Hokej. Rzucony w głębinę

Dostałem drugą szansę i mam nadzieję, że ją wykorzystam – wyjawia Kamil Lewartowski, reprezentacyjny bramkarz GKS-u Tychy.


Wybór pozycji nie był dziełem przypadku, bo z chwilą przyjścia na lodowisko był pod wrażeniem gry bramkarza. Podziwiał kunszt Arkadiusza Sobeckiego, swojego idola i obecnego guru, a teraz stara się iść w jego ślady, choć zdaje sobie sprawę, że droga na szczyt nie jest usłana różami. Kamil Lewartowski, bo o nim mowa, bramkarz GKS-u Tychy znalazł się w przełomowym momencie hokejowej przygody i ten sezon w dużej mierze może sprawić, że sportowa karuzela nabierze przyspieszenia. Zdaje sobie z tego sprawę sam zainteresowany, ale również jego idol i koledzy.

Ważne wsparcie

„Lewar”, z krwi i kości tyszanin, wybrał bramkarski fach, choć należy on do najtrudniejszych. Jako chłopak uczestniczył w specjalistycznych campach pod kierunkiem czeskiego trenera, który przyjeżdżał do Katowic. Pilnie obserwował grę i zachowanie w bramce Sobeckiego, dwukrotnego mistrza oraz wielokrotnego medalisty mistrzostw Polski. A potem znalazł się pod opieką swojego idola i tak jest do dziś. Występował w obu reprezentacjach juniorów do lat 18 i 20, a teraz pora na…

– Wszystkie umiejętności jakie posiadam i staram się doskonalić to zasługa trenera Sobeckiego – wyjaśnia 23-letni bramkarz.

– Wspiera mnie na każdym etapie mojej przygody i wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Niedawno został zwolniony z klubu, ale pozostajemy w kontakcie i wspólnie analizujemy moje występy. Mam wsparcie nie tylko w trenerach, ale całej drużynie, za co wszystkim jestem wdzięczny, bo to ważny dla mnie czas.

Lewartowski został rzucony w głębinę, bo wokół tej pozycji w tyskim klubie było spore zamieszanie. Nie chcemy już wracać do szczegółów, gdyż były one szeroko opisywane i komentowane. Ondrej Raszka doznał kontuzji, wrócił na chwilę i rozwiązano z nim kontrakt. Obecnie „Lewar” ma za sobą 24 ligowe występy, w których zaliczył 4 „czyste” konta. W sumie rozegrał 54 mecze.

Przygotowanie mentalne

Każdemu występowi towarzyszy ogromna presja i zarazem odpowiedzialność, bo tyscy kibice oczekują od niego samych „czystych” kont oraz wygranych drużyny. Rozgrywki ligowe znów zyskały na jakości. W każdym meczu trzeba się mocno koncentrować oraz solidnie pracować, by odnieść zwycięstwo. Zespoły niżej notowane m.in. Podhale, Zagłębie czy Sanok podejmują walkę i starają się „skubnąć” punkty.

– Codziennie staram się doskonalić umiejętności techniczne i przygotować mentalnie do każdego spotkania – dodaje „Lewar”.

– Zdaję sobie sprawę, że moja praca do łatwych nie należy, bo w końcowym rozrachunku oczy wszystkich są zwrócone na mnie, a wyniki są analizowane przez pryzmat mojej postawy. Swoimi interwencjami staram się pomóc drużynie i kolegom, jednak zdaję sobie sprawę ze swoich błędów i z każdym meczem staram się je eliminować.

Ciągle słychać głosy, że w tyskiej ekipie trwają poszukiwania bramkarza. To prawda, że Lewartowski powinien mieć większe wsparcie, ale jeżeli wytrzyma ten trudny sezon, to w następnym będzie silniejszy. Nie dobieramy mu szansy, bo przecież grupa rodzimych bramkarzy jest niezwykle mikra. Z reguły między słupkami stoją obcokrajowcy, a nasi z góry są spychani na dalszy plany.

Nieoczekiwana nominacja

Robert Kalaber, selekcjoner reprezentacji, zdaje sobie sprawę, że nie liczy się tu i teraz, lecz trzeba myśleć o przyszłości. Dwa towarzyskie turnieje EIHC to świetna okazja, by dać szansę zawodnikom młodszego pokolenia, potencjalnym reprezentantom. Tak było z Lewartowskim, który otrzymał powołanie przed listopadową imprezą w Tallinie i tak jest teraz przed występem reprezentacji w Bytomiu.

– Pierwsza nominacja była niespodzianką i zaskoczeniem – uśmiecha się Lewartowski.

– Nie wiem, jakie kryteria obowiązywały, ale może została nagrodzona moja pracowitość… Należę do pracusiów, choć również pamiętam o regeneracji. Cieszyłem się z powołania, ale z występu przeciwko akademickiej drużynie Łotwy znacznie mniej. Krążek cztery wpadł do mojej bramki, więc to wynik – umówmy się – przeciętny. Byłem wściekły na siebie, bo nie tak sobie wyobrażałem ten występ. Dostałem drugą szansę i mam nadzieję, że ją wykorzystam.

Przed turniejem EIHC w Bytomiu w kadrze znalazło się trzech bramkarzy-debiutantów i pewnie będą im towarzyszyły spore emocje. Obok Lewartowskiego są to Paweł Bizub (Tauron Podhale Nowy Targ) i David Zabolotny (Comarch Cracovia). Cały tercet ten ma szansę na oficjalny debiut, ale o tym zadecyduje sztab szkoleniowy reprezentacji. Podczas turnieju w Bytomiu rywalami Polaków będą: Francja (16 grudnia, 19.00), Węgry (17 grudnia, 19.00) i Ukraina (18 grudnia, 17.30).


Na zdjęciu: Kamil Lewartowski już wystąpił w biało-czerwonym trykocie, ale jedynie w nieoficjalnym meczu.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus