Hokej. „Sierotom” idzie lepiej

Gdy hokeiści GKS-u Katowice przegrali w Tychach 1:2, zapytaliśmy Piotra Sarnika, nominowanego na I trenera po niechlubnym wyjeździe (ucieczce?) Risto Dufvy, o plany świąteczne. Błyskawicznie odpowiedział: – U nas świątecznej przerwy nie ma. Choć nie gramy w finałowym turnieju Pucharu Polski, musimy solidnie popracować. Od tego czasu minął prawie miesiąc i trzeba przyznać, że gra katowiczan nabrała rozmachu. Na pięć meczów wygrali cztery z rzędu i nadal mają szansę awansu na 4. miejsce przed ostatnią rundą sezonu zasadniczego.

Poprawa atmosfery

Może to i dobrze, że trener Dufva wyjechał do ojczyzny – zastanawialiśmy się, kiedy hokeiści GKS-u Katowice zostali nieoczekiwanie „osieroceni”. Bo zespół pod kierunkiem trenera Sarnika prezentuje się lepiej zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Hokeiści wchodzą na lód skoncentrowani, a na ich twarzach gości uśmiech. Nie trzeba przebywać w szatni, by stwierdzić, że wyraźnie polepszyła się atmosfera w drużynie.

– Jeszcze ten sezon nie skończył, więc nas nie skreślajcie. Popracujemy, wrócą kontuzjowani i znów zaczniemy wygrywać – te słowa wypowiedział kapitan GKS-u, Grzegorz Pasiut, po przegranym meczu w Tychach.

Teraz znajdują one potwierdzenie…

Miłe zaskoczenie

Patryk Krężołek, 21-letni napastnik rodem z Krynicy, chyba już na dobre zadomowił się na Śląsku, bo 3 lata spędził w SMS i w trzecim kolejnym sezonie występuje GKS-ie Katowice. Jednak dopiero w trwających właśnie rozgrywkach ma prawo czuć satysfakcję z gry; często znajduje się w protokole meczowym po golach czy asystach. W dotychczasowych 37 meczach zgromadził 19 pkt (12 goli+7 podań). Dla porównania w poprzednim sezonie w 53 spotkaniach miał w sumie 19 „oczek” (7+12).

– Rzeczywiście, nie jest źle, ale mogło być też lepiej – uśmiecha się skromnie katowicki napastnik. – Przed tym sezonem grałem sporo w meczach kontrolnych, kiedy jednak zaczęła się gra o punkty, znacznie rzadziej wyjeżdżałem z boksu. Występowałem w czwartej formacji, która miała inne zadania taktyczne niż koledzy. To był atak „walczaków” rozbijających się po bandach.

Niemniej młody napastnik zaczął punktować i coraz mocniej akcentować swoją obecność. W jakimś sensie pomogły mu w tym kontuzje napastników i zmiana trenera, po czym Krężołek został przesunięty do I formacji. Najpierw zastępował walczącego z urazem Pasiuta, a obecnie Teddy’ego Da Costę.

– Te wymuszone roszady sprawiły, że więcej przebywam na lodzie, ale trzeba też podkreślić, że trener Sarnik ma nieco inną filozofię niż jego poprzednik – dodaje Krężołek. – Przede wszystkim pozostawia nam więcej swobody w ataku. Wcześniej było to zamknięte w ramach taktycznych. Oczywiście, jeżeli chodzi o grę obronną, nic się nie zmieniło – obowiązuje „żelazna” dyscyplina. Zresztą, wystarczy spojrzeć na liczbę straconych bramek (65, najmniej w lidze – przyp.red.), by znaleźć odpowiedź na pytanie, jak bronimy. Pewnie, że skuteczność mogła być lepsza, ale każdy zespół zmaga się z tym problemem.

„Skruszyć” Fuczika

Hokeiści GKS-u Katowic kończą IV rundę meczem z Gdańskiem. Zespół prowadzony przez trenera Marka Ziętarę jest niewygodnym rywalem, a przekonały się o tym wszystkie ligowe ekipy. W dotychczasowych meczach między zainteresowanymi drużynami zdobywano po jednym golu. Katowiczanie wygrali w Gdańsku 1:0, ale w dwóch kolejnych przegrywali 0:1. Tak czo owak punkty zdobyte dzisiaj (lub stracone) dla jednych i drugich będą miały kolosalne znaczenie.

– To wymagający rywal, ale w tym sezonie jest ich dużo – przekonuje Krężołek. – Przede wszystkim trzeba „skruszyć” bramkarza Tomasza Fuczika, który potrafi utrzymać zespół w grze. Mam tylko nadzieję, że tym razem znajdziemy sposób, by go pokonać, i to kilka razy.

Tak czy owak – wszystko wskazuje na to, że „GieKSa” odzyskała równowagę…

Na zdjęciu: Patryk Krężołek (z prawej) dotychczasowe występy może zapisać po stronie plusów.