Hokej. Odczucia słodko-gorzkie

Wiele się zmieniło w porównaniu z play offem z 2019 r., ale jedno jest takie samo: cała ferajna prezentuje okazałe zarosty, bo tak nakazuje tradycja.


Gdy słońce świeci mocniej i wiosna puka do drzwi, to dla nas rozpoczyna się najprzyjemniejszy czas – hokeiści powtarzają to zdanie co roku mniej więcej o tej samej porze. Po zakończeniu sezonu regularnego rozpoczyna się decydujące starcie o medale. Jest ktoś, kto ma za sobą 21 play offów – 17 medali, w tym 5 złotych – a kolejny, 22., zaliczy już z boksu jako II trener.

Adam Bagiński, wielce doświadczony napastnik, w poprzednim sezonie mocno ubolewał, że na finiszu kariery nie będzie mógł dokończyć sezonu z powodu pandemii. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, by rozpocząć nowy rozdział swojej przygody z lodem.

Wyrzucić z pamięci

„Bagiś”, bo tak do niego mówią koledzy, zaczynał swoją przygodę z tą częścią rozgrywek jeszcze jako nastolatek w Stoczniowcu w jego rodzinnym Gdańsku. Potem, gdy przeniósł się do Tychów, występował już regularnie i wspierał drużynę jak tylko potrafił.

– Nigdy przed play offem się nie izolowałem, lecz starałem się normalnie funkcjonować – uśmiecha się były napastnik, zaś dziś jeden z trenerów GKS-u Tychy. – Oczywiście, gdy już miałem rodzinę, to ona mnie mocno wspierała i wspiera w tym okresie. Oprócz przygotowanie fizycznego trzeba nastawić się odpowiednio mentalnie. W razie niepowodzenia, a w tej części zdarzają takowe, nie można go rozpamiętywać, lecz trzeba starać się jak najszybciej wyrzucić z pamięci. Gdy zespół wygrywa, trzeba się cieszyć, ale przez krótką chwilę, i postąpić tak samo.

Koncentracja musi towarzyszyć zawodnikom, jak i trenerom w boksie. Ci pierwsi przecież realizują założenia taktyczne, zaś drudzy na bieżąco muszę reagować na to, co dzieje się na lodzie. Przez 1,5 miesiąca żyjemy pod napięciem, ale lubię ten okres, bo jesteśmy w zupełnie innym wymiarze. Nie wyobrażam sobie życie bez tego wydarzenia, choć moja rola będzie inna.

Różne barwy

Bagiński z macierzystym Stoczniowcem zdobył brąz w 2003 r. i zaraz po nim zdecydował się na przenosiny do Tychów. W GKS-ie tworzono solidne podstawy, by mieć drużynę na miarę mistrzostwa. Sny o potędze były już wówczas, ale na złoto trzeba było jeszcze poczekać i pokonać ówczesnego hegemona, Unię Oświęcim.

– Każdy play off miał swoje barwy, bo raz były radosne, innym razem zupełnie nie, w zależności od wyników – dodaje Bagiński. – Nasze pierwsze mistrzostwo, tak wyczekiwane, pewnie wszyscy będziemy pamiętali, a ja w szczególności. Zdobyłem gola z karnego, decydującego o złocie. Taką sytuację można sobie tylko wyśnić. To jednak nie był sen, wszystko się działo 18 marca 2005 r. (dzień po 25. urodzinach „Bagisia” – przyp. red.). Głód złota chwilowo był zaspokojony, a potem w kolejnych 4 latach tylko się o nie ocieraliśmy.

Kibice w Tychach na nastepne mistrzostwo czekali aż 10 lat. Przez ten czas czuli gorzki smak porażek, m.in. aż 5 razy z Cracovią, Podhalem czy Sanokiem. Jednak sezon 2014/15, pod kierunkiem trenera Jirzego Szejby, zakończył się fetowaniem złota.

– Solidnie zapracowaliśmy na mistrzostwo, bo najpierw pokonaliśmy Unię Oświęcim, a w półfinale zaczęły się poważne schody – dodaje Bagiński. – Wygraliśmy serię z Sanokiem 4-2, choć przegrywaliśmy już 0-2 i to również świadczy o jakości drużyny. W finale po dwóch meczach z Jastrzębiem był remis 1-1 i nie zapomnę 3. spotkania na naszym lodowisku. Nadkomplet publiczności oczekiwał naszej wygranej. A tymczasem Maciek Urbanowicz już 2 minucie ją uciszył, zdobywając gola. Przegraliśmy 0:2, ale w następnym dniu role się odwróciły i byliśmy górą 4:2. Były remis 2-2, ale kolejne potyczki już rozstrzygaliśmy na własną korzyść 4:2 i 4:1.

Inna rola

Krzysztof Majkowski – Adam Bagiński – Arkadiusz Sobecki cieszyli się z wygranych i przeżywali gorycz porażek. Natomiast teraz stanowią zgrany tercet trenerów, który ma poprowadzić drużynę do kolejnego sukcesu.

– Mamy doświadczony zespół o ogromnych możliwościach i jeżeli zaprezentujemy swój poziom, wówczas jestem spokojny o końcowy wynik rywalizacji – przekonuje Bagiński. – Teraz jestem w innej roli, staram się w boksie zachowywać spokój i udzielać drobnych rad. Jeżeli hokeiści będą się trzymali nakreślonego planu, to żaden rywal nam niestraszny. Już niebawem niektóre zagadki z chwilą pierwszego dwumeczu zostaną, przynajmniej częściowo, rozwiązane.

I jeszcze jedno – Adam Bagiński znów prezentuje okazały zarost, bo na play off tak trzeba…


Na zdjęciu: Adam Bagiński podczas treningów dotrzymuje kroku młodszym kolegom.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus