich szukało później swojego miejsca w innych klubach czy w niższych ligach.

Duma taty

14-letni Kuba – kończący w tym roku VIII klasę – jest niewątpliwie dumą taty, choć, jak twierdzi senior, rygory muszą obowiązywać. Kuba sporo czasu spędzał na lodowisku – najpierw w roli biernego obserwatora – aż w końcu jako 5-latek (!), ku uciesze taty, zakomunikował, że również chce być bramkarzem.

– No i co? Dziecku zabronisz? – śmieje się Wieczorek-senior. – Maluch był bystrym obserwatorem, bo gdy zaczęliśmy bramkarską zabawę, już nieźle się poruszał na łyżwach. Przebywał ze mną na letnich obozach w Szwajcarii, a na co dzień ćwiczył w zespole tyskich Lwów.

Koniec zabawy

Zabawą, zabawą, ale ona już się skończyła albo niebawem się skończy. Lada moment Kuba pożegna szkołę podstawową i na dalszą edukację szkolną i sportową przenosi się taty do Zurychu. Teraz już, bez żadnych przeszkód, będzie regularnie występował w tamtejszych rozgrywkach, ma zresztą tamtejszą licencję.

– Na pewno czeka nas poważne wyzwanie, związane ze zmianą środowiska i nauką języka, bo przecież czekają go również szkolne obowiązki – dodaje Darek. – No i, oczywiście, treningi. Tylko od niego zależy, czy wykorzysta swoją szansę. To charakterny chłopak i już kilka razy udowodnił, że nie boi się trudnych wyzwań. Teraz będzie ich znacznie więcej, bo i wymagają wzrastają.


Czytaj jeszcze: Niedokończony chrzest


Kuba ma licencję szwajcarskiego związku, dlatego w tamtejszych rozgrywkach jest traktowany jako miejscowy zawodnik. Może z tego powodu mieć problemy z występami juniorskich reprezentacjach Polski, choć obywatelstwa nie zmienił.

Przenosiny do Zurychu wiążą się z innymi, jeszcze bardziej dalekosiężnymi marzeniami – wyjazdem i karierą za oceanem. Z tego szwajcarskiego miasta jest bowiem bliżej do NHL niż z któregokolwiek polskiego…

Dariusz WIECZOREK 14.01.1962 r. w Tychach. Kluby: GKS Tychy (1979-1988), GKS Katowice (1988-90), SC Memingen (1990-93), SC Sonthofen (1993-95) EHC Salzgiter (1993-97). Sukcesy: srebro MP (1988) i 2xbrąz MP (1981 i 1983) z GKS-em Tychy; złoto (2005) i srebro (2006) z GKS-em Tychy w roli drugiego trenera. W reprezentacji kraju rozegrał 5 meczów.

Na zdjęciu: Dariusz uśmiechnięty, zaś Jakub skoncentrowany przedd czekającymi go zadaniami – tak prezentuje rodzina Wieczorków.

Fot. archiwum rodzinne