Hokej. Poniewierka GieKSy

Kiedy katowicki zespół powróci do „Satelity” tego nie wie nikt.


Hokeiści GKS-u Katowice od wielu lat w okresie przygotowawczym prowadzą tułacze życie i trenują na „Jantorze”. To dyskomfortowa sytuacja, bo zajęcia w siłowni są prowadzone w centrum miasta, a potem samochodami przenoszą się na do Janowa. Z „Satelity” nie można korzystać, bo nie ma… lodu.

Sezon ligowy za pasem i już wiadomo, że pierwsze dwa domowe spotkania – z Energą Toruń oraz Stoczniowcem Gdańsk – zostały przełożone i zostaną rozegrane na wyjeździe. Kiedy GieKSa będzie mogła korzystać ze swojego „domu” tego nie wie nikt.

Niezbędne sprężarki

Polskie Towarzystwo Wspierania Przedsiębiorczości zawiadujące „Spodkiem”, lodowiskiem i MCK-iem w ostatnich dwóch latach wynajmowało sprężarki niezbędne do mrożenia tafli. W czasie pandemii poniosło jednak dotkliwe straty i teraz zwyczajnie go nie stać na wynajmowanie sprzętu.

Stare sprężarki były w gestii miasta i jedna z nich została wyremontowana. Jedna sprawna, ale niezbyt efektywna nie jest jednak w stanie stworzyć lodowej tafli i stąd toczą się rozmowy, jak ten problem rozwiązać. Najprościej byłoby kupić nowy sprzęt i kłopot byłby z głowy na lata. Sęk w tym, że w tych trudnych czasach mało kogo stać na taki wydatek. Trzeba więc reanimować stare sprężarki, przez co czas się wydłuża, a reanimacja nie gwarantuje odpowiedniej jakości.

Może wkrótce uda się zamrozić i stworzyć taflę, jednak co będzie, jeśli sprzęt odmówi posłuszeństwa? Lód zniknie, a hokeiści na betonie nie zagrają… Kiedy GKS powróci do „Satelity” tego nie wie nikt.

Kątem w gościnie

Trener Piotr Sarnik zachowuje stoicki spokój – tak przynajmniej prezentuje się na zewnątrz – aczkolwiek ma prawo się irytować. To i tak dobrze, że zespół może korzystać z „Jantoru”…

– Na temat „Satelity” nie zamierzam się rozwodzić, bo nie jestem kompetentny – mocno akcentuje szkoleniowiec. – Na pewno mamy pewien dyskomfort, bo przecież zawodnicy wynajęli mieszkania w pobliżu lodowiska, by swobodnie się na nie przemieszczać, a tymczasem muszą dojeżdżać do Janowa. Na „Jantorze” mamy do dyspozycji dwie małe szatnie, a w swoim zwyczaju – przed czy po treningu – przeprowadzaliśmy wideoanalizy. Teraz mamy kłopot zebrać się razem, ale trzeba sobie jakoś radzić…


Czytaj jeszcze: Kanadyjczyk z odsieczą


„Co nas nie zabije, to nas wzmocni” – to porzekadło pasuje do tej sytuacji. Hokeiści GKS-u są odporni na przeciwności losu, ale chcieliby już wiedzieć, kiedy będą mogli powrócić do siebie.

Katowiczanie rozegrali cztery mecze kontrolne: z GKS-em Tychy (2:1), z Re-plastem Unią Oświęcim (5:4) oraz z Zagłębiem Sosnowiec (6:2 i 7:4) i trenerzy zdecydowali, że kolejnych nie będzie. – Po co kusić los w tych trudnych czasach? – pyta trener Sarnik. – W czasie zajęć gramy między sobą i wyznaczamy sobie zadania. Uważam, że odwołanie kolejnych meczów kontrolnych nie wyrządzi szkody zespołowi.

Zbilansowana drużyna

Skład GKS-u został zmieniony, choć trzon drużyny – 10 zawodników – pozostał. Juraj Simboch, słowacki bramkarz, sprawia solidne wrażenie, choć w trakcie meczów popełnił kilka błędów. To jednak profesjonalista i potrafi wyciągać wnioski. Grzegorz Pasiut miał problemy z kolanem, ale już się z nimi uporał i trenuje bez przeszkód, Filip Starzyński, pom izolacji, wrócił do zajęć, próbując nadrobić stracony czas.

– Chcemy kontynuować taktykę, która obowiązywała w poprzednich sezonach – wyjawia szkoleniowiec katowiczan – i dlatego ruchy kadrowe chcieliśmy ograniczyć do minimum. Tu się w części udało, bo przecież doszło 10-osobowa grupa, która szybko przyswaja sobie nasze reguły gry. Zespół, by odpowiednio funkcjonował na lodzie, potrzebuje dwóch lat. W sezonie oczekuję pełnego zaangażowania i konsekwencji w poczynaniach na lodzie. Gdy te elementy będą funkcjonowały, żaden przeciwnik nie będzie nam straszny.

Jedną mamy tylko zagadkę: kiedy zespół na stałe wróci do „Satelity”? Tego nie wie nikt, więc w najbliższym czasie hokeistom znów przyjdzie poniewierać się po okolicy. Ot, taki tułaczy los…


Na zdjęciu: Kiedy zobaczymy takie obrazki w „Satelicie”? Trudne pytanie.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus