Hokej. Są piękne chwile…

Nikt nie oczekiwał, że GKS Katowice oraz Comarch Cracovia po 2. meczach Champion Hockey League (CHL) mają już na koncie już po jednym zwycięstwie.


To niewątpliwie historyczna chwila dla rodzimego hokeja, który nie ma zbyt wysokich notowań wśród europejskich ekspertów. A tymczasem debiutanci z Katowic zaskoczyli wszystkich swoją postawą w obu spotkaniach: przegranej z obrońcą trofeum Rogle Angelholm 4:5 można było uniknąć, ale zabrakło doświadczenia.

Natomiast wygrana z Lions Zurych 2:1 po dogrywce musiała się odbić szerokim echem, bo to przecież sensacyjne rozstrzygnięcie. Z kolei „Pasy” niewiele zdziałały w meczu ze Straubing Tigers, przegrywając 0:4. W drugim meczu potrafiły wykorzystać swoją szansę i wygrały z Villach 4:2. Oba nasze zespoły czeka teraz sesja wyjazdowa i o jakąkolwiek zdobycz będzie niezwykle trudno.

Podrażniona ambicja

– Już oczami wyobraźni sobie wyobrażam co będzie się działo w rewanżu w Zurychu – uśmiechał się w sobotni wieczór mocno zmęczony, Marcin Kolusz. – Ambicja hokeistów Lions została podrażniona i mogę tylko przypuszczać co teraz się dzieje w szatni. A my? Cóż mieliśmy wspaniałego Johna między słupkami, a reszta starała się na tyle ile było nas stać. Okazuje się, że ambicją oraz walecznością można wiele dokonać. Rewanż będzie zupełnie inną historią i trzeba będzie się wystrzegać błędów.

Hokeiści GKS-u wszystkich obserwatorów zaskoczyli dojrzałością taktyczną oraz przygotowaniem fizycznym. Trenerski duet Jacek Płachta – Ireneusz Jarosz potrafi dobrze przeanalizować grę rywali i opracować taką strategię gry, by można podjąć walkę z wyżej notowanym rywalem. By ją zrealizować potrzeba wykonawców. A oni nie zawiedli. John Murray rozegrał chyba swój najlepszy mecz w karierze i gdyby nie bariera wiekowa (35 lat) już teraz pewnie otrzymałby lukratywne propozycje z poważnych zagranicznych klubów. Początkowo jego koledzy byli mocno stremowani i sprawiali wrażenie zgubionych na lodzie. Jednak z każdą chwilą nabierali pewności siebie i kilka razy poważnie zagrozili bramce Ludovica Waebera. Zadziwili dobrym przygotowaniem fizycznym, choć tempo obu meczów było zdecydowanie wyższe niż to z ligowej rzeczywistości.

Murray w rozmowie z media klubowymi ubolewał, że nie udało się utrzymać korzystnego wyniku z Rogle. GKS prowadził 3:1, ale dał się zaskoczyć na początku 3. tercji i w rezultacie nikła porażka. „Jasiek Murarz” przekonuje, że GKS powinien mieć na koncie 5 „oczek”, bo takich sytuacji sobie nie może wybaczyć. Jednak trudno go obwiniać za porażkę ze szwedzką ekipą, bo ciężar odpowiedzialności spada na cały zespół. Teraz jesteśmy ciekawi jak zaprezentuje się podczas meczów wyjazdowych w Szwajcarii oraz w Szwecji.

Przerwana passa

„Pasy” w dotychczasowych występach zanotowali 11 porażek, ale przed niedzielnym meczem po cichu liczono, że ta niefortunna passa zostanie przerwana. Zespół Villach SV pojawił pod Wawelem w mocno osłabionym składzie z powodu kontuzji oraz zatrucia pokarmowego. Trener Rob Daum miał do dyspozycji 2. bramkarzy oraz 15. zawodników pola. Tak więc za dużego pola manewru nie miał, ale i tak przyjezdni pokazali się z niezłej strony.

Hokeiści Cracovii zagrali nieco lepiej niż z „Tygrsami” z Straubing, ale brakowało płynnych akcji. Gospodarze byli nieco szybsi i sprytniejsi od rywali, a przede wszystkim skuteczniejsi. Martin Kasperlik z Romanem Racem w poprzednim sezonie zdobywali sporo goli dla zespołu z Jastrzębia i po przenosinach do Krakowa nic nie stracili na wartości.

Ten pierwszy zdobył 2. bramki, drugi jedną i zaliczył asystę. Całość zamknął Mateusz Michalski strzałem do pustej bramki. Podopieczni trenera Rudolfa Rohaczka muszą się wystrzegać prostych błędów oraz fauli. Niemniej „Pasom” należą się słowa uznania, że nie zmarnowali swojej szansy i zaliczyli pierwszą wygraną. Za chwilę emocji ciąg dalszy…

Następne mecze w piątek (9.09.): Straubing Tigers – Comarch Cracovia (19.30), Villach SV – Farjestad Karlstad (20.20).


Na zdjęciu: Grzegorz Pasiut, kapitan i lider GKS-u, zadziwia wyborną formą i mobilizuje kolegów. I są tego efekty.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus